5/05/2018

"Post Scriptum" Milena Wójtowicz



Z twórczością Mileny Wójtowicz poznałam się w czasie studiów, kiedy czytałam "Podatek" i "Wrota". Lekkie lektury z gatunku fantastyki, których akcja dzieje się w dzisiejszych czasach, sprawiły mi przyjemność przy lekturze, choć dziś nie potrafię przypomnieć sobie więcej niż ogólny zarys obu powieści. Po kilku latach ciszy na rynku pojawia się nowa książka autorki. Postanowiłam bliżej się z nią poznać i sprawdzić, jak tym razem odbiorę twórczość Mileny Wójtowicz. 


Piotr i Sabina wspólnie stworzyli firmę, w ramach której, każde na swój sposób pomaga osobom odbiegającym od normy. Ich target to wszystkie jednostki, które określają jako nienormatywne: wilkołaki, wampiry, wiły, strzygi itd. Piotr jest psychologiem i coachem, Sabina prowadzi kursy BHP oraz sprawdza bezpieczeństwo w zakładach pracy. Prowadzą życie niezbyt normalne, ale unormowane, do czasu aż koło nich dochodzi o wypadków a nawet próby zabójstwa. Mimo braku kwalifikacji postanawiają rozwiązać zagadkę, kto stoi za ostatnimi wypadkami, a w tym celu szukają w policji kogoś, kto zrozumie ich niecodzienne życie. 

Potrzebowałam sięgnąć po coś lekkiego, co wprawi mnie w dobry nastrój, a jednocześnie nie zmusi do bardzo szczegółowego śledzenia akcji, czy analizy wypadków. "Post Scriptum" spełniło te warunki doskonale, przeczytałam książkę w jeden dzień. Autorka długo utrzymywała w tajemnicy pochodzenie głównych bohaterów, podrzucając różne aluzje i dając do myślenia. 


Ta historia jest lekka, ze względu na styl, jak i na wydarzenia. Początkowo trochę się gubiłam w tych ostatnich, próbując zorientować się kim są główni bohaterowie, czym się zajmują i jaki mają pogląd na świat, a autorka trochę wrzuciła mnie na głęboką wodę. 

"Post Scriptum" to lektura, z którą spędza się lekko czas, ale wyparowuje z głowy stosunkowo szybko. Niezbyt ambitna, zdecydowanie zalicza się do literatury rozrywkowej. Nie ma w niej dużo emocji, bo nawet te potwory, które powinny wywoływać strach podczas lektury, wywołują co najwyżej lekkie zaciekawienie. Dochodzę do wniosku, że robię się za stara na tego typu książki, zaczynam oczekiwać czegoś więcej: emocji, intensywnych przeżyć, wydarzeń, które zmuszają mnie do refleksji, sytuacji, które mnie rozbawią albo wprawią w zdumienie. Tutaj wszystko jest takie trochę mdłe, na jednym poziomie. Podczas lektury nic mnie za bardzo nie zdziwiło. Nawet pochodzenie bohaterów, początkowo skrywane przez autorkę, było w jakiś sposób oczywiste ze względu na ich przemyślenia czy zachowania. 

"Post Scriptum" to historia zamknięta, już od samego początku pojawiają się wydarzenia, które przesuwają ją w kierunku kryminału: tam jakiś wandalizm, tam wypadek przy pracy i tak coraz ciężej. Być może przez to, że bohaterów mało co może zabić, to nawet przy wydarzeniach brutalniejszych, emocje nie wzrastają. Ostatecznie wszystko da się rozwiązać, winni zostają ustaleni, wszystko kończy się wręcz za gładko. 

Na pewno znajdą się czytelnicy, którym ta lektura sprawi dużo radości, jednak jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej od książki, chociażby więcej różnorodnych emocji, to tutaj ich nie znajdzie. Ciekawym pomysłem jest życie "potworów" wśród ludzi, ale takie historie już się wcześniej pojawiały na rynku. To dobra lektura dla osób lubiących lekką fantastykę, wpadającą w urban fantasy i kryminał. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger