To historia o zwykłej kobiecie, której codzienność zdaje się przewidywalna i spokojna – aż do momentu, gdy w jej życiu pojawiają się drobne, z pozoru nieistotne zmiany. Mała miejscowość, rozmowy przy herbacie, sąsiedzkie gesty i tytułowe przysługi stają się tłem dla opowieści o tym, jak łatwo zapomnieć o sobie, żyjąc dla innych. Alicja Filipowska z wyczuciem pokazuje, że nawet niewielkie wydarzenia mogą stać się początkiem czegoś nowego – czułości, odwagi, a może i drugiej szansy.
Z kart tej powieści wypływa zwątpienie, apatia i samotność. Główna bohaterka — kobieta po czterdziestce, stara panna, pozbawiona złudzeń co do przyszłości — trwa w rutynie, która daje jej namiastkę spokoju. Drobne rytuały porządkują dzień, a grono przyjaciółek staje się bezpieczną przystanią. Ale tak naprawdę nikt nie dostrzega, co kryje się w jej sercu. Alicja Filipowska osadza tę historię w małej miejscowości, gdzieś na wschodzie kraju, gdzie czas jakby się zatrzymał. W urzędzie, w którym pracuje Halina, dopiero zaczyna pojawiać się internet, a z nim — nieśmiała próba połączenia się ze światem.
Pewnego dnia w urzędzie pojawia się nowy listonosz – człowiek głośny, bezpośredni, momentami wręcz irytujący. To właśnie on, zupełnie niespodziewanie, zaczyna wprowadzać w życie Haliny zmiany – początkowo na przekór jej woli i z dużym oporem z jej strony. Muszę przyznać, że Halina wzbudziła we mnie wiele emocji, nie zawsze tych pozytywnych. Na początku jej spojrzenie na świat, złośliwe komentarze i cięty język naprawdę mnie drażniły. Z czasem jednak zaczęłam dostrzegać, że za tą zbroją ironii kryje się coś znacznie bardziej kruchego – lęk, smutek i pragnienie, by ktoś wreszcie ją zauważył.
Tytuł ten może zaskoczyć, bo trudno tu doszukiwać się klasycznego romansu, choć opis może to sugerować. To raczej historia, która w wyjątkowo kobiecy sposób spogląda na świat i codzienność. Lektura pokazuje powolne otwieranie się na nowe możliwości, zmiany w sposobie myślenia, pozwalanie sobie na więcej – na marzenia, spontaniczność, na wyjście poza ramy narzucone przez wiek czy oczekiwania innych. Halina stopniowo odsłania swoją wrażliwość, uczy się akceptować siebie i czerpać radość z drobiazgów. Choć otoczenie reaguje zdziwieniem, a plotki krążą szybko, z czasem zaczyna to przyjmować ze spokojem i coraz większą siłą.
Halina stanowi oś tej historii, ale to jednocześnie bardzo kobieca opowieść, w której wokół niej pojawia się wiele innych bohaterek. Każda z nich na swój sposób uchyla rąbka własnego życia, pozwala zajrzeć pod maskę codzienności i zobaczyć skrywane emocje, rozterki oraz dylematy. To kobiety zmagające się z tym, co bliskie wielu z nas – przemijaniem, samotnością, oczekiwaniami innych i potrzebą bycia zauważoną.
„Drobne przysługi” to niespieszna lektura, która z czasem pokazuje swoje drugie dno. Życie bohaterki i jej otoczenia, od lat ustalone i niezmienne, dzięki pojawieniu się Stefana zaczyna otwierać się na drobne zmiany. I właśnie te małe gesty sprawiają, że świat powoli zmienia się wraz z nią. Cieszę się, że zdecydowałam się objąć książkę patronatem – zdecydowanie warto ją odkrywać. Myślę, że każda czytelniczka znajdzie w tej historii coś bliskiego sobie, w jakimś stopniu utożsami się z bohaterkami i odkryje moc drobnych zmian w codziennym życiu.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.