
Nigdy z góry nie zakładam, że dany tytuł mi się spodoba, bez względu na to, czy sięgam po znanego sobie autora czy nie. Tym razem również w ten sposób podeszłam do lektury. Może nie z ostrożnością, ale z pewnością neutralnie, bo wiadomo, że lubiany autor również nagle może przestać się podobać. Z różnych przyczyn. Dlatego stwierdziłam, że dziś przeczytam kilka stron, zobaczę czy wciągnę się w klimat i jak tam znani mi już bohaterowie się czują... i przepadłam. Dosłownie nie potrafiłam oderwać się na dłużej niż kilka minut od akcji, która powodowała u mnie, jak zawsze zresztą, całą gamę odczuć: od śmiechu, po łzy.