
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą elfy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą elfy. Pokaż wszystkie posty
12/05/2016
Intrygujący "Sztylet rodowy" Aleksandra Ruda

4/18/2016
Niebezpieczny "Pierwszy dzień wiosny" Oksana Pankiejewa

Syndrom drugiego tomu zawsze mnie niepokoi przy dalszych przygodach znanych mi już bohaterów. W klasycznych trylogiach jest to zawsze trochę taka "zapchajdziura", gdzie historia jest nudna, a bohaterowie podejmują irracjonalne decyzje. Przy innej długości cyklach ten drugi tom również zazwyczaj słabnie w porównaniu z wciągającym rozpoczęciem historii. Zastanawiałam się, jak to będzie przy "Pierwszym dniu wiosny", trochę się martwiłam, czy mnie nie zawiedzie, tym bardziej, że w międzyczasie natknęłam się na niezbyt pochlebną recenzję. Jak skończyły się moje obawy, możecie przeczytać.
6/15/2014
"Wierni wrogowie" Olga Gromyko
- Autor: Gromyko Olga
- Tytuł: Wierni wrogowie
- Tytuł oryginalny: Верные враги
- Tłumaczenie: Marina Makarevskaya
- Wydawnictwo: Papierowy księżyc
- Liczba stron: 645
- Premiera: 12 maja 2014
- Gatunek: fantastyka
Wiatr wieje w oczy, lodowe igiełki wbijają się w ciało, śnieg utrudnia ucieczkę. Na ziemi wyraźnie odciskają się ślady wilczych łap. Gdzieś z tyłu czai się niebezpieczeństwo. Uciec albo zginąć z ręki śmiertelnego wroga, który nie będzie miał litości. Durna, musiałam dziś zapomnieć o wszelkich środkach ostrożności. Przecież nie wytłumaczę przeciwnikowi, że tylko od tak zmieniam się w wilka, ale grzeczna ze mnie psinka, a nie żadna pomroka. Mag najpierw zada cios, a potem może wysłucha. Oddech coraz bardziej się urywa, ślady łap połyskują szkarłatem. I już nie widzę mrocznej postaci wyłaniającej się z zadymki...*
****
Są takie książki, od których nie chcę się oderwać. Książki, które czym są grubsze, tym bardziej się ciesze biorąc je do ręki. A po przeczytaniu ostatniej strony biegnę do komputera, żeby doszukać się wszelkich informacji o ewentualnych kontynuacjach. Do tego grona należą właśnie "Wierni wrogowie". Pisałam już wcześniej, ze po książki Olgi Gromyko sięgam z zamkniętymi oczami, wiedząc, że autorka nie jest w stanie zaskoczyć mnie kiepską książką. Tam było i tym razem, połknęłam 650 stron przygód Szeleny, czytając je z uśmiechem na ustach, niedowierzaniem, czasami lękiem, ale przede wszystkim wielką przyjemnością.
Jak stworzyć najlepszą "drużynę"? Oczywiście zestawiając ze sobą największych wrogów. Obok Szeleny, wilkołaczki, i jednocześnie narratorki "Wiernych wrogów", pojawia się Weres, wygnany mag-nekromanta, który poluje na nią od dawna, jego niezaradny uczeń, młody smok i półelfie dziecko. Ta gromada postaci, które w naturalnych warunkach nie spotyka się przy szklanicy grogu, dziwnym zbiegiem okoliczności odkrywa razem spisek, który może doprowadzić do zniszczenia w miarę harmonijnego świata. Radzi, nieradzi wspólnymi siłami próbują odkryć przyczynę problemu po drodze próbując przekonać do siebie driady, elfy, krasnoludy i trolle, a jednocześnie nie pozabijać się wzajemnie.
"-Weres, czy ja ci kiedyś mówiłam, że jesteś bezczelnym, pełnym wyższości typem nie do zniesienia?- Ze dwadzieścia razy. Ale jeśli sprawia ci to przyjemność, możesz powtórzyć jeszcze raz, chętnie posłucham!"
Autorka, znana niektórym czytelnikom z serii o przygodach Wolhy Rednej, z powrotem przenosi nas do świata Belorii, cofając się jednak wiele lat, a może nawet stuleci wstecz. Świat przypomina średniowiecze, opanowane przez liczne rasy rozumne. Autorka inspiruje się klasycznymi dziełami fantasy, pojawiają się więc elfy, krasnoludy, trolle, smoki, czarodzieje, wilkołaki (czy te ostatnie z klasycznej fantasty pochodzą nie jestem pewna). Wydaje się Wam to wtórne? Zapewniam Was, że sposób prezentacji tematu spowoduje, że nie pomyślicie w ten sposób. W książce Gromyko od pierwszej strony akcja jest wartka i wciągająca. Nie pozwala nawet na chwilę oddechu, co i rusz zapewniając czytelnikowi różne rozrywki. Bohaterowie również nie sprawią nam zawodu, każdy z nich to bardzo indywidualna postać, która da się lubić. Uczestnicy tej historii mają na sumieniu różne grzeszki, czasem nieciekawą przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć.
"-Słuchaj, piękna i mądra istoto. - Nie wytrzymałam. - A powiedz mi, dlaczego w swojej majestatycznej postaci kradniesz chłopom owce jak zwykły kundel?-Ja? Kradnę?! Przecież oni sami się cieszą, gdy mają okazję mnie poczęstować! W odróżnieniu od niektórych jestem istotą świętą i szlachetną, w starych czasach w ogóle nas czczono i ofiarowano dziewice!- Wydaje ci się, że chłopi z wrzaskami biegnący śladem smoka sławią go i życzą samczego? Zresztą, na brak dziewic to ty i teraz nie narzekasz!Obrażony Mrok odwrócił się do Weresa, ale nie doczekał się współczucia, ani wsparcia."
Największy atut tej książki, który nie pozwoli tytułowi zniknąć wśród wielu innych o podobnej tematyce? Język. I to w wielu jego aspektach. Przede wszystkim jest on dopracowany w każdym wariancie. Każda rasa ma specyficzny sposób wysławiania się i to we wspólnej mowie (bo wiadomo, że w elfim czy krasnoludzim się nie dogadamy). A już trolli bije inne języki na głowę. Przykładowo? "Te, chwybo... (...) Powiedz temu swojemu wyggatemu dachrabowi, żeby zostawił naszego dziadka w spokoju!" Świetnym wyjściem są również niektóre przypisy, pochodzące z... prac magów: "Fałszywy wilkołak - człowiek, który nie urodził się wilkołakiem a został nim na skutek rzuconego przekleństwa albo świadomej zmiany postaci maga (często nieodwracalnie) Patrz: Podręcznik wiedzy nienaturalnej pod redakcją K.D. Perłowa 7 rok" Co jednak najbardziej mi się podobało, to ciągłe docinki słowne bohaterów. Wielokrotnie przy dialogach uśmiechałam się pod nosem z niedowierzaniem ale i podziwem. Skoro nie możemy ze sobą walczyć prawdziwie, to przynajmniej pobawmy się w walki słowne.
"- Czy wielki elfi mag raczy wypić tę czaszę wina w towarzystwie tego tu kompletnie bezużytecznego ludzkiego kuglarza? Morriel spojrzał na podarek jak legionista na pchłę i ze wstrętem dwoma palcami złapał naczynie za kryształową nóżkę.- Śmiertelniku, chyba wyświadczę ci ten honor. Weres odrzucił do tyłu głowę, z rozleniwieniem podziwiając jego niezłomną i pełną wyższości twarz, po czym zarówno mag jak i czarodziej zarżeli jak dwa konie, a elf z westchnieniem ulgi padł na sąsiednie krzesło."
Myślicie, że zaprezentuję Wam jakieś wady tej pozycji? No i macie racje... nie zaprezentuje ;) To jedna z tych książek, które jak dla mnie wad nie mają. I dlatego z czystym sumieniem polecę ją przede wszystkim wielbicielom twórczości Gromyko, wszystkim fanom dobrego fantasy, fantastyki ogólnie, ale również osobom, które rzadko sięgają po ten gatunek. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, w większym lub mniejszym stopniu.
Wiatr wieje w oczy, lodowe igiełki wbijają się w ciało, śnieg utrudnia ucieczkę. Na ziemi wyraźnie odciskają się ślady wilczych łap. Gdzieś z tyłu czai się niebezpieczeństwo. Uciec albo zginąć z ręki śmiertelnego wroga, który nie będzie miał litości. Durna, musiałam dziś zapomnieć o wszelkich środkach ostrożności. Przecież nie wytłumaczę przeciwnikowi, że tylko od tak zmieniam się w wilka, ale grzeczna ze mnie psinka, a nie żadna pomroka. Mag najpierw zada cios, a potem może wysłucha. Oddech coraz bardziej się urywa, ślady łap połyskują szkarłatem. I już nie widzę mrocznej postaci wyłaniającej się z zadymki...*
****
Są takie książki, od których nie chcę się oderwać. Książki, które czym są grubsze, tym bardziej się ciesze biorąc je do ręki. A po przeczytaniu ostatniej strony biegnę do komputera, żeby doszukać się wszelkich informacji o ewentualnych kontynuacjach. Do tego grona należą właśnie "Wierni wrogowie". Pisałam już wcześniej, ze po książki Olgi Gromyko sięgam z zamkniętymi oczami, wiedząc, że autorka nie jest w stanie zaskoczyć mnie kiepską książką. Tam było i tym razem, połknęłam 650 stron przygód Szeleny, czytając je z uśmiechem na ustach, niedowierzaniem, czasami lękiem, ale przede wszystkim wielką przyjemnością.
Jak stworzyć najlepszą "drużynę"? Oczywiście zestawiając ze sobą największych wrogów. Obok Szeleny, wilkołaczki, i jednocześnie narratorki "Wiernych wrogów", pojawia się Weres, wygnany mag-nekromanta, który poluje na nią od dawna, jego niezaradny uczeń, młody smok i półelfie dziecko. Ta gromada postaci, które w naturalnych warunkach nie spotyka się przy szklanicy grogu, dziwnym zbiegiem okoliczności odkrywa razem spisek, który może doprowadzić do zniszczenia w miarę harmonijnego świata. Radzi, nieradzi wspólnymi siłami próbują odkryć przyczynę problemu po drodze próbując przekonać do siebie driady, elfy, krasnoludy i trolle, a jednocześnie nie pozabijać się wzajemnie.
"-Weres, czy ja ci kiedyś mówiłam, że jesteś bezczelnym, pełnym wyższości typem nie do zniesienia?- Ze dwadzieścia razy. Ale jeśli sprawia ci to przyjemność, możesz powtórzyć jeszcze raz, chętnie posłucham!"
Autorka, znana niektórym czytelnikom z serii o przygodach Wolhy Rednej, z powrotem przenosi nas do świata Belorii, cofając się jednak wiele lat, a może nawet stuleci wstecz. Świat przypomina średniowiecze, opanowane przez liczne rasy rozumne. Autorka inspiruje się klasycznymi dziełami fantasy, pojawiają się więc elfy, krasnoludy, trolle, smoki, czarodzieje, wilkołaki (czy te ostatnie z klasycznej fantasty pochodzą nie jestem pewna). Wydaje się Wam to wtórne? Zapewniam Was, że sposób prezentacji tematu spowoduje, że nie pomyślicie w ten sposób. W książce Gromyko od pierwszej strony akcja jest wartka i wciągająca. Nie pozwala nawet na chwilę oddechu, co i rusz zapewniając czytelnikowi różne rozrywki. Bohaterowie również nie sprawią nam zawodu, każdy z nich to bardzo indywidualna postać, która da się lubić. Uczestnicy tej historii mają na sumieniu różne grzeszki, czasem nieciekawą przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć.
"-Słuchaj, piękna i mądra istoto. - Nie wytrzymałam. - A powiedz mi, dlaczego w swojej majestatycznej postaci kradniesz chłopom owce jak zwykły kundel?-Ja? Kradnę?! Przecież oni sami się cieszą, gdy mają okazję mnie poczęstować! W odróżnieniu od niektórych jestem istotą świętą i szlachetną, w starych czasach w ogóle nas czczono i ofiarowano dziewice!- Wydaje ci się, że chłopi z wrzaskami biegnący śladem smoka sławią go i życzą samczego? Zresztą, na brak dziewic to ty i teraz nie narzekasz!Obrażony Mrok odwrócił się do Weresa, ale nie doczekał się współczucia, ani wsparcia."

"- Czy wielki elfi mag raczy wypić tę czaszę wina w towarzystwie tego tu kompletnie bezużytecznego ludzkiego kuglarza? Morriel spojrzał na podarek jak legionista na pchłę i ze wstrętem dwoma palcami złapał naczynie za kryształową nóżkę.- Śmiertelniku, chyba wyświadczę ci ten honor. Weres odrzucił do tyłu głowę, z rozleniwieniem podziwiając jego niezłomną i pełną wyższości twarz, po czym zarówno mag jak i czarodziej zarżeli jak dwa konie, a elf z westchnieniem ulgi padł na sąsiednie krzesło."
Myślicie, że zaprezentuję Wam jakieś wady tej pozycji? No i macie racje... nie zaprezentuje ;) To jedna z tych książek, które jak dla mnie wad nie mają. I dlatego z czystym sumieniem polecę ją przede wszystkim wielbicielom twórczości Gromyko, wszystkim fanom dobrego fantasy, fantastyki ogólnie, ale również osobom, które rzadko sięgają po ten gatunek. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, w większym lub mniejszym stopniu.
3/04/2013
"Pocałunek ciemności" Laurell K. Hamilton
- Autor: Laurell K. Hamilton
- Tytuł: Pocałunek ciemności
- Tytuł oryginalny: A Kiss of Shadows
- Wydawnictwo: Zysk i S-ka
- Liczba stron: 494
- Premiera: 2002
- Gatunek: fantastyka, erotyka, romans
Na książki tej autorki natrafiłam przez przypadek w czasach studenckich. Było to jeszcze przed czasami "Zmierzchu" i całej kontynuacji tego gatunku. Przed "Pięćdziesięcioma twarzami Grey'a" i całą masą podobnych erotycznych powieści. I dlatego mnie do siebie przyciągnęła. Pamiętam że kilka lat temu czytałam ją z wypiekami na twarzy. Nie tak dawno zrobiłam sobie powtórkę z rozrywki chcąc się przekonać, czy nadal będzie mi się tak samo podobać. Niestety zawiodłam się na niej. Byłam zniechęcona. I momentami znudzona. Ale od początku.
Świat który przedstawia autorka odbiega od tego który znamy, mieszkają w nim przeróżne istoty, oprócz ludzi bardzo łatwo znaleźć można magiczne stworzenia. Meredith Gentry pracuje w agencji detektywistycznej, tak naprawdę jest jednak zbiegiem. Uciekła z Krainy Feaire, gdyż jej bliscy od dawna pragną ją uśmiercić. Szczególnie niebezpiecznie bywa po zmroku, bo wystarczy jedno niewłaściwe słowo, żeby ciotka odnalazła ślad kobiety. Kiedy jednak do agencji detektywistycznej przybywają dwie zdesperowane kobiety okazuje się, że jest to początek lawiny zdarzeń. Doprowadzą one Meredith na dwór Powietrza i Ciemności.
Pomysł na tą książkę bardzo mi się podobał. Świat fantastyczny nie jest piękny i bajkowy. Elfy, ogry, ludzie-foki, czarodzieje, trolle oraz wszelkie ich podgatunki. Każda przedstawiona postać powinna być charakterystyczna, prawda? I tu pojawia się problem - książka pisana jest z punktu widzenia głównej bohaterki, co jednak nie tłumaczy problemu pozostałych postaci, które łatwo można zapomnieć. Pojawiają się i znikają często, nie odczuwa się ich braku. Dwór Powietrza i Ciemności przypominał mi trochę królestwo z baśni opanowane przez złą królową. Ciotka Meredith jest do szpiku zła i sadystyczna. Swoje zachcianki może spełniać bez żadnego sprzeciwu, bo wystarczy niewłaściwy wyraz twarzy żeby trafić na tortury lub wieczną poniewierkę. Kobieta ma mały harem przepięknych elfów. Żyją jednak jak eunuchy, gdyż jedynie królowa może mieć z nich użytek. A od setek lat nie chce oglądać ich wdzięków.
Pierwsza połowa książki była ciekawa, choć nie zachwycająca. Druga natomiast zdecydowanie przesadzona. Meredith dostaje na własność gromadkę super przystojnych towarzyszy z haremu ciotki. I jedno zadanie. Któryś z nich ma ją zapłodnić. Każdy z panów jest przystojniejszy od swojego poprzednika. A żeby czytelniczki miały większy wybór - są we wszystkich kolorach tęczy. Oczywiście są też świetnymi kochankami.
Ta książka ocieka seksem i przemocą. W momencie kiedy Meredith nie poświęca czasu na ucieczkę, nie musi walczyć o życie to spędza czas w łóżku. A że elfy są najlepszymi kochankami... Zdecydowanie mnie to nie przekonuje. Wyrosłam z tego typu książek. Lubię książki z przesłaniem a ta najwyraźniej do mnie nie dociera. I choć główna bohaterka da się lubić, to jest to jedyny atut tej powieści. Tym bardziej że momentami raziły mnie powtórzenia już raz przestawionych problemów. Meredith myśli i przedstawia swoją sytuację, ciotkę i innych krewnych raz po raz powtarzając rzeczy oczywiste i już czytelnikowi znane. Być może ktoś sięgnie po tę pozycję, ale nie wiem czy będzie zadowolony. Autorka nie poprzestała na jednej pozycji, kontynuację przygód Meredith można przeczytać w "Pieszczocie nocy".
11/06/2012
Smoków, czarodziejów i pegazów ciąg dalszy
Dane techniczne:
- Autor: Reystone A.R.
- Tytuł: Zdrada
- Seria: Dziewiąty mag 2
- Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
- Liczba e-stron: 421
- Premiera: wrzesień 2012
- Gatunek: fantasy, romans
Pierwsza część Dziewiątego Maga zrobiła na mnie dobre wrażenie. Pomimo pewnych błędów historia była ciekawa i wciągająca. Wciągnęłam się w losy Ariel i Marcusa i chciałam wiedzieć jak potoczą się dalej. Dlatego czekałam na kolejny tom i dość szybko się za niego zabrałam. Niestety bardzo się rozczarowałam na tej części. Zastanawiałam się nawet, czy jestem jakimś dziwakiem pod tym względem. Jednak na LC co druga opinia pokrywa się z moimi wrażeniami.
Ariel i Marcus po powrocie z podziemi Pierwszego Miasta nadal ukrywają się ze swoją miłością. Ariel chce wracać do swojego świata, aby nikt siłą jej nie zmusił do poczęcia dziecka. Jednak wydarzenia się komplikują. I to wielokrotnie. Kim jest tytułowy Zdrajca?
Przyznam się że ta część wywołała u mnie zawrót głowy. Akcja pędzi w zawrotnym tempie. Możliwe spoilery. Zdrajcą Ariel okazuje się każdy po kolei. Przez czas trwania akcji nikt nie okazuje się taki jak pierwotnie się wydawał. Do tego ile razy ktoś może zginąć? Marcusowi w tej części zdarzyło się to trzy czy cztery razy. Tyle razy był o krok od śmierci. Tyle też razy Ariel go opłakiwała. Akcja przypomina parabolę. W jednym momencie bohaterowie są w końcu razem i szczęśliwi żeby za chwilę wszystkie złe moce się nią nich zwaliły. Jeden zły charakter okazuje się sługą drugiego. Nigdy nie można być pewnym że ktoś do końca zmarł. Ariel okazała się bohaterem idealnym, który potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Najlepsza czarownica, wygrywa z każdą przeciwnością losu. A już koniec książki, kiedy na scenę wkracza Amanda spowodował, że chciałam wyłączyć to wszystko w cholerę (przepraszam za wyrażenie). Autorka miała chyba za dużo pomysłów na tą książkę i wszystkie postanowiła wykorzystać, co spowodowało całkowitą porażkę. Jeszcze jednym problemem jest czasami przeskakiwanie czasowe pomiędzy wydarzeniami. Była bitwa, wygrali i już zdążyli się odbudować, bo na jednej stronie autorka przedstawiła całą odbudowę miasta, ból Ariel po straci Marcusa itp. Zastanawiam się czy sięgnąć po trzeci tom czy jednak sobie darować. W tej chwili przeważa ta druga możliwość.
A przecież pierwszy tom wykreował świetny świat. Bardzo fajnie wymyślony i dopracowany. Świetne sylwetki smoków, centaurów i całego tego magicznego świtka.
Jestem strasznie skołowana po tej książce. Pomimo że skończyłam ją parę dni temu nadal nie mogę sobie poradzić z mętlikiem po wszystkich wprowadzonych wydarzeniach. Może z czasem złe wrażenie trochę się zatrze, ale w chwili obecnej jestem absolutnie na nie.
10/29/2012
Mroczny świat wojny, zdrady i śmierci
Dane techniczne:
- Autor: Michalak Katarzyna
- Tytuł: Gra o Ferrin
- Wydawnictwo: Albatros
- Liczba stron: 424
- Premiera: maj 2010
- Gatunek: fantastyka
Elfy, czarodzieje, krasnoludy, smoki. Ile historii napisano o tych stworzeniach? Niektóre są zgodne z tolkienowskim wzorcem, inne całkowicie się od nich różnią. Tym razem autorka serwuje nam zupełnie inną wizję tych stworzeń - mrocznych, żądnych krwi, myślących tylko o sobie i o władzy.
Wielokrotnie wpadałam na tą książkę. Byłam ciekawa jak z motywami innego świata poradzi sobie polska autorka. I w końcu natknęłam się na nią w bibliotece. Nie mogłam nie skorzystać z okazji i od razu zabrałam się za czytanie tej pozycji.
Karolina, dziewczyna wychowana w domu dziecka, jest lekarką. Pewnego dnia jedzie do wypadku, a na miejscu spotyka dziewczynę bliźniaczo do siebie podobną. To przepełnia czarę, Karolina przeżyła za dużo cierpienia i bólu. To sprawia, że chce zniknąć z tego świata - za pomocą poznanego rytuału przenosi się do Ferranu - krainy, o której od dawna śni. Tutaj jednak życie nie jest piękne. Od razu wpada w ręce żołdaków, którzy chcą ją zgwałcić i zabić. Dalej jest tylko gorzej - dziewczyna okazuje się częścią przepowiedni i każdy chce dostać ją w swoje ręce. Jak skończy się ta historia, która od pierwszej chwili potrafi postawić włosy na głowie?
Nie spodziewałam się tego. Czytając opis z okładki wyobrażałam sobie historię magiczną, miłosną i piękną. Autorka zaserwowała mi świat przygnębiający, zły, żądny krwi i władzy. Nikt z poznanych postaci nie jest tym, kim się w pierwszym momencie wydaje. Wielokrotne zwroty akcji często mnie zaskakiwały. Bohaterowie są bardzo plastyczni i wielowymiarowi. A czym bliżej końca książki, tym bardziej można poznać motywy ich postępowania. Miałam swoich faworytów którzy jednak w nie okazywali się takimi, jak się początkowo wydawali.
Nie przypuszczałam, że kobieta potrafi pisać w ten sposób - z taką ilością krwi, ekskrementów, cierpienia i śmierci. Autorka potrafiła mnie tym zaszokować. Czasami nie mogłam tego zrozumieć, ale jednocześnie to było takie ludzkie, z tej ciemnej strony ludzkości. Ojciec, który poświęca swoje dzieci. Dzieci, które nie mogą odnaleźć się w świecie. Miłość tak wielka, że potrafi doprowadzić do obłędu. Miłość, przez którą można poświęcić swoje życie.
Główna bohaterka na początku trochę mnie irytowała. A z drugiej strony jej zachowanie było bardzo prawdopodobne. Karolina, nazywana w Ferrinie Anaelą, musiała przestawić swój sposób myślenia. Tamten świat miał zupełnie inne zasady, inny sposób myślenia i działania. Wielokrotnie przez to niezrozumienie bohaterka krzywdziła siebie oraz tych, na których jej zależało. A zakończenie tej historii było wstrząsające. Motywy pokazujące działanie WeddSa'arda spowodowały, że zobaczyłam go w całkowicie innym świetle.
Minusy... Na początku to przerzucanie głównej bohaterki między różnymi państwami. Z jednej strony są honorowi rycerze, którzy respektują prawa innego państwa, a chwile potem nie zawahają się przed zadaniem cierpienia kobiecie którą kochają. Nie bardzo mogłam się przekonać do początku książki, kiedy akcja dzieje się jeszcze na Ziemi. Miałam uczucie jakby autorka nie wiedziała, jak zacząć tę książkę.
W sumie jednak książka wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Jest to bardzo dobrze napisana powieść fantasy, którą mogę polecić każdemu fanowi tego gatunku.
Przeczytałam tą książkę w ramach wyzwań:
9/24/2012
Dane techniczne:
Zastanawialiście się kiedyś, co kryją uliczki na starówce waszego miasta? Co kryje się w zakamarkach kamienic, w piwnicach, za pokrytymi rdzą i brudem, na oko od dawna nie otwieranymi drzwiami? Z punktu widzenia zdrowego rozsądku - opuszczone kamieniczki to zwykle ziejące pustką, zaniedbane i smutne domy, będące własnością miasta, czasem czekające na nowych właścicieli.
Miejsca pozbawione tętna życia i opiekuńczych istot...
Po tytuł proponowany przez Studniarka sięgnęłam z myślą, że najwyższa pora wreszcie zacząć zapoznawać się z zasobami swoich półek - książkę kupiłam już kilka lat temu, aby czekała na swoje pięć minut. Jej pora nadeszła i z historycznego Krakowa przeniosłam się do Warszawy nie tak znowu odległej przyszłości. Autor serwuje nam mieszankę urban fantasy z odrobiną cyberpunku. Pomysł połączenia nowoczesnej, choć nie do końca jeszcze zamienionej w zmechanizowanego molocha Warszawy ze słowiańskimi wierzeniami zapowiadał się interesująco. I jak to czasem bywa, niezły pomysł trochę spalił się przy próbie wykonania.
Książka oferuje nam schemat "od jednego człowieka zależy los świata". Tym człowiekiem jest zwykły analityk, nieco wyalienowany od swoich wchłoniętych przez korporacje braci, nie czujący się częścią wyścigu szczurów. To właśnie jemu przypada w udziale udzielić schronienia pewnemu dosyć niespokojnemu elfowi. Z początku jest rzeczowy umysł buntuje się - przecież elfy czy inne duchy wierzeń nie istnieją, to tylko legendy. Spędzony z Rumcajsem czas i mnóstwo, zdawałoby się, wymykających się logice wydarzeń jednak sprawia, że nieco weryfikuje pogląd.
Gdybym miała w paru słowach opisać swoje przemyślenia - powiedziałabym, że pomysł fajny, ale w wykonaniu trudny i tutaj to wykonanie trochę nie dało rady. Otrzymujemy trochę ponad 300 stron niemal samych dialogów przy szczątkowej akcji. O ile na początku byłoby to uzasadnione, bo wiele rzeczy musi być wyjaśnione, tak opieranie na tym całej książki sprawia, że po prostu się nudziłam przerzucając strony.
Postaci jest kilka najważniejszych, oraz trochę pobocznych. Główny bohater został przez pisarza dobrze nakreślony, jednak reszta postaci jednak już nie miała tego szczęścia. Nie zżyłam się z nimi, nie miałam postaci ulubionych, czy znienawidzonych. Tytuł poleciłabym wytrwałym czytelnikom polskiej fantastyki, w tym nawet tej mniej znanej, oraz miłośnikom wierzeń słowiańskich. Książka zła nie jest, ale nie porywa.
- Autor: Michał Studniarek
- Tytuł: Herbata z kwiatem paproci
- Wydawnictwo: Runa
- Liczba stron: 331
- Rok wydania: 2004
- Gatunek: urban fantasy
Zastanawialiście się kiedyś, co kryją uliczki na starówce waszego miasta? Co kryje się w zakamarkach kamienic, w piwnicach, za pokrytymi rdzą i brudem, na oko od dawna nie otwieranymi drzwiami? Z punktu widzenia zdrowego rozsądku - opuszczone kamieniczki to zwykle ziejące pustką, zaniedbane i smutne domy, będące własnością miasta, czasem czekające na nowych właścicieli.
Miejsca pozbawione tętna życia i opiekuńczych istot...
Po tytuł proponowany przez Studniarka sięgnęłam z myślą, że najwyższa pora wreszcie zacząć zapoznawać się z zasobami swoich półek - książkę kupiłam już kilka lat temu, aby czekała na swoje pięć minut. Jej pora nadeszła i z historycznego Krakowa przeniosłam się do Warszawy nie tak znowu odległej przyszłości. Autor serwuje nam mieszankę urban fantasy z odrobiną cyberpunku. Pomysł połączenia nowoczesnej, choć nie do końca jeszcze zamienionej w zmechanizowanego molocha Warszawy ze słowiańskimi wierzeniami zapowiadał się interesująco. I jak to czasem bywa, niezły pomysł trochę spalił się przy próbie wykonania.
Książka oferuje nam schemat "od jednego człowieka zależy los świata". Tym człowiekiem jest zwykły analityk, nieco wyalienowany od swoich wchłoniętych przez korporacje braci, nie czujący się częścią wyścigu szczurów. To właśnie jemu przypada w udziale udzielić schronienia pewnemu dosyć niespokojnemu elfowi. Z początku jest rzeczowy umysł buntuje się - przecież elfy czy inne duchy wierzeń nie istnieją, to tylko legendy. Spędzony z Rumcajsem czas i mnóstwo, zdawałoby się, wymykających się logice wydarzeń jednak sprawia, że nieco weryfikuje pogląd.
Gdybym miała w paru słowach opisać swoje przemyślenia - powiedziałabym, że pomysł fajny, ale w wykonaniu trudny i tutaj to wykonanie trochę nie dało rady. Otrzymujemy trochę ponad 300 stron niemal samych dialogów przy szczątkowej akcji. O ile na początku byłoby to uzasadnione, bo wiele rzeczy musi być wyjaśnione, tak opieranie na tym całej książki sprawia, że po prostu się nudziłam przerzucając strony.
Postaci jest kilka najważniejszych, oraz trochę pobocznych. Główny bohater został przez pisarza dobrze nakreślony, jednak reszta postaci jednak już nie miała tego szczęścia. Nie zżyłam się z nimi, nie miałam postaci ulubionych, czy znienawidzonych. Tytuł poleciłabym wytrwałym czytelnikom polskiej fantastyki, w tym nawet tej mniej znanej, oraz miłośnikom wierzeń słowiańskich. Książka zła nie jest, ale nie porywa.
5/10
6/12/2012

- Autor: Dorota Wieczorek
- Tytuł: Dotyk mroku
- Seria: Dotyk mroku t.1
- Wydawnictwo: Zielona Sowa
- Liczba stron: 304
- Premiera: 2011
- Gatunek: Fantastyka, dla młodzieży
Jacek ma 15 lat, mieszka w Gdańsku i dałby wiele, żeby być zwykłym gimnazjalistą… Wcale nie chce zostać czarodziejem, jednak jako siostrzeniec jednego z największych magów musi wprawiać się w tym fachu. Nie chce też widzieć mroków – ukrytych przed wzrokiem zwykłych ludzi – ani tym bardziej z nimi walczyć.
Chłopak posiada jednak ogromną, niezrozumiałą dla niego i otoczenia moc, która początkowo objawia się wywoływaniem burz czy nieprzewidzianych eksplozji, a z czasem wciąga go w wir dramatycznych wydarzeń.
Jacek będzie musiał stanąć do walki z mrokami – złowrogimi sługami zagadkowej siły nazywającej siebie Ciemnością, rosnącej w potęgę w podziemiach Góry Gradowej, gdzie wydobywana jest najpotężniejsza magiczna substancja na Ziemi i gdzie kryje się rozwiązanie zagadki Wielkich Czarodziejów, legendarnych kosmicznych wędrowców i przodków wszystkich magów. A gra toczy się o najwyższą stawkę…
Czy wiesz jak niebezpieczne jest wychodzenie po zmroku z domu? Nie, nie chodzi o złodziei czy morderców, ale o Mroki. Ale oczywiście najpewniej nawet nie wiesz że istnieją. I nie jesteś w stanie ich zobaczyć. Twoje oczy pokrywa bielmo ślepoty. A jeśli jednak jesteś szczęściarzem i widzisz te mroczne cienie, masz wgląd w świat magii. Nad dachami domów cumują latające łodzie, po niebie latają smoki, na ulicach możesz spotkać elfa czy krasnoludy. Choć w dzisiejszych czasach te ostatnie są bardzo ciężko spotykane. W Gdańsku został tylko jeden przedstawiciel tej rasy. A wszystko zaczęło się w pamiętnym dniu Rozdzielenia. Od tego czasu między światem magicznym a zwykłym pojawia się coraz większy rozłam. A Mroków, którzy służą Ciemności, jest coraz więcej.
Jacek jako dziecko był świadkiem strasznych wydarzeń, które zostawiły po sobie traumę i o które siebie oskarża. W chwili obecnej nie jest w stanie poskromić swoich mocy. Każdy kolejny nauczyciel dość szybko kończy jego edukację. Pewnego dnia jednak jego życie zaczyna się zmieniać. Magiczny koń wpada pod tramwaj, co samo w sobie jest niezwykłe. Od tego momentu akcja zaczyna przyśpieszać, Jacek musi podjąć ważną decyzję i razem z nowo poznanym chłopakiem wyrusza na poszukiwania małej rusałki.
Lubię fantastykę i z chęcią czytam tę z własnego podwórka. "Dotyk mroku" skierowany jest raczej dla młodzieży, jednak i ja pokusiłam się na tę pozycję. Opis bardzo przypadł mi do gustu. Skojarzył mi się trochę z Harrym Potterem. Podobieństwa można doszukać się w głównym bohaterze, który na pewno ma istotny wkład w pokonanie ciemności. Świat przedstawiony przez autorkę jest jednak zupełnie inny.
Pomysł na książkę bardzo przypadł mi do gustu, gorzej z jego wykonaniem. Momentami przeszkadzał mi język. Czasami też gubiłam się w wirach magicznych opisywanych przez autorkę. W sumie na końcu znajduje się słownik, wolałabym jednak z niego nie korzystać. Pierwszych pięćdziesiąt stron trochę mnie nudziło. Jednak czym dalej tym akcja się rozkręca. Język też się poprawia, co sprawa, że czytało mi się coraz lepiej.
Niezwykłe moce Jacka, te które autorka ujawnia jak i te jeszcze nieodkryte, wyraźnie pokazują, że będzie miał on ważne zadanie przy pokonywaniu Ciemności. Pod koniec książki zaczyna nawet zbierać drużynę, choć jest ona dość niezwykła :)
Wnętrze Gradowej Góry kojarzy mi się z miastem krasnoludów z Władcy Pierścieni - Morią. Tak samo piękne, choć dotknięte ręką czasu. I tam też w mroku czai się niebezpieczeństwo.
"Dotyk mroku" jest pierwszym tomem cyklu i widać wyraźnie, że autorka podkłada tu grunt pod dalsze wydarzenia. Wraz z kolejnymi kartkami (a czasem i Jackiem) poznajemy kawałki układanki. Czym naprawdę było Rozdzielenie. Dlaczego większość ludzi magii nie widzi. Jak bardzo różni się Gdańsk, od tego nam znanego, jeśli spojrzy się na niego przez magię. Muszę przyznać duży plus za odkrywanie tych istotnych faktów powoli.
Książkę mimo problemów ze stylem przeczytałam szybciutko i z chęcią zapoznam się z drugą częścią. Jeśli język autorki poprawia się nadal, tak jak przy końcu pierwszego tomu, to duży plus dla niej.