Pokazywanie postów oznaczonych etykietą internet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą internet. Pokaż wszystkie posty

7/16/2015

"Całodobowa księgarnia pana Penumbry" Robin Sloan

"Całodobowa księgarnia pana Penumbry" Robin Sloan




















Książki! Księgarnia! Tajemnicza księgarnia! Księgarnia czynna 24 godziny na dobę! Czy taki opis nie skusiłby Was po zapoznanie się z tym tytułem? Musze przyznać, że każda historia, która opisuje w jakiś sposób świat książek ma u mnie na początku duży kredyt zaufania. Tak było i tym razem, zabrałam się za lekturę z radością. Ciekawa byłam tajemnicy ukrytej w księgarni, która nadała pikanterii temu tytułowi. W swojej debiutanckiej książce autor zderzył urok starych ksiąg z najnowszymi odkryciami Google. Czy wyszła z tego mieszanka wybuchowa?



Młody projektant stron internetowych Clay Jannon, nie mogąc znaleźć pracy w swojej branży, przyjmuje posadę w całodobowej księgarni pana Penumbry, gdzie zamiast zwykłych książek na półkach stoją zaszyfrowane tomy. W środku nocy zgłaszają się po nie najprzedziwniejsi osobnicy, członkowie sekretnego stowarzyszenia, które od pięciu wieków próbuje odczytać zawierającą sekret nieśmiertelności księgę Założyciela. Zdolności techniczne Claya robią ogromne wrażenie na Panu Penumbry. Zaszyfrowany tekst księgi zostaje przepuszczony przez najpotężniejsze komputery świata. Wszyscy czekają z zapartym tchem na wynik, nie podejrzewając, że rozwiązanie kryje się całkiem gdzie indziej...*




Historię poznajemy z perspektywy Clay'a, jest on bohaterem pierwszoplanowym, a jednocześnie narratorem tej historii. Młody mężczyzna, od pewnego czasu boryka się z brakiem pracy, mieszka więc u swojej znajomej. Dopiero pewne zrządzenie losu sprawia, że znajduje ogłoszenie o pracę na tajemniczym lokalu w jednej z miej znanych dzielnic San Francisco. Odkrycie księgarni w takim miejscu, tuż obok lokalu rozpusty sugeruje specyficzny charakter tej pierwszej. Okazuje się, że mężczyzna trafia niezwykłego miejsca.

Wnętrze: wyobraźcie sobie księgarnię o normalnych rozmiarach położoną na boku. Ten lokal był absurdalnie wąski i oszołamiająco wysoki. Regały sięgały do samej góry – dwa piętra książek, może więcej. Zadarłem głowę (dlaczego w księgarniach zawsze trzeba niewygodnie wykręcać szyję?), ale górne półki gładko wtapiały się w mrok, jakby ciągnęły się w nieskończoność.

Nie tylko sam lokal różni się od innych mu znanych, ale właściciel, którego Clay tam zastaje również sprawia wrażenie tajemniczego i dziwnego osobnika. Mężczyzna decyduje się jednak podjąć pracę nocnego sprzedawcy w tym miejscu. Początkowo nudne zajęcie zaczyna być zastanawiające z powodu kolejnych wizyt niezwykłych klientów. Wypożyczają oni dziwne tytuły, które nie powinny istnieć. Co więcej Clay musi zapisywać bardzo specyficzne kwestie, dotyczące pojawienia się tych klientów. 

Od frontu znajduje się mniej więcej normalna księgarnia, skupiona ciasno wokół biurka. Niskie regały mają oznaczenia: HISTORIA, BIOGRAFIE i POEZJA. Stoją tam Etyka nikomachejska Arystotelesa i Shibumi Trevaniana. Ta mniej więcej normalna księgarnia jest brudna i przygnębiająca, ale przynajmniej ma na składzie tytuły, które można znaleźć w bibliotekach albo w internecie.Druga księgarnia kryje się w głębi i na górze, na regałach z drabinami, i zawiera woluminy, które według Google nie istnieją. Wierzcie mi, sprawdzałem. Wiele z tych książek wygląda na stare – spękana skóra, pozłacane litery – ale inne są świeżo oprawione w czyste, jasne okładki. Więc nie wszystkie są stare. Po prostu wszystkie są… unikatowe.

Clay, lubiący się w nowinkach technologicznych przypadkowo odkrywa pewien układ, którym podążają dziwni klienci. Pomaga mu w tym nowo-poznana pracownica Google - czarodziejka, przyjaciel z dzieciństwa, będący wojownikiem, oraz liczne grono mniej lub bardziej przypadkowych osób. Bohater natrafia na tajemnicę związaną z wolumenami, odkrywa tajne stowarzyszenie i stara się pomóc starszemu mężczyźnie spełnić jego marzenia. 

Autor pokusił się o stworzenie historii bardzo interesującej, połączonej z wielu wątków, które wydawałoby się, że są ze sobą sprzeczne. Mamy stare księgi, mamy nowe technologie, w tym najnowsze informacje o Google, mamy specjalistę od filmowych efektów specjalnych, twórcę współczesnych sztucznych piersi, starego mężczyznę, który marzy o nieśmiertelności, autora książki "Kroniki smoczych pieśni" z gatunku fantasy, pojawiają się również takie hasła jak: singularność (szukając w Google nie byłam w stanie tego zrozumieć), Festina Lente czy Gerritszoon. Początkowo te wszystkie kwestie nie bardzo się ze sobą łączą, czasami są sprzeczne, czasami zupełnie do siebie nie pasują. A jednak powoli składają się w ciekawy obraz, który ostatecznie wciąga i nie pozwala oderwać się od tej książki. 


Clay początkowo przypominał mi trochę Leonadra z "Teorii wielkiego podrywu", jego dziwnych i specyficznych kolegów - przyjaciela, posiadającego firmę zajmującą się produkcją sztucznych piersi, współlokatora, który w salonie stworzył miasto z "pudełek i puszek, papieru i styropianu", również można by było utożsamić z postaciami w ww. serialu. We wstępie pojawiły się pewne fragmenty, które mi się dłużyły i nie mogłam się w nie wgryźć (szczególnie jeśli rozmowa schodziła na nowe technologie i takie terminy jak singularność), ale potem wszystko wspaniale się rozkręciło. Bohaterowie stali się indywidualnymi jednostkami, a historia wciągnęła mnie na tyle, że nie mogłam się oderwać w nadziej że szybko odkryję tajemnicę ukrytą na kartach książek.



Autor bardzo zgrabnie połączył ze sobą różne kwestie zarówno historyczne jak i współczesne, podobało mi się wynajdywanie smaczków, które potem sprawdzałam w Google i które rzeczywiście istniały: Festina Lente - Spiesz się powoli, Aldo Manuzio - bardzo znany w swoich czasach drukarz, o którym dziś niewiele się słyszy, czcionka Gerritszoon, stworzona w XIV wieku i do dziś niesamowicie popularna. Pisarzowi wspaniale udało się zestawić klasykę, stare księgi ze współczesnymi technologiami. W tym tekście tkwi jasny przekaz - człowiek myśli tak nieszablonowo, że żadna maszyna nie jest w stanie go prześcignąć, choćby był to największy i najbardziej rozwinięty komputer świata. Autor posłużył się jednak paroma nowinkami technologicznymi, które pomogły w rozwikłaniu zagadki. 

Jeszcze jedne plus to tajemne stowarzyszenie, ze swoimi rytuałami, symbolami, specyfiką, tajemnicą, dążeniem do odkrycia tajemnicy świata, które zrzesza ludzi na całym świecie i oczywiście jest na tyle utajone, że wiedzą o nim tylko wtajemniczeni. Nagłe pojawienie się Claya trochę niszczy tę strukturę, ale inaczej nie byłoby zabawy :) 

Pisarz stworzył też szereg postaci, które pomimo ról drugoplanowych, są bardzo ciekawymi, rozwiniętymi i w większości wypadków indywidualnymi jednostkami. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu pan Penumbra. 

Ta książka pokazuje, że nawet tworząc swoją pierwszą książkę, można zabłysnąć i stworzyć historię niezwykłą. Pomimo drobnych potknięć (przede wszystkich językowych), ten tytuł czyta się błyskawicznie. Autor przygotował się z historii i wiedzy współczesnej. Pięknie połączył wszystkie wątki i stworzył historię, która wciąga, intryguje i zachęca do rozwiązania zagadki ukrytej na jej stronach. To książka, w której każdy z Was znajdzie coś, co go zainteresuje. Warto poznać tajemnicę zawartą w tajemniczych woluminach!

* Informacja z okładki


Za możliwość lektury dziękuję księgarni :




7/27/2014

"Póki pies nas nie rozłączy" Romuald Pawlak

"Póki pies nas nie rozłączy" Romuald Pawlak
Dane techniczne:

  • Autor: Pawlak Romuald
  • Tytuł: Póki pies nas nie rozłączy
  • Seria: Babie Lato
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Liczba stron: 288
  • Premiera: 26 styczeń 2011
  • Gatunek: powieść obyczajowa





Co czytać w takie upalne dni, jak ostatnio nastały? Oczywiście książki z serii Babie Lato. No dobrze, może powinno się je czytać bliżej jesieni, ale jednak "lato" w tytule serii zachęciło mnie do sięgnięcia po tą książkę. 

Michał jest nieszczęśliwym facetem w związku, którego już nie chce. Nie ma już tego uczucia co dawniej, jego partnerka chciałaby, żeby przeszli na "wyższy poziom", ale tak naprawdę nic ich nie łączy. Została rutyna. Któregoś dnia razem z lepszą połówką Michał znalazł się na wystawie psów rasowych, ostatnim miejscu, jakie sam by dla siebie wybrał. Do domu wracają już we trójkę, z czarnym pudlem Egonem. Michał, zatwardziały kociarz, bardzo niechętnie zgadza się na nowego członka rodziny. A pies został do nich wysłany z bardzo ważnym zadaniem. 

"Babie Lato" proponuje książki lekkie, z nutą romansu i obyczaju, pisane przez kobiety, polskie pisarki. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy biorąc do ręki "Póki pies nas nie rozłączy" zobaczyłam na okładce nazwisko Romuald Pawlak. Bo raz ze mężczyzna, a dwa czytałam pare jego książek fantasy, a tu proszę powieść obyczajowo-romansowa. 

Jak wygląda romans pisany przez mężczyznę? Bardzo obyczajowo. Jest to historia pary, jakich wspócześnie wiele. On, sfrustrowany, w związku który powoli zaczyna mu się nudzić, ale nie potrafi się z niego uwolnić. Praca daje mu trochę wytchnienia, a może właściwie to, co dzięki pracy wypracował - życie w sieci. Michał bowiem buszuje po forach, stwarza wiele alter-ego, żeby załatwić sprawy swoje i innych. Renata również czuje, że w ich związku jest coś nie tak. Michał najwyraźniej już jej nie kocha. Kobieta czeka na księcia z bajki, postanawia mu nawet pomóc, pisząc w sieci. I Egon, młody psiak, który nie rozumie jak wielkie zadanie leży na jego barkach. Jednak na swój psi sposób powoli zbliża do siebie tych dwoje. 

Nie znajdziecie w tej książce żadnych większych zwrotów akcji. Narrator - Michał opisuje swój świat, który jest bardzo zwyczajny i w żaden sposób nie porywający. Jest parę plusów - choćby wojna Michała z "Meksykańcem", sama historia jednak nie porywa. 

Zaletą jest język autora, który umila lekturę. Dzięki niemu udało mi się przebrnąć przez tą historię szybko i bez komplikacji. 

"Egon w pierwszej godzinie nikogo nie rozkrwawił, ale jodłował tak, jakby mu drewnianą piłą odcinali siusiaka. Chociaż to chyba jednak zaczęło się dziać w drugiej godzinie strzyżenia, kiedy jego szloch stał się urywany, jakby mu zanikało tętno."


Kupiłam tą książkę przede wszystkim ze względu na bohatera zwierzęcego - Egona. Podobały mi się wszystkie fragmenty, gdzie występował - rozrabiał, uczył się i był kochany.

Tak się zastanawiam - to druga książka z serii "Babie Lato" której dałam szanse i żadna z nich mnie nie porwała. Czy seria nie jest dla mnie, czy nie miałam do niej szczęścia? 

3/26/2013

[Recenzja gościnna] User i zło tego świata, czyli krótko o "Kulcie amatora" Andrew Keena

[Recenzja gościnna] User i zło tego świata, czyli krótko o "Kulcie amatora" Andrew Keena



Dane techniczne:
Autor: Andrew Keen
Tytuł: Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę
Stron: 198
Rok wydania: 2007
Wydawnictwo: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne








Rozwój technologii komunikacyjnych jest obecnie modnym tematem. Podobnie wszystkie  zmiany społeczne, prawne, polityczne i ekonomiczne które się z nim wiążą. Głośno było o ACTA,  wiele mówiono o Wikileaks. Sporo poczytać można o co ciekawszych przypadkach ataków  hakerów, wielu zaś spędza sen z powiek problematyka dostępu do informacji lub ochrona prawa  własności intelektualnej w internecie. Andrew Keen, zamieszkały w Berkeley biznesmen  i dziennikarz tematycznie wpisuje się w ten nurt. To, co go wyróżnia to wyraźna, mocno  zarysowana postawa krytyczna wobec zjawisk które możemy obserwować, a które zbiorczo (acz nie zawsze jasno) określa się mianem Web 2.0. 

Powiedzmy jasno – "Kultu amatora" nie trzeba nawet otwierać, by domyślić się jakie  stanowisko zajmuje autor, który swe dzieło obdarzył podtytułem "Jak internet niszczy kulturę". Faktycznie, jest ostro. Keen od początku mocno odcina się od wszelkich hurraoptymistycznych poglądów na zjawiska zachodzące współcześnie w sieci. W swojej krótkiej (niecałe dwieście stron) rozprawie nie zostawia na web 2.0 i jej architektach suchej nitki, tak że na zakończenie można odnieść wrażenie że poznaliśmy centrum wszelkiego zła wszechświata, istne okno do piekła głupoty, rozpadu kulturalnego i intelektualnej degeneracji. Oddajmy jednak autorowi sprawiedliwość – w wielu kwestiach ma on z całą pewnością rację. 

Słuszne wydają się na przykład jego zarzuty względem Wikipedii, którą uważa za przejaw upadku szacunku dla eksperckiej wiedzy. Trafnie diagnozuje ją jako ekstremalny przykład miejsca w którym kompetencje i rzeczywista wiedza przestają mieć znaczenie. Ot, informacje o wszystkim produkowane przez wszystkich, także tych, którzy nie mają ku temu najmniejszych nawet uprawnień. Że jest to popularne źródło? Ależ oczywiście. I tym gorzej, gdyż nawet największa bzdura wypuszczona w świat może zostać powielana setki i tysiące razy przez bezkrytycznych czytelników witryny. Tym gorzej, że źródło gorsze wypiera lepsze, marginalizując rolę bardziej rzetelnych encyklopedii tworzonych przez odpowiednich profesjonalistów. 

Mocno dostaje się rynkowi muzycznemu, który, o czym sam autor nas uprzedza – bliski jest jego osobistym zainteresowaniom. Tak samo dzieje się z literaturą. Oto w "długim ogonie" pozornie nieskończonej ilości dostępnych produktów dzieła wybitne i warte uwagi rozpływają się i pozostają niewidoczne w nawale tandety i miernoty. Nie jakość, lecz czysty przypadek decydować zaczyna o tym, co staje się popularne a co popada w zapomnienie. Nawet geniusz może wylecieć – lecz nie z hukiem, a po cichu – na śmietnik historii. Spójrzmy na YouTube. Żywota by nam nie starczyło, by obejrzeć wszystkie materiały jakie się tam znajdują, a każda minuta przynosi nowe nagrania. Prawdziwy ocean, z którego na światło dzienne wypełznąć może dowolna maszkara, w źródłach popularności której ciężko dopatrywać się jakichkolwiek rozsądnych przyczyn. 

Nie dość na samej diagnozie tego, jakim internet się stał. Poznajemy też (niekiedy nawet imiennie!) architektów owego diabolicznego chaosu. Potentatów nowej ery, zamieszkujących w Mordorze Krzemowej Doliny. Czytając o nich, trudno wyrobić sobie jednak spójny obraz czy opinię. Czy są to technokraci, zorientowani na zysk cynicy którzy szkodliwą działalność podejmują wyłącznie dla brzęku złota, czy też idealiści niesieni wichrem naiwnej wiary? Tu trudno czasem o jednoznaczność. 

"Kult amatora" to pozycja naprawdę specyficzna. Nie jest naiwną, reakcyjną krytyką internetu per se. Wszystko jest rzeczowe, poparte faktami i przykładami. Problem raczej w tym, że cała refleksja wydaje się mało spójna. Zamiast precyzyjnej analizy, mamy do czynienia raczej z wymachiwaniem młotem na prawo i lewo, w nadziei na to że rozbijając cokolwiek na kawałki znajdziemy się bliżej sedna sprawy. Przykładowo, prawdą jest że mamy obecnie do czynienia z kryzysem zaufania do autorytetów naukowych; każdy może rościć sobie prawo do posiadania własnej, małej prawdy. Z drugiej jednak strony, nawet w naszych polskich warunkach wiemy, że posiadanie dyplomów i tytułów nie jest wprost przekładalne na monopol racji. Od tego czy innego profesora dowiedzieć się możemy o dinozaurach żyjących obok ludzi, tajemniczych bruzdach naznaczających dzieci urodzone dzięki metodzie in vitro, lub latających brzozach przeciwlotniczych. Trudno też dostrzec jakąś spójność pomiędzy poszczególnymi fragmentami. Keen mocno utyskuje na piractwo, które niszczy twórczość artystyczną, tylko po to, by chwilę później skarżyć się na internetową inwigilację która jest skutkiem prób walki z tym właśnie zjawiskiem. 

Traktowałbym tę pracę raczej jako próbę, swego rodzaju przyczynek dla większej i – miejmy nadzieję – bardziej spójnej refleksji. Tym niemniej, wydaje się ona interesująca choćby ze względu na swą oryginalność i nie uleganie intelektualnym modom panującym tak wśród entuzjastów jak i wrogów sieciowych rewolucji kulturowych.


Piotr Krzywdziński
Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger