7/31/2025

Jak wyglądała "Panna młoda z Powstania" Kazia Sitarz

Jak wyglądała "Panna młoda z Powstania" Kazia Sitarz


Już jutro minie 81. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Coroczne obchody tego wydarzenia pokazują, jak ważne było ono dla mieszkańców stolicy. Zryw powstańców — w większości warszawiaków — był wyrazem nadziei na wolność, ale też desperackim świadectwem tego, jak bardzo mieli dość niemieckiej okupacji. Zarówno o II wojnie światowej, jak i o samym Powstaniu powstało wiele publikacji — i nadal powstają nowe. Jedną z nich jest Panna młoda z Powstania autorstwa Kazi Sitarz. To książka, która odtwarza nie tylko dramatyczne wydarzenia 63 dni walk, ale także historię miłości Alicji i Billa Biegów, którzy powiedzieli sobie „tak” pośród ruin Warszawy.

Bazując na wspomnieniach Alicji Treutler‑Biegi i Billa Biegi oraz obszernym zasobie historycznych materiałów źródłowych, autorka snuje fascynującą opowieść o młodej miłości rozkwitającej w cieniu niemieckiej okupacji. Sceny z Powstania Warszawskiego żyją tu na każdej karcie – w dramatycznym tle 63 dni walk toczy się historia, która przetrwała nie tylko zniszczenia, ale i czas powojennej tułaczki. Książka nawiązuje do znanego zdjęcia z powstańczego ślubu, gdzie zamiast obrączek były kółka od firanek. 

Autorka podjęła się trudnego zadania — próby odtworzenia życia dwojga bohaterów, ich bliskich, realiów, w których przyszło im żyć, oraz uczuć, które ich połączyły. Książka ma ciekawą konstrukcję narracyjną: punktem kulminacyjnym jest ślub 13 sierpnia 1944 roku, który stanowi zarówno początek, jak i koniec opowieści. Późniejsze rozdziały przenoszą czytelnika między czasem wojny a późniejszym życiem bohaterów na emigracji. Choć taka klamra narracyjna wydaje mi się interesująca, to przeskoki między dwoma okresami nie do końca mnie przekonały. Być może autorka chciała zestawić ze sobą dwa zupełnie różne światy, w których przyszło żyć Alicji i Billowi, jednak w moim odczuciu bardziej chronologiczna narracja lepiej oddałaby dramatyzm ich historii.

Z ciekawością śledziłam losy bohaterów, odkrywając przy okazji elementy codziennego życia w czasie wojny, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Próby prowadzenia „normalnego” życia — wyjazdy na wakacje, nocowanie chłopaka w domu, na co kręciła nosem matka bohaterki — wydają się zaskakująco znajome i współczesne, a jednocześnie zupełnie nieprzystające do realiów okupacji. Ten kontrast sprawia, że jeszcze mocniej odczuwa się absurd wojennych czasów. Z kolei powojenne, a właściwie popowstańcze losy Alicji i Billa, szczególnie tuż po opuszczeniu Warszawy, wydają się wyjątkowo dramatyczne. Właśnie te pierwsze miesiące po Powstaniu najmocniej zapadły mi w pamięć.

Kolejne lata coraz bardziej oddalają rodzinę Biegów od Warszawy i Polski — emigracja najpierw do Wielkiej Brytanii, a później do Stanów Zjednoczonych staje się początkiem zupełnie nowego życia. Mimo to myślami nieustannie wracają do przedwojennej Warszawy, której nie da się już odnaleźć. Powroty do kraju, możliwe dopiero po wielu latach, tylko utwierdzają ich w przekonaniu, że tamta stolica, w której dorastali i którą kochali, przestała istnieć. Zostały jedynie wspomnienia i obrazy zapisane w pamięci.

Panna młoda z Powstania to książka, która nie tylko przybliża jedną z niezwykłych historii miłosnych z czasów Powstania Warszawskiego, ale też pozwala spojrzeć na wojnę i jej konsekwencje z bardzo osobistej perspektywy. Autorka z wyczuciem łączy fakty historyczne z emocjami, które mimo upływu lat nadal poruszają. Choć nie wszystkie zabiegi narracyjne do mnie przemówiły, cenię tę powieść za autentyczność. To również piękne świadectwo ogromnej miłości Alicji i Billa — uczucia, które przetrwało okupację, powstanie, emigrację i trudne lata powojenne. Ich historia dowodzi, że istnieje miłość, która potrafi pokonać każdą przeszkodę — i może właśnie dlatego tak bardzo zostaje w pamięci. Szczególnie teraz, kiedy przypada kolejna rocznica Powstania Warszawskiego, ta książka może poruszyć dodatkowe nuty w sercu każdego czytelnika.



  • Autor: Sitarz Kazia
  • Tytuł: Panna młoda z Powstania
  • Wydawnictwo: Emocje Plus Minus
  • Liczba stron: 408
  • Premiera: 23 lipiec 2025





7/28/2025

Przerażająca "Hiroszima" John Hersey

Przerażająca "Hiroszima" John Hersey

Z pewnością nie jestem jedyną osobą, którą same słowa „bomba atomowa” wprawiają w niepokój. Czy można wyobrazić sobie bardziej przerażającą sytuację dla zwykłego człowieka? Mimo upływu czasu w Europie wciąż budzi strach wspomnienie Czarnobyla, choć była to katastrofa naturalna, również wiązała się z promieniowaniem. Sama pamiętam zamykanie dzieci w domach i płyn Lugola, choć to raczej niewyraźne wspomnienie. Dlatego świadome zrzucenie bomby na ludzi i jego tragiczne skutki są dla mnie niewyobrażalne. John Hersey podjął się reportażu niemal natychmiast po wydarzeniach z 1945 roku, a jego książka niesie w sobie niezwykle ważny przekaz.

Książka Johna Herseya to przejmujący reportaż, który oddaje głos sześciu osobom ocalałym z wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę – wśród nich są m.in. młoda dziewczyna pracując w biurze, pastor, lekarz i matka samotnie wychowująca dzieci. Autor krok po kroku opisuje ich doświadczenia z dnia ataku i pierwszych godzin po nim. Wznowione wydanie zawiera również drugą część reportażu, napisaną w 1985 roku, w której Hersey wraca do swoich bohaterów po czterdziestu latach, by sprawdzić, jak życie z piętnem hibakusha wpłynęło na ich dalsze losy.

Sięgając po ten tytuł, od razu czuje się ciężar tematu, jaki porusza. Warto jednak na moment zatrzymać się przy autorze reportażu, Johnie Herseyu. Urodzony w Chinach, do Stanów Zjednoczonych wrócił dopiero jako dziesięciolatek. Jeszcze przed wojną pisał reportaże dla magazynu „Time”, a w czasie II wojny światowej był korespondentem wojennym. Jego tekst o Hiroszimie ukazał się w 1946 roku w „New Yorkerze”, rok po zrzuceniu bomby. Kolorowa, sielska okładka numeru w niczym nie zapowiadała dramatycznej treści. Nakład rozszedł się błyskawicznie, a reportaż zaczął żyć własnym życiem – publikowany w formie książki, tłumaczony na wiele języków, do dziś przejmująco przypomina o tragedii tamtych dni.

Wydanie przygotowane przez Wydawnictwo Znak Horyzont przyciąga wzrok kolorową okładką, zapożyczoną z pierwszego wydania reportażu w magazynie „The New Yorker”. W książce znajdziemy także wstęp Michała Choińskiego, który przybliża kulisy powstania tekstu oraz reakcje, jakie wywołał on wśród ówczesnych czytelników. Zwraca również uwagę na sposób pisania Herseya, pozbawiony emocjonalnego komentarza, zdystansowany wobec opisywanych postaci, co sprawia, że to sam czytelnik musi zmierzyć się z opisywaną tragedią i samodzielnie wyciągnąć wnioski.

To jedna z tych książek, których trudno jednoznacznie ocenić – a może nawet nie powinno się tego robić. Niesie ze sobą przerażające obrazy: ludzi, którzy przeżyli wybuch, doświadczając rozległych obrażeń, oraz miasta zniszczonego do cna: spalonego, rozdartego przez pożary, uderzonego tornadem, a jednocześnie miejsca, w którym zaskakująco szybko zaczęła odradzać się roślinność. Reportaż Herseya jest bardzo zdystansowany – i choć ten chłód momentami mi przeszkadzał, pozwolił mi też przebrnąć przez lekturę bez przytłaczającej fali emocji. Być może taki był zamysł autora, choć muszę przyznać, że współczesne, bardziej osobiste reportaże przemawiają do mnie mocniej.

Podczas lektury zaskoczyła mnie postawa mieszkańców Hiroszimy, którzy w pewnym sensie wydawali się pogodzeni z tragedią, jaka ich spotkała. W pierwszych godzinach po wybuchu pomagali sobie nawzajem, wspierali się w drobnych sprawach, często ignorując własne obrażenia. W kolejnych latach wielu z nich zdawało się akceptować fakt zrzucenia bomby, choć niektórzy nienawidzili Amerykanów, jednocześnie próbowali zrozumieć ich motywacje. Poruszyło mnie też to, jak mało wiedzieli wtedy o samej tragedii, nikt nie przypuszczał, że to bomba atomowa. Wśród ludzi krążyły przypuszczenia o benzynie, kwasie czy innych substancjach zrzucanych z samolotów, nikt nie potrafił jeszcze pojąć skali tego, co się wydarzyło.

„Hiroszima” to reportaż niezwykle ważny i wciąż bardzo aktualny, mimo upływu lat. Pokazuje, do czego może doprowadzić wojna, jak jedna decyzja może wpłynąć na życie tysięcy ludzi oraz jakie cierpienie może zadać ludzkości. Choć sam tekst wydaje się pozbawiony emocji i napisany z dystansu, wydarzenia, które opisuje, niosą ze sobą wystarczający ładunek emocjonalny. Dodatkowo część, napisana po czterdziestu latach, ukazuje, jak potoczyły się losy poszczególnych postaci i jaki wpływ na nie miała bomba atomowa. To książka, która zdecydowanie zasługuje na uwagę.






  • Autor: Hersey John
  • Tytuł: Hiroszima
  • Tytuł oryginalny: Hiroshima
  • Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
  • Wydawnictwo: Znak Literanova
  • Liczba stron: 232
  • Premiera: 16 lipiec 2025

7/25/2025

Jak to jest "Z dala od Gretchen" Susanne Abel

Jak to jest "Z dala od Gretchen" Susanne Abel


Książki osadzone w czasach II wojny światowej lub w jej okolicach towarzyszą mi od dawna. Zazwyczaj patrzę na ten okres przez pryzmat Polski albo krajów alianckich, takich jak Francja czy Wielka Brytania. Tym razem sięgnęłam po historię ukazującą niemiecką perspektywę — a właściwie perspektywę młodej dziewczyny, której przyszło dorastać w tamtych czasach. I co? Pochłonęłam ponad pięćsetstronicową cegiełkę w zaskakująco szybkim tempie, wciągając się zarówno w część historyczną, jak i współczesną.

Akcja książki toczy się dwutorowo – we współczesnych Niemczech i w czasach II wojny światowej. Gdy u 84-letniej Grety zostaje zdiagnozowana demencja, jej syn Tom zaczyna odkrywać przeszłość, o której matka dotąd milczała. Wspomnienia z dzieciństwa, ucieczka przed Armią Czerwoną, okupacja i zakazana miłość splatają się z pytaniami o rodzinne sekrety. Jedno stare zdjęcie staje się początkiem poszukiwań, które zmienią wszystko.

Często mam problem z historiami prowadzonymi dwutorowo, zazwyczaj współczesny wątek traktuję po macoszemu i trudno mi się w niego wystarczająco zaangażować. Tym razem jednak, ku własnemu zaskoczeniu, obie linie czasowe bardzo mi się podobały. Tom, główny bohater, początkowo skupiony głównie na sobie i irytujący się każdą przeszkodą w drodze do kariery i wygodnego życia, stopniowo się zmienia. Wraz z odkrywaniem przeszłości matki i rodzinnych tajemnic, zaczyna inaczej patrzeć na świat i swoje relacje z innymi.

Gretchen na początku jawi się jako samodzielna starsza pani, może trochę zaniedbana przez syna, ale radząca sobie całkiem nieźle. Autorka w mistrzowski sposób stopniowo odsłania zmiany, które zachodzą w jej zachowaniu, sprawiając, że to, co początkowo wydawało się zupełnie normalne, zaczyna nabierać nowego znaczenia. Te współczesne obserwacje płynnie przeplatają się z wojennymi i powojennymi wspomnieniami bohaterki, które choć pojawiają się nienachalnie, niosą ze sobą ogromny ładunek emocji.

W życiu młodziutkiej Gretchen od najmłodszych lat wiele się dzieje. Gdy wybucha wojna, ma zaledwie dziewięć lat. W jej rodzinie zdania na temat Hitlera i jego ideologii są podzielone, ale ona wraz z siostrą chłonie ówczesną retorykę poprzez udział w dziecięcych i młodzieżowych organizacjach. Już przed wojną ich życie nie było łatwe – nie należeli do zamożnych, radzili sobie, jak mogli. Czas wojny tylko pogłębia trudności. Potem przychodzi brutalna ucieczka przed Armią Czerwoną, niosącą ze sobą gwałty i śmierć. Autorka zarysowuje te wydarzenia z wyczuciem — są obecne, ale nie dominują opowieści. Dopiero dotarcie do Heidelbergu, gdzie Gretchen ma znaleźć schronienie u rodziny, staje się początkiem właściwej historii.

Nastoletnia miłość w czasach, kiedy nie ma się nic, kiedy samo spotkanie z amerykańskimi żołnierzami może ściągnąć na dziewczynę falę obelg ze strony niemieckiej społeczności. Gretchen odważa się pójść o krok dalej: zakochuje się w czarnoskórym amerykańskim żołnierzu, młodym chłopaku, który dopiero w Europie poczuł namiastkę wolności, tak odległą od realiów amerykańskiego Południa i wciąż żywego wpływu Ku Klux Klanu. Ich historia jest jednocześnie piękna i przejmująco bolesna — bo choć uczucie łączy, to świat wokół zdaje się robić wszystko, by je zniszczyć. 

Tytuł tej historii jest przewrotny, bo można go rozumieć w dwójnasób. Ten najbardziej oczywisty to oddalenie głównych bohaterów, którzy nie mogli być ze sobą z różnych powodów. Ale drugi, równie istotny, a może nawet bardziej znaczący, pochodzi z angielskiego: „Stay away from Gretchen” – to było przesłanie amerykańskiej armii do żołnierzy, by unikali kontaktów z niemieckimi dziewczętami i kobietami.

Autorka bardzo trafnie uchwyciła kontrast między uchodźcami z Prus Wschodnich, którzy po wojnie z pustymi rękami emigrowali na zachód Niemiec, a współczesnymi migrantami z krajów południowych, uciekającymi w 2015 roku przed wojną i szukającymi bezpiecznego życia. Zestawia ze sobą przeszłość i teraźniejszość, pokazując, że mechanizmy wykluczenia i uprzedzeń wciąż się powtarzają. Równocześnie pojawia się też inny kontrast — między Afroamerykańskimi żołnierzami, którzy dopiero w Europie doświadczyli bycia traktowanymi jak ludzie, a uchodźcami z krajów muzułmańskich, których odmienna kultura i religia stały się źródłem nieufności i niezrozumienia.

W książce pojawia się jeszcze jeden niezwykle ważny wątek, o którym nie sposób zapomnieć. To losy powojennych dzieci, urodzonych ze związków Niemek i afroamerykańskich żołnierzy, którzy z różnych powodów musieli wrócić do Stanów Zjednoczonych. Dzieci te, określane mianem „brown babies”, bardzo często były siłą odbierane matkom. Ówczesna polityka i społeczne uprzedzenia sprawiały, że nie były akceptowane w europejskim społeczeństwie. Trafiały do przytułków i domów dziecka, a stamtąd — do adopcji w USA. Ich dalsze losy układały się różnie: niektórym udało się trafić do kochających rodzin, inne miały znacznie mniej szczęścia. Matki, które czasem dowiadywały się o adopcji, a częściej nigdy nie otrzymały żadnej informacji o swoich dzieciach, przez lata nosiły w sobie tęsknotę i traumę.

„Z dala od Gretchen” to książka, która porusza wiele trudnych tematów o ogólnoludzkim wymiarze. Dotyka kwestii odmienności człowieka, emigracji, braku akceptacji, decyzji podejmowanych za innych, a także traum rodzinnych, które przechodzą na kolejne pokolenia. Autorka stworzyła historię, która z jednej strony wciąga od pierwszych stron, z drugiej – zmusza do refleksji nad problemami, o których często nie chcemy myśleć w codziennym życiu. To zdecydowanie lektura, po którą warto sięgnąć.

 


  • Autor: Abel Susanne
  • Tytuł: Z dala od Gretchen. Historia miłości, która nie miała prawa się wydarzyć
  • Tytuł oryginalny: Stay away from Gretchen - Eine unmögliche Liebe
  • Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
  • Wydawnictwo: Relacja
  • Liczba stron: 576
  • Premiera: 18 czerwiec 2025

7/22/2025

Poznaj "Serca żyjące nadzieją" Edyta Świętek

Poznaj "Serca żyjące nadzieją" Edyta Świętek



Po książki Edyty Świętek sięgam już od dawna w ciemno, a każda kolejna lektura to nie tylko gwarancja emocjonującej historii, ale i prawdziwa przyjemność zanurzenia się w świecie pełnym pasji i ludzkich dylematów. Kiedy kolejny tytuł to kontynuacja sagi, jak w tym przypadku, tym bardziej niecierpliwie czekam na rozwiązanie wydarzeń, które autorka zostawia zazwyczaj w newralgicznych momentach. Myślicie, że warto sięgnąć po ten tom?

Alina, po dramatycznym spotkaniu ze zbójcami, zaczyna dostrzegać w Eustachym nie tylko męża, ale i opokę, na której może polegać. Ich wspólne życie w Sandomierzu nabiera nowego wymiaru, gdy ich dom staje się schronieniem dla Marcjanny samotnie wychowującej synka. Jednak mroczne cienie przeszłości nie dają o sobie zapomnieć – odnalezienie szczątków Bożydara wstrząsa rodziną, a Eustachy staje przed odważną decyzją, która może odmienić ich przyszłość.

Z wielką radością powróciłam do świata stworzonego przez pisarkę, by sprawdzić, jak poradziła sobie Alina w trudnej sytuacji, czy Eustachemu udało się jej pomóc, jak potoczyły się losy Bożydara i czy naprawdę zapłacił za swoje postępowanie. Byłam także ciekawa, co stało się ze Stefanią i czy udało jej się wyjść z trudnych przeżyć. Odpowiedzi na te pytania znalazłam dość szybko, ale autorka, prowadząc fabułę do przodu, wprowadziła nowe wątki, na które wciąż nie mam odpowiedzi. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Każdy z bohaterów wywołuje w trakcie lektury szereg emocji. Postacie są wielowymiarowe, a autorka doskonale pokazuje, jak niektóre wydarzenia z przeszłości wciąż ranią, mimo że niektórzy z bohaterów zdają sobie sprawę ze swoich błędów i z ciężkim sercem patrzą w przyszłość. Interakcje między postaciami są różnorodne i przeplatają się w sposób barwny, tworząc wielowarstwowy obraz. Dzięki temu historia nie staje się ani na chwilę nudna.

Ten tom w największym stopniu koncentruje się na Alinie i Eustachym, ich wzajemnych relacjach, które stopniowo ewoluują. Choć bohaterowie długo nie potrafią nazwać swoich uczuć, ich więź przechodzi istotne zmiany. Autorka poświęca również sporo uwagi Michałowi, jego perypetiom w Krakowie oraz nowemu uczuciu, które znacząco wpłynie na jego życie. Nie można zapomnieć także o rodzinie Jasierków, której tragedia stała się początkiem równi pochyłej, prowadząc do rozpaczy, bankructwa i wywołując ogromne zmiany, które wpłyną także na innych bohaterów.

Autorka po raz kolejny zostawia czytelnika w zawieszeniu, jeśli chodzi o dalsze losy bohaterów, ale tym razem czas oczekiwania nie będzie długi, ponieważ kolejny tom zapowiedziano na wrzesień. Z pewnością sięgnę po niego, by dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej.

„Serca żyjące nadzieją” to kolejny tom sagi „Sandomierskie Wzgórza”, osadzony w Sandomierzu w XX-leciu międzywojennym. Bohaterowie rozwijają się, dojrzewają emocjonalnie i zmieniają życiowe priorytety, a wszystko to zostało napisane świetnym piórem autorki, co sprawia, że trudno oderwać się od tej lektury. Polecam ją każdemu, kto lubi sagi historyczne.

Sandomierskie wzgórza

Potomkowie złych ludzi | Zielarka z Doliny Pustelnika | Serca żyjące nadzieją



  • Autor: Świętek Edyta
  • Tytuł: Serca żyjące nadzieją
  • Seria: Sandomierskie wzgórza #03
  • Wydawnictwo: Mando
  • Liczba stron: 392
  • Premiera: 21 maj 2025

7/19/2025

Kim jest "Wyjarzmiona" Renata Bożek

Kim jest "Wyjarzmiona" Renata Bożek


Są takie książki, które trudno się czyta, jeszcze trudniej ocenia, ale które zdecydowanie warto poznać, choćby po to, by poszerzyć horyzonty i spojrzeć z innej perspektywy na tematy, które wydają się znane, ale nie do końca przeżyte. "Wyjarzmiona" to właśnie jedna z takich lektur: brutalna, pełna brudu codzienność bohaterki zostaje mocno odciśnięta w świadomości czytelnika, zmuszając do emocjonalnego zaangażowania i refleksji.

Bohaterką tej historii jest Rozalia Balawender, dziewczynka z ubogiej wsi na Lubelszczyźnie, która w 1831 roku poprzysięga zemstę dziedzicowi. Mijają lata, a ona przechodzi niezwykłą drogę: z bosego dziecka staje się elegancką panną młodą u progu ślubu z majętnym mężczyzną. Po drodze uczy się czytać, poznaje świat wielkiego miasta i bezwzględnych reguł społecznej gry. Każdy kolejny krok to dla niej walka o przetrwanie i o siebie, czasem za cenę lojalności, moralności, a nawet własnych korzeni.

To nie jest łatwa lektura i to na wielu poziomach. Już od pierwszych zdań czytelnik musi się mentalnie przestawić, wejść w świat chłopstwa, zrozumieć nie tylko trudy ich codziennego życia, ale też oswoić się z językiem, który może stanowić barierę. Gwara, jaką posługują się bohaterowie, mocno odróżnia chłopa od „Poloka”, podkreślając podziały społeczne i kulturowe. Dodatkowym wyzwaniem jest zwarta, gęsta narracja, dialogów jest niewiele, a chociaż historia opowiadana jest w trzeciej osobie, to silne zespolenie narracji z Rozalką sprawia wrażenie, jakby to ona sama snuła tę opowieść.

Perspektywa głównej bohaterki sprawia, że wiele życiowych kwestii wydaje się oczywistych i przez to łatwo mogą umknąć podczas lektury. To książka, która wymaga skupienia. Autorka pokazuje dziecko wychowane w przekonaniu, że najważniejsze jest przetrwanie, nawet kosztem innych. Rozalka od najmłodszych lat uczy się myśleć przede wszystkim o sobie, bo tylko to daje jej szansę na przeżycie w brutalnym świecie. Już na pierwszych stronach uderza obojętność wobec cierpienia i śmierci, może dlatego, że śmierć to codzienność, obecna tuż obok od zawsze, a może dlatego, że nie dotyczy bliskich, chłopów takich jak ona.

Książka podzielona jest na trzy części: wieś, dwór i miasto, każdy z tych etapów symbolicznie oddala Rozalkę od rodzinnej chaty. Choć każde nowe miejsce daje jej szansę na zmianę, to równie często przynosi cierpienie i trudne doświadczenia. Początkowe rozdziały przesiąknięte są lubelską gwarą, która naturalnie towarzyszy jej dzieciństwu. Z czasem, wraz z dorastaniem i nauką przy każdej nadarzającej się okazji, język Rozalki staje się coraz bardziej literacki, bardziej „polski”, choć w głębi duszy wciąż nosi to, czego nauczyła się w domu.

Podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chłopi ukazani są niemal na poziomie zwierząt albo prymitywniejszych form homo sapiens, żyją po to, by przeżyć, pracują, piją, nie myślą o niczym poza przetrwaniem. Kobiety zajmują jeszcze niższą pozycję, wychodzą spod władzy rodziców prosto pod but przyszłego męża, który bije i upija się na umór. Dzieci od najmłodszych lat uczą się życia jako nieustannej walki — walczą o jedzenie, uwagę, przetrwanie, nie mając w sobie przestrzeni na myślenie o drugim człowieku. Każda inność, fizyczna, psychiczna, społeczna, jest wyśmiewana, potępiana i często kończy się tragicznie.

Życie Rozalki zmienia się dzięki nauce, która w połączeniu z jej rozwiniętym cwaniactwem pozwala jej stopniowo wspinać się po drabinie społecznej. Jednocześnie autorka ukazuje, że na każdym etapie życia, szczególnie jako kobieta, bohaterka jest wykorzystywana — i to w sposób, który wydaje się całkowicie normalny dla wszystkich wokół. Dwór, choć wydaje się być lepszym miejscem, również przynosi brutalne doświadczenia, a miasto, które miało być jej wyzwoleniem, wcale nie zmienia jej losu na lepsze. Wręcz przeciwnie, przynosi nowe, tragiczne wydarzenia, które na zawsze rysują jej życie.

„Wyjarzmiona” to powieść, w której autorka wyraźnie ukazuje przepaść między chłopami a szlachtą. Perspektywa chłopki, która dorasta w trudnych warunkach, a potem staje się młodą kobietą z ambicjami, ukazuje drobne kroki ku lepszemu życiu. Dzięki determinacji Rozalka wychodzi z kurnej chaty, a jej historia kończy się w momencie oświadczyn bogatego mężczyzny. W trakcie lektury czytelnik napotyka wiele trudnych, brutalnych i niewyobrażalnych dla współczesnego odbiorcy sytuacji, ale ta książka ma także ogromną wartość edukacyjną, otwierając oczy na to, jak wyglądał świat zaledwie dwieście lat temu.





  • Autor: Bożek Renata
  • Tytuł: Wyjarzmiona
  • Wydawnictwo: Marginesy
  • Liczba stron: 352
  • Premiera: 23 kwiecień 2025

7/16/2025

Jak wygląda "Nasza wielka letnia ucieczka" Małgorzata Lis

Jak wygląda "Nasza wielka letnia ucieczka" Małgorzata Lis


Lato to idealny moment na lekką lekturę, która wywołuje śmiech, wzruszenie i pozwala oderwać się od codzienności. Taka właśnie jest najnowsza powieść Małgorzaty Lis – szybka do pochłonięcia, pełna emocji i wakacyjnego klimatu. Choć bohaterki planowały wyprawę do słonecznej Portugalii, los poprowadził je w zupełnie innym kierunku.

Pięć przyjaciółek postanawia wyjechać bez mężów, dzieci i codziennych obowiązków – ich wymarzonym celem miała być Portugalia, ale nieoczekiwany postój w Monachium zmienia wszystko. Zamiast Atlantyku trafiają nad urokliwe jezioro Chiemsee, otoczone alpejskimi szczytami, które staje się ich improwizowanym azylem od życia w biegu. Ta zmiana planów staje się początkiem serii komicznych i nieoczekiwanych wydarzeń – pojawiają się mężowie, nastolatek z własną ideą na wakacje, a przyjaciółki zaczynają przeżywać chwile, których nie zaplanowały.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Lis okazało się wyjątkowo udane, choć początkowo nie byłam pewna, czy ta historia mnie porwie. Jednak z każdą kolejną stroną, z każdym nieoczekiwanym zwrotem akcji i szalonym pomysłem bohaterów, uśmiech coraz częściej gościł na mojej twarzy. Nasza wielka letnia ucieczka nawiązuje do wcześniejszej powieści autorki "Naszej wielkiej zimowej ucieczki" której wcześniej nie czytałam. Mimo to nie czułam się zagubiona, a wzmianki o zimowym wyjeździe jedynie rozbudziły moją ciekawość i sprawiły, że z ochotą sięgnę po tamtą książkę.

Choć bohaterki tworzą zgraną paczkę, na co dzień ich drogi rzadko się przecinają. Każda z nich prowadzi inne życie, ma odmienne pasje, plany i temperament, co staje się źródłem zarówno zabawnych sytuacji, jak i drobnych sprzeczek – zupełnie jak w prawdziwej przyjaźni. Na drugim planie pojawiają się także ich partnerzy, którzy po wspólnej zimowej przygodzie również zacieśnili więzi i teraz spędzają czas na męskich spotkaniach przy grach. W tle przewija się też postać zbuntowanego nastolatka, który – korzystając z nieobecności matki – ma własną wizję na te kilka dni wakacyjnej wolności.

Autorka z dużą swobodą buduje zabawne sytuacje, które nie tylko bawią, ale też zbliżają bohaterów – każdy trafia do Niemiec z innego powodu, żeby ostatecznie spotkać się w niespodziewanym miejscu. Nieporozumienia, przypadkowe zdarzenia, nietrafione decyzje i komiczne zbiegi okoliczności tworzą barwną, dynamiczną mozaikę, osadzoną w pięknych okolicznościach niemieckich Alp. Całość napisana jest lekkim, przyjemnym językiem, co sprawia, że książka idealnie sprawdza się jako letnia lektura – odpręża, relaksuje i po prostu dobrze się ją czyta.

„Nasza wielka letnia ucieczka” to idealna książka na zaplanowany urlop – szczególnie dlatego, że historia bohaterek przypomina, jak szybko nawet najlepiej ułożone plany mogą się posypać. To lekka, pełna humoru opowieść, w której nie brakuje zbiegów okoliczności, zaskakujących wydarzeń i szczerych emocji. Bawi, poprawia humor i zostawia po sobie uśmiech – dokładnie taka powinna być wakacyjna lektura.
 



  • Autor: Lis Małgorzata
  • Tytuł: Nasza wielka letnia ucieczka
  • Wydawnictwo: Emocje Plus Minus
  • Liczba stron: 
  • Premiera: 14 maj 2025

7/13/2025

Jakie zapachy przynosi "Cukiernia w płatkach wiśni" Kuang Feng

Jakie zapachy przynosi "Cukiernia w płatkach wiśni" Kuang Feng

 


Literatura wschodnioazjatycka, choć tak odmienna od naszej rodzimej, ma w sobie coś przyciągającego — często trudno się od niej oderwać. Do tej pory sięgałam po książki autorów chińskich, japońskich i koreańskich, jednak po raz pierwszy w moje ręce trafia literatura tajwańska. Kuang Feng zaprasza czytelników w podróż pełną drobnych, słodkich przyjemności — opowiada o świecie tradycyjnych tajwańskich ciastek, a przy tym subtelnie wprowadza w bogactwo japońskiej kultury wagashi.

Młody Tajwańczyk An‑Chan zaczyna pracę w japońskiej cukierni, gdzie przygotowuje wagashi – tradycyjne słodycze, a przy okazji poznaje Emiko, dziewczynę rozdarte między tradycyjnymi zobowiązaniami a własnymi marzeniami. Po bolesnym rozstaniu wraca do Tajwanu i podejmuje pracę w rodzinnej piekarni prowadzonej przez swojego stryjecznego dziadka (wujka), gdzie odkrywa zarówno tajniki wypieków, jak i na nowo odnajduje sens życia.

Autorka zaprasza czytelnika do świata słodkości, ukazując dwa odrębne, lecz równie fascynujące światy – japoński i tajwański – w których tradycja odgrywa kluczową rolę. Główny bohater, poszukując swojej drogi, najpierw trafia do japońskiego sklepu z wagashi, a później – z inicjatywy matki – podejmuje pracę w cukierni prowadzonej przez swojego stryjecznego dziadka.

Wątek młodego chłopaka, który nie do końca wie, co zrobić ze swoim życiem, dobrze oddaje współczesne dylematy wielu młodych ludzi. Nie każdy od razu odnajduje swoją ścieżkę – czasem potrzeba prób, błędów i doświadczeń, które uczą, nawet jeśli bywają bolesne. Zakończenie tej historii również bardzo mi się podobało – jest nieoczywiste i pokazuje, że to, czego oczekują od nas inni, nie zawsze okazuje się najlepszym wyborem.

Pamiętaj, że w dziedziczeniu niekoniecznie chodzi o to, by coś utrzymać. Dziedzictwem jest to, co na zawsze pozostaje w sercu.

Równocześnie na drodze An-Chana pojawiają się osoby, które wpływają na jego wybory i przyszłe życie. Każde, nawet najkrótsze spotkanie, niesie ze sobą znaczenie. Ludzie z odmiennym bagażem doświadczeń i innymi priorytetami sprawiają, że bohater również się zmienia – powoli, często w sposób niedostrzegalny dla otoczenia. To właśnie te krótsze i dłuższe relacje mają największy wpływ na kształtowanie jego wewnętrznego „ja”.

Cała historia przesiąknięta jest zapachem ciastek, którym autorka poświęca wiele uwagi. Z jednej strony przybliża tradycyjne tajwańskie wypieki gao-bing, z drugiej – kompozycje wagashi, prawdziwe wizualne arcydzieła. Kuang Feng szczegółowo opisuje proces tworzenia tajwańskich słodkości: od doboru proporcji, przez formowanie kształtów, aż po technikę wypieku. Przez większość opowieści czuć radość płynącą z samego tworzenia – zarówno tę, którą daje praca z ciastem, jak i tę, którą przeżywa bohater, odkrywając nowe umiejętności.

Nie każda osoba, która nas przemienia, musi pozostać w naszym życiu na zawsze. Wiele z nich pojawia się tylko na chwilę. (...) Jeśli jednak pamiętasz kogoś na zawsze, to jest on kimś więcej niż tylko przechodniem. 
Cukiernia w płatkach wiśni to opowieść, która nie daje prostych odpowiedzi. Z jednej strony ukazuje poświęcenie dla tradycji, z drugiej – potrzebę poszukiwania własnej drogi. Bohaterowie znajdują się na różnych etapach życia, przeżywają rozterki, ale też doświadczają wielu chwil radości. Przypadkowe spotkania przynoszą zarówno uśmiech, jak i smutek. To historia pełna refleksji, a jednocześnie lekka i przyjemna w odbiorze.



  • Autor: Kuang Feng
  • Tytuł: Cukiernia w płatkach wiśni
  • Tytuł oryginalny: 揚子堂糕餅舖 (Yángzǐ táng miànbāo diàn)
  • Tłumaczenie: Ewa Ratajczyk (z angielskiego)
  • Wydawnictwo: Mando
  • Liczba stron: 352
  • Premiera: 07 maj 2025

7/05/2025

Poznaj "Coast Road. Powieść" Alan Murrin

Poznaj "Coast Road. Powieść" Alan Murrin


Jeszcze do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że w Europie, tak blisko nas, istniało państwo, w którym aż do lat 90. rozwód był nielegalny. Ludzie żyli więc w nieszczęśliwych małżeństwach – uwikłani w zdrady, przemoc, milczenie i poczucie bezsilności. Przede wszystkim jednak byli pozbawieni prawa wyboru: odejść albo zostać i zawalczyć. Alan Murrin w Coast Road zabiera nas do Irlandii tuż przed referendum dotyczącym zmiany prawa. Przedstawia losy kilku kobiet z małego nadmorskiego miasteczka, których codzienność i dylematy doskonale oddają napięcie tamtego czasu.

Historia przenosi czytelnika do 1994 roku w małe irlandzkie miasteczko na wybrzeżu, gdzie rozwód dalej jawi się jako odległe marzenie. W centrum opowieści znajduje się Colette Crowley – poetka, która po skandalu i romansie powraca do rodzinnego domu z nadzieją na odbudowę życia. Z pomocą Izzy, zagubionej w swoim własnym, pełnym napięć małżeństwie, próbuje odzyskać kontakt z dziećmi, ale szybko uświadamia sobie, że społeczna i religijna konsternacja może ją całkowicie odrzucić. Do tego wokół krążą cienie ponurych losów Dolores – w ciąży, uwięzionej w dominującym związku – oraz innych kobiet, których codzienność zapisuje się w ciszy i plotkach.

Trzy bohaterki Coast Road na pierwszy rzut oka wydają się zupełnie różne. Każda z nich stoi w innym punkcie życia, nosi w sobie inne pragnienia, podejmuje inne decyzje. A jednak im głębiej wchodzimy w tę historię, tym wyraźniej widać, że łączy je coś więcej niż tylko miejsce zamieszkania – wszystkie tkwią w mniej lub bardziej nieszczęśliwych związkach. Colette, która odważyła się postawić na wolność, zapłaciła za to najwyższą cenę: utratę kontaktu z dziećmi. Wraca do rodzinnego miasteczka z nadzieją na odbudowę więzi, ale szybko okazuje się, że nie tylko mąż zamknął przed nią drzwi – zrobiło to również całe lokalne społeczeństwo. Staje się obiektem plotek, niechęci i natarczywości, jakby jej samotność uprawniała innych do przekraczania granic. Choć wina nie leży wyłącznie po jednej stronie – Colette sama pozwala się zepchnąć na margines. W jej działaniach widać cień depresji, zagubienie, ucieczkę w alkohol i toksyczne relacje. To postać skomplikowana, niejednoznaczna, a przez to tak prawdziwa i poruszająca.

Izzy z pozoru wiedzie najbardziej uporządkowane życie – dom, dzieci, mąż z politycznymi aspiracjami. Ale to tylko fasada. Im bardziej poznajemy jej codzienność, tym mocniej odsłaniają się rysy w tym idealnym obrazie. Jako żona lokalnego polityka powinna dawać przykład – uśmiechać się, wspierać, milczeć. Tymczasem w jej domu nie brakuje awantur, napięcia, długich dni ciszy i poranków z bólem głowy po „znieczulającym” winie. Mąż Izzy okazuje się coraz bardziej zaborczy, a jego lęk przed społecznym osądem wydaje się większy niż faktyczna troska o relację. Mimo to Izzy nie porzuca rodziny – wybiera walkę. O codzienny spokój, o relacje, które być może da się jeszcze uratować, o siebie samą w świecie, który od kobiety oczekuje wyłącznie poświęcenia.

Najtrudniej patrzy się na los Dolores – kobiety, która od początku wydaje się stać na najbardziej przegranej pozycji. Matka kilkorga dzieci, z kolejnym w drodze, tkwi w małżeństwie z mężczyzną brutalnym i niewiernym, który coraz mniej wysila się na pozory. Jego zdrady są niemal ostentacyjne, a przemoc – fizyczna i psychiczna – stała się codziennością. Dolores zbyt długo wierzyła, że coś jeszcze da się uratować, że wystarczy przetrwać. Ale nawet najbardziej cierpliwa i zrezygnowana kobieta może dojść do granicy, której nie da się już zignorować. Jej decyzja, kiedy wreszcie nadejdzie, nie będzie spektakularna – ale będzie prawdziwa. To właśnie w tej cichej determinacji, w chwili, gdy zostaje obdarta z resztek złudzeń, odnajduje siłę, by dokonać wyboru, którego długo nie dopuszczała do siebie nawet w myślach.

Mężczyźni w tej historii wypadają na tle kobiet wyjątkowo słabo – często bierni, skupieni na własnych potrzebach i przywilejach, niechętni do refleksji czy zmiany. Zdradzają, milczą, ranią – czasem z wyrachowaniem, czasem z obojętności. Ich obecność w życiu bohaterek bywa destrukcyjna, a jednocześnie trudna do całkowitego odrzucenia. Jedynym mężczyzną, który budzi sympatię, jest wikary – postać pozornie drugoplanowa, ale znacząca. Wnosi powiew świeżości, otwartości i empatii, przecząc stereotypowej wizji duchownego w zamkniętej społeczności. Co ważne, Alan Murrin nie poprzestaje na prostym podziale na dobrych i złych – jego męscy bohaterowie są wielowymiarowi, często targani przez własne demony, uwarunkowania społeczne i lęki. Nie usprawiedliwia ich, ale próbuje zrozumieć.

Najbardziej poruszającymi postaciami tej historii okazują się jednak dzieci – ciche ofiary dorosłych decyzji i zaniechań. Najwyraźniej widać to w domach Izzy i Colette, gdzie chłopcy na swój sposób próbują poradzić sobie z emocjonalnym chaosem. Jedni reagują wycofaniem, inni złością, jeszcze inni – zamknięciem się w sobie. Murrin z dużą wrażliwością pokazuje, że to właśnie najmłodsi najdotkliwiej odczuwają skutki społecznych i rodzinnych ograniczeń – nawet jeśli nie zawsze potrafią o nich mówić.

Coast Road przenosi czytelnika do połowy lat 90., do małego irlandzkiego miasteczka, gdzie Alan Murrin z niezwykłą wrażliwością ukazuje codzienność kilkorga bohaterów, splątaną w trudnych relacjach rodzinnych. To opowieść o różnych spojrzeniach na małżeństwo, o wyborach, które mogą doprowadzić do życiowych tragedii, ale też o cichym pragnieniu zmiany – nawet jeśli świat wokół nie jest na nią gotowy. Autor maluje duszną atmosferę zamkniętej społeczności, pełnej osądów, uprzedzeń i lęku przed innością. A jednocześnie pozwala nam zajrzeć głęboko w umysły bohaterów – zrozumieć ich motywacje, słabości, samotność. To lektura wartościowa i poruszająca, pozostająca w myślach długo po przewróceniu ostatniej strony.





  • Autor: Murrin Alan
  • Tytuł: Coast Road. Powieść
  • Tytuł oryginalny: Coast Road
  • Tłumaczenie: Mikołaj Denderski
  • Wydawnictwo: Bo.wiem
  • Liczba stron: 256
  • Premiera: 05 maj 2025
Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger