8/27/2022

Jak można "Ugotować niedźwiedzia" Mikael Niemi

Jak można "Ugotować niedźwiedzia" Mikael Niemi


Po kilku lekturach z "Serii z Żurawiem" mam już raczej pewność, że kolejny wydany tytuł raczej mnie nie zawiedzie. Tym razem kiedy książka do mnie przyszła zaskoczył mnie jej gabaryt, bo przyzwyczajona raczej byłam do krótkich form, a tym razem dostałam małą cegiełkę. Na prawie 400 stronach kryminał łączy się z obyczajem i historią. O czym jest dokładnie książka spod pióra Mikaela Niemi? 

Połowa XIX wieku, mała wioska pod kołem podbiegunowym. Pastor Laestadius i jego młody uczeń Jussi odkrywają piękno okolicznej przyrody, badają rośliny, tworząc zielniki. Pewnego dnia młoda pasterka zostaje uznana za zaginioną, a później zostaje znaleziona martwa na mokradłach. Przedstawiciele władzy uznają to za napad niedźwiedzia, jednak pastor i jego pomocnik nie są przekonani. Postanawiają przeprowadzić własne śledztwo, wierząc że kto inny jest mordercą. Wkrótce dochodzi do kolejnych tragedii, a nad pastorem i Jussim zaczynają krążyć czarne chmury.

Miałam pewność, że przepłynę przez tę historię jak tylko przeczytałam pierwsze zdania. Świetny język, lekko poetycki, tworzący nieoczywiste zdania. Przez dużą część książki narratorem jest Jussi, młody chłopak, który pochodzi ze społeczności Saamów i z tego powodu jest wyrzutkiem w społeczności wsi. Choć ma problem z mówieniem, otworzeniem się przed innymi ludźmi poza pastorem, to w głowie ma ogrom historii. Opowiada o pragnieniach, o swoim życiu przed poznania pastora, o tym, w jaki sposób traktują go inni. A także o zbrodniach i poszukiwaniach winnego. O pomysłach na znalezienie dowodów. 

Wątek kryminalny jest ważny, a jednak mam wrażenie, że jest on tylko pretekstem do pokazania świata w którym przyszło żyć bohaterom. Mała wioska, z wielką ilością uprzedzeń zwykłych mieszkańców, postępowy pastor, który po studiach w Uppsali ma dużą wiedzę i jeszcze większą chęć, żeby ją pogłębiać. Młody chłopak, przygarnięty na plebanię, który staje się wyrzutkiem społecznym. I konflikt społeczny na linii władza - pastor. 

Pastor Laestadius jest postacią historyczną, którą autor chciał przybliżyć. Jego historia jest barwna i ciekawa. Sam wywodzący się z biednej rodziny, dzięki pomocy skończył uniwersytet, specjalizował się w botanice i teologii. Kiedy został pastorem wrócił do rodzinnej miejscowości, żeby nawracać ludzi. Stworzył nowy ruch nazwany odrodzeniowy - Laestadianizm. Z książki wyłania się postać, którą chciałoby się poznać bliżej. Mądry człowiek, który wielokrotnie wątpi w swoje postępowanie, a jednocześnie jest otwarty na nowinki technologiczne. Potrafi rozszyfrować ludzi, udziela też właściwych rad.

Czym bliżej końca tej historii, tym wokół pastora i Jussiego zaciska się niewidzialny krąg. Podejrzenia co do sprawcy zbrodni i głośne poglądy w tej sprawie powodują, że oboje głównych bohaterów będzie musiało walczyć o życie. Czym bliżej końca, tym bardziej bezsilny jest pastor, ze swoją wiedzą. Czym bliżej końca tym bardziej tragicznie się robi. 

Autor stopniuje napięcie, początkowo pokazując spokojne życie bohaterów, żeby wraz z każdym kolejnym rozdziałem zbliżyć się do mrocznego końca. Do ostatniej kartki nie wiadomo, kto wygra tą rozgrywkę, kto wyjdzie cało z sytuacji. Jest brutalnie. 

Ciężko się oderwać od lektury. W tej książce cały czas coś się dzieje, wydarzenie goni wydarzenie, a obserwacje Jussiego i postępowanie pastora sprawiają, że nigdy nie wiadomo, co zadzieje się na kolejnej kartce. I choć nie jest tu cukierkowo i nie zawsze ten dobry wygrywa, to do końca lektura potrafi zaskoczyć. 

"Ugotować niedźwiedzia" to kolejna świetna lektura z "Serii z Żurawiem" wydawnictwa bo.wiem. Tym razem autor przenosi czytelnika na koło podbiegunowe, gdzie tajemnicze zbrodnie próbuje zbadać charyzmatyczny pastor i jego pomocnik. Świetne tło społeczne, które jest równie wyraziste jak sama historia kryminalna. 




  • Autor: Niemi Mikael
  • Tytuł: Ugotować niedźwiedzia
  • Tytuł oryginalny: Koka björn
  • Wydawnictwo: UJ / bo.wiem
  • Liczba stron: 400
  • Premiera: 19 maj 2022





8/24/2022

Musisz wrócić "Zanim wystygnie kawa" Toshikazu Kawaguchi

Musisz wrócić "Zanim wystygnie kawa" Toshikazu Kawaguchi


Chyba każdy chciałby choć na chwilę przenieść się do przeszłości, żeby móc naprawić błędne decyzje, spotkać jeszcze raz bliskich. Okazuje się, że niepozorna kawiarnia gdzieś w Tokio pozwala na taką podróż, ale mało kto się na nią decyduje. Dlaczego? Bo ma tak wiele zasad, których trzeba przestrzegać i które powodują, że niewiele da się zrobić. Najważniejsze z nich to: 

- Teraźniejszość się nie zmieni
- Tylko jedno krzesło przenosi do przeszłości i nie można się z niego ruszać 
- Można się spotkać tylko z osobami, które były w tej kawiarni w przeszłości
- Jest limit czasu: trzeba wrócić zanim wystygnie kawa
- Każdy może tylko raz wrócić do przeszłości

Po co w takim razie decydować się na taką podróż, skoro niewiele wniesie do życia? Czy są osoby, które mimo tylu obostrzeń zdecydują się na powrót i co z tego wyniosą? 

Niezbyt obszerna lektura pokazuje minimalizm i piękno japońskiej literatury. Cztery rozdziały przedstawiają różne relacje między bohaterami, nie są to też przypadkowe osoby. Mało kto zagląda do kawiarni, która nie zmieniła się od stu lat i w której można poczuć ducha przeszłości. Dążenie do powrotu wywołane jest silnymi emocjami, wstrząsem emocjonalnym, próbą pogodzenia się z przeszłością właśnie. I choć takie spotkanie nie zmieni teraźniejszości to jednak wiele wnosi w życie bohaterów i pozwala im poznać siebie i zrozumieć istotne kwestie, które nie pozwalają im iść dalej. 

Autor pokazuje różne relacje: pewnej pary, która nie potrafi ze sobą otwarcie rozmawiać; małżeństwa, które dopadł problem; relacji siostrzanej, która przez lata nie była najlepsza; czy też spotkanie matki i dziecka, które jest niezwykle istotne dla oby stron. Każda z tych kwestii jest inna, ale wszystkie niezwykle ważne dla każdego z bohaterów ale także dla czytelnika. Ciężko mi wybrać rozdział, który najbardziej mnie dotknął, mam wrażenie, że każdy z nich w jakimś stopniu był dla mnie istotny i pozwolił mi poznać ludzką naturę. 

Pierwotnie tytuł ten został napisany przez autora jako sztuka, dopiero później doczekała się powieści, a także ekranizacji. To, że pierwowzorem był scenariusz sztuki czuć podczas lektury, która jest niezwykle plastyczna i można doskonale wyobrazić ją sobie w trakcie czytania. Jednocześnie wszystkie wydarzenia dzieją się w tej niewielkiej kawiarni, to tu poszczególni bohaterowie przychodzą, na kilkumetrowej przestrzeni odbywają się ważne rozmowy i wydarzenia. 

Bardzo wyraźnie czuć tutaj ducha wschodnio-azjatyckiej literatury: niewielka objętość, proste wydarzenia, rozmowy, minimalizm w opisach, przesłanie płynące ze spotkań bohaterów. Nie ma tu zwrotów akcji, czy niespodziewanych sytuacji, są raczej przemyślenia na temat życia. To ten rodzaj lektury, przez który sunie się powoli i z przyjemności, delektując się każdym szczegółem. 

"Zanim wystygnie kawa" to niewielka objętościowo lektura, która w czterech opowiadaniach pokazuje różne ludzkie relacje. Odrobina magicznego realizmu, która przedstawiona jest przez podróż w czasie, pozwala uwypuklić ludzkie uczucia, pozwala bohaterom spojrzeć w głąb siebie. To lektura, którą powoli się kosztuje. Na pewno nie dla każdego, ale myślę, że warto po nią sięgnąć i sprawdzić, czy to ta właściwa książka. 



  • Autor: Kawaguchi Toshikazu
  • Tytuł: Zanim wystygnie kawa
  • Tytuł oryginalny:コーヒーが冷めないうちに / Kohi ga Samenai Uchi ni
  • Cykl: Zanim wystygnie kawa #01
  • Wydawnictwo: Relacja
  • Liczba stron: 240
  • Premiera: 13 lipca 2022




8/20/2022

Czy warto poznać "Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery

Czy warto poznać "Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery


Gdyby ktoś wyrwał mnie w środku nocy pytaniem o ulubioną książkę czy serię w pierwszej chwili zawsze przychodzi mi na myśl Ania Shirley i cykl książek, który popełniła Lucy Maud Montgomery. Każdy z tomów przygód rudowłosej bohaterki czytałam po wielokroć, a tom pierwszy mogę cytować z pamięci dzięki doskonałemu słuchowisku z 1979 roku. Po nowe tłumaczenie pani Anny Bańkowskiej początkowo nie planowałam sięgać. Mam swoje ukochane wydanie z lat '90 z Naszej Księgarni i trzymam się go z pewną dozą zawziętości. Jednak na wiosnę przesłuchałam kilka podcastów dotyczących nowego tłumaczenia, dowiedziałam się, że w rozgorzała mała burza na temat obrazoburczego potraktowania ukochanej przez wszystkich książki i trochę się zainteresowałam. W maju pani Anna Bańkowska pojawiła się na Targach Książki w Warszawie, więc stwierdziłam, że warto - kupić książkę i porozmawiać z tłumaczką. W tej chwili za mną lektura dwóch pierwszych tomów i chciałabym trochę więcej napisać na ten temat. 

Starsze rodzeństwo Marilla i Matthew Cuthbert postanawiają przygarnąć chłopca do pomocy w gospodarstwie, bo oboje są już niemłodzi. Pomyłkowo pod ich dach trafia jednak jedenastoletnia dziewczynka Anne Shirley. Biedne, wychudzone dziecko wzbudza litość, a jednocześnie bardzo szybko zaskarbia sobie sympatię wycofanego Matthew, a później jego siostry. Rodzeństwo postanawia przygarnąć dziewczynkę, która wywołuje w ich poukładanym życiu harmider, a jednocześnie dużo radości i miłości. 

Czy jest ktoś, kto nie słyszał o Anne Shirley? Wydaje mi się, że pisanie o samej powieści mija się z celem bo zarówno jej sympatycy jak i przeciwnicy, mimo wszystko znają tę historię. Tym razem chciałabym skupić się na nowym tłumaczeniu, przestawić własne przemyślenia po lekturze i przytoczyć kilka cytatów dla porównania - zarówno w oryginale jak i w dwóch tłumaczeniach, które posiadam. 

Będę korzystała z: 
- "Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery, tłumaczenie Anna Bańskowska, Wyd. Marginesy, rok 2022, Polska
- "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery, tłumaczenie Rozalia Bernsteinowa, wyd. Nasza Księgarnia, rok. 1956, 1992, Polska
- "Anne of Green Gables. The Original Manuscipt" L. M. Montgomery, Edited by Carolyn Strom Collins, wyd. Nimbus Publishing, wyd. 2019 ,Canada

Byłam bardzo ciekawa, skąd te potępiające głosy nowego tłumaczenia. Z jednej strony rozumiem przywiązanie do klasycznego tłumaczenia, na którym wychowały się pokolenia polskich czytelników, ale jednocześnie chyba nie powinniśmy zamykać się w tym jednym rozwiązaniu, bo możemy przez to stracić coś cennego.

Podczas lektury od razu rzucają się w oczy oryginalne imiona i zmienione nazwy niektórych miejsc, w którym przyszło żyć bohaterom. Nie ma Małgorzaty Linde, jest Rachel, nie ma Karola Sloane, jest Charlie... Jak pisze sama tłumaczka w przedmowie "(...) w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nosi imienia Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterom i bohaterkom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie." Może być to problematyczne przy lekturze, ale z drugiej strony wychodzi, że to wcześniejsi tłumacze odeszli od pierwowzoru. 

Najbardziej kontrowersyjne "Zielone Szczyty" zamiast "Zielonego Wzgórza" to całkowita zmiana znaczenia nazwy gospodarstwa Cuthbertów. Wcześniejsze tłumaczenia ewidentnie wskazywały, że Ania mieszka na wzgórzu lub pagórku. Tym razem autorka zwróciła uwagę na charakterystyczną zabudowę tamtejszych rejonów. Jak sama tłumaczy: "(...) jak istotne dla autorki było słowo gable. Niestety nazwa ta już od pierwszego przekładu sprawiała tłumaczom kłopoty. Gable po angielsku to termin architektoniczny oznaczający trójkątną ścianę łączącą dwie części dwuspadowego dachu. Po polsku jest to "szczyt". Słowo "szczyt" Polakom kojarzy się głównie z górami, dlatego już pierwsza tłumaczka zmieniła oryginalne Green Gables na Zielone Wzgórze, które tak wyryło się w pamięć kolejnych pokoleń, że aż do tej pory nikt nie odważył się zbadać, czy tam w ogóle było jakieś wzgórze."

Również kilka innych nazw się zmieniło, min. nazwa gospodarstwa państwa Barrych. Inne z kolei wróciły do swoich pierwotnych nazw, które we wcześniejszych wydaniach często były spolszczone, jak Białe Piaski czy Wybierze Morskie. 

Kiedy mija pierwsze zderzenie z tymi mało znanymi miejscami czerpie się przyjemność z pięknego języka powieści, który idealnie oddaje ówczesne czasy, jednocześnie nie stwarzając wrażenia niedzisiejszego. Poczułam to idealne wyczucie języka zaledwie zaczęłam czytać pierwsze zdania. 

Drugim bardzo ważnym elementem nowego tłumaczenia są liczne cytaty w wypowiedziach bohaterów, których ewidentnie zabrakło mi w dobrze znanym wcześniejszym wydaniu NK. Kiedy pierwszy raz trafiłam na taki moment w książce, sięgnęłam po wcześniejsze posiadane wydanie, żeby upewnić się, czy dobrze pamiętam. Okazuje się, że wcześniej cytaty te wplecione były często w treść w sposób ciągły lub zupełnie się nie pojawiały. 

"Przyjemna droga wśród zadbanych gospodarstw od czasu do czasu zagłębiała się w balsamiczny jodłowy las czy dolinkę, nad którą dzikie śliwy zwieszały swoje ukwiecone gałązki. Powietrze przesycała słodka woń licznych sadów jabłoniowych i bezkresnych łąk tonących w perłowofioletowej mgle, gdzie

Ptactwo tak głośno wyśpiewywało 
Jak gdyby lato dzień tylko trwało. *

* James Russell Lowell, The Vision of Sir Launfal" tłum. A. Bańkowska

"Śliczna była ta droga, wijąca się pomiędzy dwoma szeregami wygodnych domków; miejscami przecinała laski sosnowe o balsamicznym zapachu żywicy lub jakąś dolinkę, gdzie wyciągały swe gałęzie dzikie śliwy osypane puszystym kwieciem. Powietrze nasycone było zapachami niezliczonych sadów jabłoniowych, łąki gubiły się w dali na horyzoncie w purpurze i opalu, a ptaszki śpiewały i wyciągały trele z taką radością, jaka się należy pierwszym dniom wiosny". tłum. R. Bernsteinowa 

"It was a pretty road, running along between snug farmsteads, with now and again a bit of balsamy fir wood to drive through. The air was sweet wuth the breath of many apple orchards and the meadows sloped away in the distance to horizon mists of pearl and purple; while

"The little birds sang as if the were

The one day in summer of all the year"*

*Adjusted of quote the phrase accurately from James Russel Lowell's poem "The Vision of Sir Launfal" Original L. M. Montgomery

Całą książkę czytałam z przyjemnością, ale najbardziej zadowolona jestem z nowego tłumaczenia fragmentu dotyczącego przysięgi, jaką składają sobie Ania i Diana. Wreszcie zrozumiałam oburzenie tej drugiej zapytaniem Ani. 

" - A zaklniesz się na wszystko, że do śmierci będziesz mi wierna?
Diana wyraźnie się zgorszyła. 
- Ale przecież nie wolno kląć, to wielki grzech. 
- Och nie, to zupełnie co innego. Są dwa rodzaje zaklinania, wiesz?
- Ja zawsze słyszałam tylko o jednym - wzbraniała się Diana. 
- Jest także drugi, naprawdę. Ten mój jest w porządku, to po prostu taka uroczysta przysięga. " tłum. AB

" - Czy przysięgniesz, że będziesz moją przyjaciółką na wieczne czasy? - spytała prędko Ania. 
Diana spojrzała przerażona.
- Ależ to bardzo brzydko przysięgać - rzekła z wyrzutem.
- Cóż znowu! Nie jest brzydko przysięgać, tak jak ja myślę. Są dwa rodzaje przysięg. 
- Ja słyszałam tylko o jednym - rzekła Diana z powątpiewaniem.
- A właśnie, że jest drugi. Wcale nie brzydki! Jest to po prostu uroczysta obietnica."  tłym. RB

"Will you swear to be my friend for ever and ever," demanded Anne eagerly.
Diana looked shocked. 
"Why, it's dredfully wicked to swear," she said rebukingly.
"Oh, no, not my kind of swearing. There are two kinds, you know."
"I never heard of any but one kind," said Diana doubtfully. 
"The really is another. Oh, it isn't wicked at all. It just means vowing and promising solemnly." Original L.M.M. 
Czytanie zarówno pierwszego jak i drugiego tomu szło mi powoli, z tego właśnie powodu, że często porównywałam ze sobą tłumaczenia próbując ustalić, które jest dla mnie ciekawsze i bardziej przyciągające. 

"Anne z Zielonych Szczytów" z pewnością znajdzie swoich zwolenników jak i przeciwników. Sama skłaniam się raczej ku tym pierwszym, i choć nadal mam wielki sentyment do wcześniejszego tłumaczenia, to po lekturze nowego mam wrażenie, że odkryłam Anię od nowa, poznałam jej nową głębię i odkryłam kilka dodatkowych smaczków. W przypadku tego tytułu i tego wydania każdy musi jednak sam spróbować i ocenić, czy to jego kierunek. Polecam spróbować. 
 


  • Autor: Montgomery Lucy Maud
  • Tytuł: Anne z Zielonych Szczytów
  • Cykl: Ania z Zielonego Wzgórza #01
  • Wydawnictwo: Marginesy
  • Liczba stron: 384
  • Premiera: 26 styczeń 2022





8/17/2022

Co skrywa "Dom sekretów" Magdalena Kordel

Co skrywa "Dom sekretów" Magdalena Kordel


Chciałoby się powiedzieć: "Nareszcie!". W moje ręce trafił trzeci tom cyklu Tajemnice, dzięki któremu wróciłam do przesympatycznych bohaterów, ich radości i smutków, a także tajemnic, które nadal kryją się gdzieś w ciemnych zakamarkach pamięci. Byłam niezwykle ciekawa w jaki sposób autorka przedstawi historie sprzed lat, które w poprzednim tomie odrobinę wypełzły z cienia. Czy uda mi się zaspokoić swoją ciekawość? 

Adelę coraz bardziej ścigają cienie przeszłości, a niedawny powrót siostry, której nie spodziewała się spotkać na tym świecie, spowodował że starsza pani coraz mocniej bije się z myślami. Tajemnica związana z rodzinną klątwą, a także czasy, które rozdzieliły siostry, nie pozwalają cieszyć się dniem codziennym. Tragiczna historia z przeszłości, która miała miejsce wśród przodków Adeli wydawać by się mogła bajką w dzisiejszym świecie, czy młodzi bohaterowie zrozumieją rozterki seniorki? 

Miło było wrócić do tej historii, choć tym razem autorka ponownie zmienia środek ciężkości i wydarzenia współczesne są tylko tłem dla innej historii. Ten tom to świetna powieść szkatułkowa. Mam wrażenie, że wydarzenia z teraźniejszości niewiele posuwają się do przodu. Jest wiele przemyśleń Adeli, jej zmagać wewnętrznych i rozterek, które przeżywa. Inni bohaterowie pojawiają się tylko na chwilę i też niewiele o sobie mówią. Clou tego tytułu to historia z przeszłości z czasów krynolin. 

Mamy okazję poznać od środka historię, która swoim finałem ciągnąć się będzie jak zmora przez przyszłe pokolenia rodu Adeli i jej wnuczki Eweliny. Niezwykle smutna historia miłosna osadzona jest gdzieś w XIX wieku. Przez pryzmat różnych bohaterów poznajemy ówczesne czasy i sztywne konwenanse, które nie dały się pokonać. Autorka prowadzi nas do dworu, gdzie państwo i służba żyją obok siebie, ale zabiera nas też do wymarłych wiosek, a także do domu Szeptuchy, Czarownicy, Widzącej, kobiety która przybiera różne maski, pomagając ludziom lub im szkodząc. 

O ile współczesne wydarzenia czytałam z lekkim znużeniem, szczególnie na początku próbując przebrnąć przez przemyślenia i dylematy Adeli, to już od pierwszych zdań tej historycznej części książki ciężko było mi się od niej oderwać. I choć zagłębiając się w tą opowieść, z każdą kolejną sceną można podejrzewać, w jakim kierunku zmierza, to jednak do ostatnich wersów gdzieś w głębi ducha ma się nadzieję na szczęśliwe zakończenie. 

Okazuje się, że to tylko jedna z historii, którą ukrywa Adela, a którą ostatecznie zdradza przed swoimi bliskimi. Starsza pani podejrzewa, że we wspóczesnych czasach większość osób weźmie jej opowieść za bajki starszej pani, ale równie mocno boi się reakcji przesądnej Muszki. To wszystko uda się w tym tomie rozwiązać, poznając reakcje innych. Autorka nadal jednak trzyma nas w niepewności odnośnie historii siostry Adeli - Haliny, która coraz bardziej naciska, próbując przypomnieć przeszłość. 

"Dom sekretów" to trzeci tom cyklu Tajemnice, gdzie wydarzenia bieżące są tłem dla historii osadzonej gdzieś w XIX wieku i przedstawiającą tragiczną historię miłosną. Te historyczne wydarzenia czyta się z przyjemnością i nawet nie wiadomo, kiedy się kończą, a różnorodni bohaterowie sprawiają, że nawet przez chwilę nie czuć nudy. O ile wydarzenia współczesne raczej nie ruszają z miejsca, to przeszłość jest zdecydowanie warta poznania.  


Cykl Tajemnice: 

 




  • Autor: Kordel Magdalena
  • Tytuł: Dom Sekretów
  • Cykl: Tajemnice #03
  • Wydawnictwo: Znak
  • Liczba stron: 376
  • Premiera: 23 czerwiec 2022



8/14/2022

Co znaczy "M*A*S*H" Richard Hooker

Co znaczy "M*A*S*H" Richard Hooker


Kiedy tylko usłyszałam o polskim przekładzie tej książki od razu przed oczami stanął mi serial oglądany w polskiej telewizji za dzieciaka. I choć nie pamiętam szczegółów, to ogólny zarys fabuły i charakterystyczne postacie wróciły z odmętów pamięci. Postanowiłam sięgnąć po książkę, pierwowzór, żeby przypomnieć sobie tę historię i porównać z tym, co udało mi się zapamiętać. 

Do jednostki MASH-a 4077 trafia dwóch nowych lekarzy - "Sokole Oko" Pierce i Duce Forrest. Świetni specjaliści od razu znajdują swoje miejsce i na własnych zasadach postanawiają przetrwać czas przydzielony im w Korei przez amerykańską armię. Wraz z innymi członkami jednostki robią wszystko, żeby nie tylko stresujące, trudne momenty przy stole operacyjnym, które potrafiły trwać przez kilka dni, ale także śmiertelność pacjentów; dało się przetrwać i wrócić do rodziny i zwykłego życia. 

Richard Hooker napisał tę powieść ponad 50 lat temu, jej pierwsze wydanie miało miejsce w 1968 roku. Sam brał udział w wojnie koreańskiej jako chirurg i swoje doświadczenia zawarł w popełnionej książce. Chyba właśnie dlatego jest ona tak bardzo prawdziwa i przejmująca. Z kart powieści wypływa bardzo osobiste przesłanie młodych amerykanów, lekarzy, którzy zostali wysłani do Korei w czasie wojny w latach 1950-1953 i tak musieli poradzić sobie w warunkach ekstremalnych - gdzie zarówno stres jak i brak wyspecjalizowanych środków, a także wielogodzinna praca, aby nie pozwolić umrzeć żołnierzom, wywoływała bardzo silne psychiczne obciążenie. 

Książka opowiada o grupie lekarzy i pielęgniarek z jednego punktu sanitarnego usytuowanego na tyłach walczącej armii. Charakterystyczne postacie - Sokole Oko, Traper, Duke, czyli mieszkańcy namiotu zwanego "Bagnem" wyróżniali się zarówno na polu chirurgii jak i szalonych pomysłów w czasie wolnym. Ich przedsięcia czasami wywoływały zarówno szalone łzy jak i niedowierzanie podczas lektury, ale to właśnie był sposób na odreagowanie stresu jak i zachowanie równowagi psychicznej. 

Próby porównywania tego tytułu do serialu trochę mijają się z celem. Choć ogólne przesłanie zawarte w obu środkach przekazu jest takie samo, to serial pokazuje bardziej komediową stronę wydarzeń. Tutaj szalone pomysły bohaterów mają raczej słodko-gorzki posmak. Nawet w tych najbardziej nietypowych sytuacjach cały czas czuć trudny czas i niemoc bohaterów. 

Książka jest przedstawiona z punktu widzenia lekarzy na tyłach pól walki, podczas lektury raczej nie doświadczy się innych bohaterów niż Amerykanie. Pojedyncze postacie, jak młody Koreańczyk, pojawiają się tylko na chwilę i tylko w kontekście pomysłów głównych bohaterów. 

"M*A*S*H" to lektura pokazująca zderzenie zwykłego człowieka z trudami wojny i śmierci. Ciągły stres i niepewność jutrzejszego dnia, wyjazd do nieznanego kraju, którego sprawy zwykłych amerykańskich obywateli niezbyt interesowały. Każdy rozdział odsłania przed czytelnikiem fragment beznadziei i trudów, które miały miejsce w szpitalach polowych. Wszystko opowiedziane lekkim językiem i z pewną dozą czarnego humoru pozwala uświadomić sobie realia tamtych czasów i tamtego miejsca. Myślę, że warto po nią sięgnąć i odkryć własne wrażenia z lektury. 

- No cóż - powiedział w końcu Sokole Oko - kiedy funkcjonujesz w takich okolicznościach długo, parę osób w końcu pokochasz albo parę osób znienawidzisz. Nam się poszczęściło. Tak mi się zdaje. Wiem natomiast, że takie coś zdarza się raz w życiu. Poza rodzinami z nikim już nie stworzymy takich więzi, jak stworzyliśmy w tym cholernym namiocie przez ostatni rok, i jeszcze z Paskudnym, Rudym i kilkoma innymi. Cieszę się, że tak się stało, ale jeszcze bardziej się cieszę, że się skończyło. 
 



  • Autor: Hooker Richard
  • Tytuł: M*A*S*H
  • Tytuł oryginalny: MASH: a novel about three army doctors
  • Wydawnictwo:  Znak Koncept
  • Liczba stron: 304
  • Premiera: 13 lipiec 2022



8/11/2022

Niezwykła "Szkoła luster" Ewa Stachniak

Niezwykła "Szkoła luster" Ewa Stachniak


Sięgając po tę lekturę przeniosłam się w czasy i miejsce, do którego rzadko trafiam, a mianowicie na dwóch Ludwika XV. Moje pierwsze zetknięcie z piórem Ewy Stachniak okazało się fascynującą opowieścią o trudnych dla nas praktykach, które były dla ówczesnego władcy sposobem na nudę. Pora na wyprawę do pełnego przepychu Wersalu.

Rok 1755. Do domu Veronique i jej rodziny przychodzi tajemniczy mężczyzna. Okazuje się, że dziewczyna zwróciła jego uwagę swoją urodą, a matka widzi świetny interes w oddaniu córki, z jednej strony zdobywając za nią duże pieniądze, a z drugiej pozbywając się jednej z gąb do wykarmienia. Trzynastoletnia dziewczyna trafia do Parku Jeleni, rezydencji na terenie Wersalu, gdzie wśród innych młodych dziewcząt będzie szkolona, aby spodobać się pewnemu polskiemu szlachcicowi. Żadna z dziewcząt nie wie, że tak naprawdę będzie spędzała czas z Ludwikiem XV i spełniała wszystkie jego zachcianki. Ten krótki czas spędzony z królem wpłynie na całe życie młodej dziewczyny, a jego konsekwencje okażą się niezwykle dalekosiężne.

Autorka przedstawia czasy Ludwika XV przez życie dwóch głównych bohaterek - Veronique i jej córki. Dwie młode kobiety, którym przyszło żyć w czasach, w których kobiety nie mają wiele do powiedzenia. Obie pochodzące z nizin społecznych, obu życie determinują decyzje innych ludzi. Veronique z ubogiego domu trafia na salony, przepych nowego życia, suknie, przysmaki, cały splendor związany z nowym życiem jest dla młodej dziewczyny czymś niezwykłym. Jest w stanie zgodzić się na wszystko, żeby żyć w tym idealnym miejscu, był ulubienicą tajemniczego mężczyzny. Większość młodych dziewcząt jednak nie jest w stanie przekroczyć pewnej granicy i jest odsyłanych do domu w niesławie. Te praktyki są dla czytelnika trudne, bo choć autorka nie pisze wprost o pewnych praktykach, to bardzo łatwo domyślić się o co chodzi. Jest to tak sprzeczne ze wszystkim, co współcześnie jest zakazane, że w głowie budzi się ogromny sprzeciw. 

Druga część książki to życie Marie-Louise, od najwcześniejszych lat, kiedy żyła na wsi, do momentu bardzo brutalnych czasów rewolucji francuskiej. Życie tej bohaterki jest trudne i wielowymiarowe. Różnorodność jej losów, ciągłe oczekiwanie na matkę, a także późniejsze losy jako akuszerki, o tym wszystkim czyta się z wielkim zainteresowaniem. 

Zaskakujące jest to, jak wiele tematów społecznych udało się autorce poruszyć w tej historii. Nierówność społeczna, życie ubogich mieszkańców Paryża, losy kobiet, ciąża i trudny z nią związane, porzucanie swoich dzieci, kupczenie życiem ludzkim, często najbliższych osób, własnych dzieci, kontrowersyjne praktyki arystokracji i króla, czasy rewolucji francuskiej i coraz bardziej pogłębiająca się wzajemna nienawiść ludzi. To wszystko na około 500 stronach powieści, tak dobrze wyważone, że nie czuje się przesytu żadnego z tematów. 

W drugiej części powieści wraz z Marie-Louise czekałam na jej matkę, mając nadzieję poznać dalsze losy Veronique i mając nadzieję, że obie kobiety będą w stanie prowadzić wspólne życie. Autorka w pewnym stopniu spełniła moje oczekiwania, choć w inny sposób, niż się tego spodziewałam. To też pokazuje losy kobiet w ówczesnych czasach i niewielkie możliwości decydowania o własnym losie. 

"Szkoła luster" to wielowymiarowa powieść, która pokazuje barwne życie Wersalu i trudne losy ubogich obywateli. Autorka porusza bardzo wiele tematów społecznych tamtych lat. Mimo sporej objętości, ciężko się oderwać od tej lektury, co powoduje nie tylko ciekawa i różnorodna historia, ale również wciągający język. Zdecydowanie jest to pozycja dla osób lubiących powieści historyczne, a zwłaszcza czasy końca monarchii we Francji. 
 


  • Autor: Stachniak Ewa
  • Tytuł: Szkoła luster
  • Tytuł oryginalny: The School of Mirrors
  • Wydawnictwo:  Znak Literanova
  • Liczba stron: 488 
  • Premiera: 23 maj 2022




8/08/2022

Jak wygląda "Szkoła po japońsku" Kumiko Makihara

Jak wygląda "Szkoła po japońsku" Kumiko Makihara

Niektóre książki pozwalają nam poszerzyć wiedzę o świecie, poznać nieznane dotąd aspekty życia w krajach bardzo nam odległych zarówno geograficznie jak i kulturowo. Bardzo lubię sięgać po tego typu książki, szczególnie kiedy są przedstawione ze strony zwykłego człowieka, wtedy nabierają głębszego wymiaru. 

Kimiko Makihura wróciła do Japonii po kilku latach nieobecności wraz z adoptowanym synem. Samotna matka, po rozwodzie z amerykańskim mężem, chciałaby zapewnić w rodzimym kraju najlepsze warunki życia dla syna. Postanawia posłać go do elitarnej szkoły podstawowej, zapewniając najlepszą edukację i umożliwić jak najlepszy start. Swoje doświadczenia z japońskim systemem edukacji jako matka przedstawia w książce, która jest jednocześnie przedstawieniem realiów życia w tym systemie, ale jednocześnie próbą odpowiedzenia sobie na pytanie, czy mogła jako matka postąpić inaczej. 

Kultura japońska wydaje się zupełnym przeciwieństwem tej europejskiej, w której się wychowujemy i żyjemy. Nasze relacje społeczne i sposób życia zmieniają się też z pokolenia na pokolenie, są bardziej otwarte i niezależne. Tym bardziej poznawanie kultury, która bazuje na konfucjanizmie od wieków i niewiele zmienia się od lat może budzić zdziwienie. Tym razem po raz pierwszy od środka poznałam świat edukacji japońskiej, z wszelkimi jego przywarami i nielicznymi pozytywami. Kumiko opowiada o kilku latach z życia swojego i swojego syna, Taro, czyli edukację w szkole podstawowej. Trzeba tu zaznaczyć, że autorka przedstawia warunki edukacji w prywatnej szkole elitarnej a nie powszechnej.  

Żeby dostać się do szkoły elitarnej, wymagającej dużego wkładu finansowego, trzeba też odpowiednio przygotować dziecko. Dlatego już 5-latki chodzą do szkół przygotowawczych, gdzie uczą się rozwiązywać testy, aby dostać się do upragnionej szkoły. Kiedy już wybrani zostają przyjęci do placówki zaczyna się ciągły wyścig, nauka przez 7 dni w tygodniu, jeśli nie w szkole, to w szkołach wyrównawczych i na zajęciach dodatkowych. Takie dziecko praktycznie nie ma czasu na zabawę. Autorka pokazywała przerażające obrazy zmuszania do odrabiania lekcji i nauki swojego syna, któremu ciężko było się skupić i miał stwierdzone zaburzenia ADHD. Zamykanie w łazience, szarpanie, próby skupienia jego uwagi na wszelkie możliwe sposoby, a ostatecznie wyczerpanie zarówno matki jak i dziecka. 

Siedzę na podłodze pod łazienką, opierając się plecami o drzwi. Taro jest zamknięty w ciasnej toalecie z zeszytem i ołówkiem. Nie wypuszczę go, dopóki nie rozwiążę zadania. Ze złośliwym poczuciem humoru, jakiego nauczyły nas ciągłe utarczki, od czasu do czasu wsuwam mu pod drzwi drażetkę M&M's, aby podtrzymać go na duchu. Kiedy czuję, że przestaje pracować, gaszę światło zewnętrznym wyłącznikiem. Taro boi się ciemności. Jak do tego doprowadziliśmy? Po wielu godzinach walki o zadanie domowe. Nie tylko dzisiaj, bo zmagamy się tak prawie codziennie od czasu, gdy Taro zaczął chodzić do szkoły cztery lata temu. 

Ale ilość nauki i czasu spędzonego nad lekcjami ty tylko jedna z trudnych kwestii. Przeraziło mnie (zresztą Kumiko również) wymuszenie na rodzicach, żeby dzieci od pierwszej klasy same dojeżdżały do szkoły, a trzeba przyznać, że większość dzieci, żeby dostać się do szkoły musiała pokonać pół miasta, a sam dojazd zajmował często ponad godzinę. 

W pierwszym tygodniu rodzice doprowadzali dzieci pod klasę i stamtąd je odbierali. W drugim tygodniu towarzyszyliśmy im tylko do szkolnej bramy. W trzecim zostawialiśmy dzieci przy najbliższej stacji kolejowej, a pod koniec pierwszego miesiąca powinny były całą drogę odbywać samodzielnie. 

Na początku najbardziej martwiłam się, czy Taro nie zabłądzi. Do tej pory nie pozwalałam mu samemu wychodzić za próg naszego domu. Teraz, mając zaledwie sześć lat, musiał przejść kilka ulic, żeby dotrzeć do najbliższej stacji, wsiąść do zatłoczonego pociągu i przesiąść się w Shinjuku - na najruchliwszej stacji kolejowej świata, gdzie w ciągu dnia przewija się trzy i pół miliona podróżnych. Stamtąd jechał dalej drugim pociągiem, a potem autobusem. Niestety znajomość jednej trasy nie wystarczyła, ponieważ pociąg mógł mieć opóźnienie albo zostać odwołany. W takich wypadkach stosowne informacje są wyświetlone na monitorach w wagonach i podawane przez głośniki, ale sześciolatek sobie z tym nie poradzi. 
Innym aspektem elitarnej edukacji było zmuszenie matek do porzucenia pracy i pomoc dzieciom i szkole. Tak naprawdę kobiety musiały być cały czas dostępne. Liczne spotkania, w czasie których organizowano rożne wydarzenia, odciążając nauczycieli, zmuszały matki do wiecznej gotowości. Zresztą matki pozostałych dzieci wydawały się być zadowolone, a rywalizacja między nimi sprawiała im dużo przyjemności. Rywalizacja w tym wypadku jest niezwykle specyficzna, bo w japońskiej kulturze nie wypada się chwalić, a o dzieciach opowiada się same negatywne kwestie. 

Męczyło mnie staranie o dobre układy z innymi matkami, zwłaszcza że od początku do nich nie pasowałam. Oprócz naszej nietypowej sytuacji rodzinnej z grona zadbanych matek wyróżniał mnie niekonwencjonalny wygląd, ponieważ mieszkając wiele lat w Stanach Zjednoczonych, przywykłam do praktycznego i swobodnego ubioru, nigdy też nie przywiązywałam wagi do kosmetyków. Tymczasem utrzymywanie z nimi bliskich kontaktów miało dla mnie ogromne znaczenie, ponieważ Taro często gubił zapiski dotyczące prac domowych, więc musiałam dowiadywać się od innych rodziców, co jest zadane. 
W kulturze japońskiej jest bardzo silnie odczuwalny brak indywidualizmu, a edukacja dzieci właśnie do tego przygotowuje przyszłych obywateli. Takie same długopisy, ołówki, piórniki, kredki, mundurki szkolne. Zresztą japońska szkoła bardzo mocno pokazuje, że nie tylko nauka (bo w sumie dzieci muszą się uczyć same, a jak nie nadążają, to muszą chodzić na zajęcia wyrównawcze w specjalnie do tego stworzonych szkołach - oczywiście płatnych), ale wychowanie we wzorze japońskim jest niezwykle istotne w edukacji. Nauczyciel jest osobą bardzo cenioną, jego posłuch wśród dzieci powinien być bezwzględny. Nauczyciel ma prawo ukarać ucznia nawet cieleśnie, choć nie jest to współcześnie bardzo popularne. Tutaj jednak Kumiko przedstawia sytuację, kiedy jej syn został pobity przez nauczyciela, a ona nie mogła pójść do szkoły i zrobić awantury. Napisała list, w którym delikatnie acz stanowczo dała do zrozumienia, że nie życzy sobie takich sytuacji. Mogła mieć tylko nadzieję, że nauczyciel przeczyta i weźmie pod uwagę jej prośbę. 

W tym przerażającym ciągu szkolnych opowieści pojawiają się również wpisy z pamiętnika Taro. Te krótkie, dziecinne zdania wydają się nam dobrze znane z własnego podwórka, opowiadają o codziennych drobnych przyjemnościach, o wydarzeniach widzianych oczami dziecka. Te wpisy stanowią niezwykle duży kontrast z nietypowymi i niezrozumiałymi dla nas praktykami dorosłych. 

Ta książka wywołuje bardzo dużo przemyśleń, które tylko zaznaczyłam w powyższym tekście. Właściwie każdy aspekt edukacji, o którym wspomina autorka, burzy krew i wywołuje kontrowersje. Myślę, że warto ją przeczytać, ale warto też do niej wrócić i podejmować dyskusję na jej temat. Dla mnie ta pozycja jest niezwykle wartościowa poznawczo. 

"Szkoła po japońsku" to lektura która pozwala poznać edukacyjny aspekt kultury japońskiej, tak bardzo różny od naszego, który jednocześnie może budzić niezrozumienie i oburzenie. Autorka, Japonka, która przez wiele lat mieszkała na Zachodzie, a i w późniejszym czasie wraz z synem przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, przedstawia swoje przeprawy z nauką i wszelkimi innymi aspektami związanymi ze szkołą i wychowaniem syna, kontaktami z nauczycielami i matkami. To szczera książka, w której autorka przyznaje, że nie powinna w ten sposób zmuszać syna do nauki, bo oboje nie byli w stanie przystosować się do realiów japońskiej elitarnej szkoły. Zdecydowanie to pozycja dla wszystkich osób, które chcą poszerzyć swoją wiedzę o świecie. 





  • Autor: Makihara Kumiko
  • Tytuł: Szkoła po japońsku
  • Tytuł oryginalny: Dear Diary Boy
  • Wydawnictwo: UJ (Bo.Wiem)
  • Liczba stron: 256
  • Premiera: 12 maj 2022




Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger