12/14/2025

"Bajki i baśnie koreańskie" kontra "Baśnie koreańskie" William Elliot Griffis



Sięgnąć po zbiór (a właściwie dwa zbiory) koreańskich bajek i baśni planowałam już od dłuższego czasu. Kusiły mnie zarówno ludowe podania i opowieści, które przez wieki kształtowały wyobraźnię Koreańczyków, jak i legendy o samych początkach państwa — te, które w każdym narodzie rodzą się, ewoluują i dojrzewają razem z jego historią.
Dodatkowo tym razem zależało mi na porównaniu dwóch tłumaczeń, bo tak się złożyło, że oba wydania – Yumeki i Repliki – pojawiły się na rynku niemal jednocześnie, w odstępie zaledwie trzech miesięcy. Różni tłumacze, różna redakcja i dwa odmienne podejścia wydawnicze sprawiły, że tym chętniej zaczęłam szukać niuansów, które je od siebie odróżniają.

Zbiór opowiadań swoją amerykańską premierę miał w 1922 roku, a sam autor odwiedził Koreę dopiero kilka lat później, w 1927 roku — już po opublikowaniu Korean Fairy Tales. Wszystkie przekazy, do których dotarł, uzyskał od misjonarzy i badaczy kultury koreańskiej — ludzi, którzy z kolei musieli czerpać je z przekazu ustnego, wówczas niezwykle żywego i powszechnego. To wyraźnie słychać w tych historiach. Choć łączą je pewne motywy, różnią się ciężarem, sposobem podania, stopniem zanurzenia w koreańskich wierzeniach i lokalnej mitologii.
Jedne tylko delikatnie zahaczają o ludowe podania, inne przeciwnie — wchodzą w nie bardzo głęboko, tworząc pełnoprawne baśnie. W efekcie zbiór przygotowany przez Griffisa niesie w sobie nie tylko echo koreańskiego folkloru, lecz także wyraźne piętno zachodniego spojrzenia na Kraj Porannego Spokoju.

Choć każda z opowieści różni się od siebie, wiele z nich łączy wspólna tkanka koreańskiej wyobraźni. Dominują zwierzęta — tygrys (zwykle groźny, głupi lub zbyt pewny siebie), króliki, krowy, koty, żaby czy wróble. Pojawiają się duchy, tokgabi, niebiańskie bóstwa, wielcy założyciele jak Tangun. Sporo jest opowieści etiologicznych tłumaczących pochodzenie zwyczajów, miejsc, nazw, zwierzęcych zachowań. Wiele baśni pokazuje też tradycyjny model moralny, w którym dobro jest nagradzane, a zło karane — choć nie zawsze. Przykład Starego Drewnianego Łba (lub Starego Drewnianego Bąka) pokazuje przewrotność koreańskich przypowieści: czasem to spryt i przypadek prowadzą do sukcesu, nawet jeśli bohater nie zasługuje na triumf.

Choć baśnie wyrastają ze świata pełnego ograniczeń społecznych, to kobiety pełnią w nich istotną rolę: jako księżniczki, kisaeng, boginie, żony, córki i służki. Są jednocześnie nagrodą, pokusą, obiektem pożądania, źródłem zguby lub symbolem cnoty. Z dzisiejszej perspektywy feministycznej wiele motywów jest trudnych: demonizowanie kobiet („róża cynamonowa”, „przez kobiety upadła dynastia”), redukowanie ich do ornamentu lub przeszkody bywa wyraźne. Ale dzięki temu te historie stanowią zapis dawnych lęków, wzorców i przekonań, które współczesny czytelnik może odczytywać krytycznie, ale też z ciekawością.

Wiele historii wyraźnie pokazuje bliskie, wielowiekowe powiązania Korei z Chinami — zarówno kulturowe, jak i mitologiczne. Widać to w bohaterach, motywach i fabułach, które w różnych wariantach funkcjonują po obu stronach Żółtego Morza. Przykładem może być legenda o Tkaczce i Pasterzu (w koreańskiej wersji — o Tkaczce i Księciu Bydła), jedna z osiowych opowieści chińskiego Święta Qixi. W zbiorze Griffisa pojawia się także Sroczy Most, tworzony przez sroki siódmego dnia siódmego miesiąca — niemal bezpośrednie nawiązanie do chińskiego pierwowzoru.
Takich zapożyczeń — naturalnego przepływu tradycji, a nie kopiowania — jest znacznie więcej. Bohaterowie o boskim rodowodzie, niebiańskie bóstwa, królowie niebios, pojawiająca się tu i ówdzie Królowa Matka Zachodu (Su Wang Mo) czy smoki i feniksy wyrastają ze wspólnego sinocentrycznego kręgu, który przez stulecia kształtował kulturę Półwyspu Koreańskiego.

W tym wszystkim jednak bardzo wyraźnie czuć wpływ amerykańskiej (a szerzej: zachodniej) perspektywy tamtych czasów. To był moment, gdy kolonializm wciąż miał się dobrze, a Azja Wschodnia dopiero „otwierała się” na Zachód — zwykle w narracjach ludzi przekonanych o wyższości własnej cywilizacji. Ten sposób myślenia przenika część opowieści Griffisa. Autor nierzadko przedstawia Koreańczyków jako naród naiwny, prostoduszny, pozbawiony wiedzy o „nowoczesnym” świecie. Wplata porównania do Szkotów, Arabów czy innych zachodnich nacji, które zamiast przybliżać czytelnika do Korei, często odsuwają go od jej rzeczywistego kontekstu.
Zdarza się, że zanim właściwa legenda się zacznie, Griffis poświęca kilka akapitów na opis „wad”, „zalet” i przywar Koreańczyków — widzianych oczywiście oczami człowieka Zachodu z początku XX wieku. Najbardziej protekcjonalny ton pobrzmiewa w ostatnim opowiadaniu, gdzie autor zderza świat duchów, podań i tradycji z nowoczesną Koreą tramwajów, telegrafów i elektryczności. Ta konfrontacja działa jak klamra domykająca zbiór, ale jednocześnie jasno sugeruje, że baśniowy świat Koreańczyków jest dla autora czymś zamkniętym w przeszłości — uroczym, ale nieprzystającym do współczesności.

Moja lektura była dość długa i momentami żmudna, bo czytałam dwa różne polskie wydania, akapit po akapicie porównując przekłady. Ale zanim w ogóle zabrałam się za sam tekst przetłumaczony z amerykańskich Korean Fairy Tales Griffisa, przyjrzałam się temu, co znajduje się wokół opowieści — oprawie, dodatkom, paratekstom, czyli wszystkiemu, co może wesprzeć lekturę, przygotować czytelnika, osadzić historie w kulturze i czasie. I tutaj różnica okazała się naprawdę duża.

Wydanie Repliki sprawia wrażenie „czystego” przekładu: od razu wrzuca czytelnika w kolejne opowieści, bez słowa wprowadzenia, kontekstu ani wskazówek. Przypisy pojawiają się sporadycznie — mogłabym policzyć je na palcach jednej ręki — co, przy tekście tak mocno zakorzenionym w dawnych realiach, często utrudnia zrozumienie kontekstu kulturowego, historycznego czy geograficznego. W efekcie niektóre fragmenty mogą wydać się współczesnemu odbiorcy niejasne lub wręcz mylące.

Wyraźnie kontrastuje z tym wydanie Yumeki, które już na wstępie oferuje czytelnikowi solidne przygotowanie. Otrzymujemy zarys biografii Griffisa, omówienie jego zainteresowań Koreą i Japonią, a także wprowadzenie tłumaczki, wyjaśniające, w jaki sposób powstał ten zbiór, skąd autor czerpał materiały i dlaczego poszczególne historie znalazły się w książce. Dzięki temu wchodzimy w lekturę z pewnym „kompasem”, pozwalającym lepiej rozumieć zarówno kontekst, jak i intencje. Co więcej, przekład Yumeki jest bogato opatrzony przypisami. Wyjaśniają one nazwy, pojawiające się krainy, motywy, realia epoki, a także postaci i zjawiska kulturowe. To ogromna wartość — szczególnie przy tekście, który dla współczesnego czytelnika może być egzotyczny i pełen nieoczywistych odniesień. Dzięki tym przypisom lektura staje się pełniejsza, bardziej zrozumiała i po prostu ciekawsza.

Już podczas samej lektury, porównując poszczególne fragmenty, widziałam znaczące różnice między oboma przekładami. Oczywiście każde tłumaczenie — zarówno Aleksandry Karbowicz dla Yumeki, jak i Tomasza Kupczuka dla Repliki — ma swój własny rytm, ton i sposób prowadzenia opowieści, ale wiele rozbieżności od razu rzucało się w oczy.

Pierwsze z nich pojawiają się już na początku, przy tłumaczeniu nazw własnych. W opowiadaniu o Tangunie ta sama sadzawka — Pond of the Abandoned Princess — w przekładzie Yumeki pozostaje sadzawką, natomiast w Replice dziwnie „urasta” do rangi sta­wu, choć w oryginale nie ma ku temu żadnych podstaw. To drobiazg, ale z czasem takich drobiazgów zaczyna być coraz więcej.

Później pojawiają się rozbieżności w miarach. W jednym z opowiadań mowa o kapeluszach „szerokich na niemal metr”. Yumeka podaje zgodnie z oryginałem three feet (ok. 90 cm), natomiast Replika upraszcza to do pełnego metra, zmieniając sens i wymiar opisywanego przedmiotu.

Inny przykład dotyczy fragmentu o tym, ile wynosi półroczna pensja. W Yumce otrzymujemy precyzyjną informację — zgodną z oryginałem — że chodzi o półroczne wynagrodzenie urzędnika, podczas gdy Replika podaje wartość niemającą pokrycia w tekście amerykańskim i kompletnie zmieniającą kontekst sytuacji bohatera.

A na końcu są już zdania całkowicie sobie przeciwstawne. Najbardziej skrajny przykład pojawia się w rozdziale o kotach: w oryginale pada informacja, że koty w Korei miewają krótkie ogony lub ogony zagięte. W Yumece oddano to poprawnie, tymczasem Replika przetłumaczyła ten fragment tak, jakby w Korei… koty ogonów w ogóle nie posiadały, co jest treściowo błędne, a sens kulturowy i zoologiczny zostaje kompletnie zagubiony.

Przy każdej takiej sytuacji sięgałam do oryginału amerykańskiego (łatwo dostępnego), by sprawdzić, skąd wynikają różnice — i za każdym razem tłumaczenie Yumeki okazywało się zgodne z tekstem pierwotnym, podczas gdy przekład Repliki albo znacząco upraszczał, albo zmieniał sens.

W tekście Repliki znaleźć można pojęcia takie jak Korea Południowa / Korea Północna pisanymi wielką literą, tak jakby tłumaczenie działało współcześnie, nie historycznie. Tworzy to efekt głębokiego anachronizmu — tak, jakby bohaterowie ludowych podań sprzed setek lat żyli w realiach zimnowojennych. Yumeka unika takiego błędu, stosując formy neutralne: „południowa część Korei”, „na północy kraju”, dzięki czemu tekst pozostaje zgodny z historycznym horyzontem Griffisa.

Inny przykład, pozornie drobny, ale znacząco wpływający na sens opowieści, dotyczy historii o „Prosiątku / Śwince i jej dumnej siostrze”. To moment, w którym krowa — pomagająca dobrej dziewczynie — ucieka przed jej okrutną przyrodnią siostrą. W oryginale to krowa postanawia zejść z drogi, przyspieszyć i zaprowadzić dziewczynę w „nieprzyjemne miejsca”, czyli na bagna. W wersji Yumeki sens jest jasny i zgodny z angielskim źródłem. Tymczasem Replika formułuje zdanie tak, że to dziewczyna rzekomo wymyśla sobie, że „pójdzie szybko i do nieprzyjemnego miejsca”, co całkowicie odwraca logikę i odbiera zwierzęciu sprawczość — a w tej baśni to właśnie zwierzęta są moralnym kompasem.

To tylko jeden z kilku przykładów, w których zmiana składni zmienia znaczenie. Podobnych rozbieżności w Replice można znaleźć więcej: od subtelnych po całkowicie zniekształcających sens. Niektóre są drobne (wydają się niepozorne przy szybkim czytaniu), ale inne zupełnie burzą kulturową wiarygodność opowieści.

Wśród tłumaczeniowych zgrzytów najbardziej widoczne są te, które dotyczą koreańskich słów i nazw własnych. Replika kilkakrotnie deformuje terminy, które w kulturze koreańskiej mają ustaloną formę i są rozpoznawalne w transkrypcji międzynarodowej. Najbardziej uderzające jest tworzenie dziwacznej liczby mnogiej „mundagi” do słowa mudang (szamanka). Po koreańsku nie istnieje forma „mundag” ani „mundagi” — a sam termin mudang pozostaje w liczbie mnogiej nieodmienny. Yumeka zachowuje poprawną formę i dodaje przypis, wyjaśniając rolę mudang w kulturze. Podobny problem dotyczy nazwisk koreańskich. Replika konsekwentnie odsadza je polskimi końcówkami („Kimów”, „Minów”, „Hongów”, „Kosów”, „Czosów”…), co wygląda sztucznie, a czasem groteskowo, bo tworzy wrażenie kompletnie obcych nazw. W kulturze koreańskiej nazwiska są nieodmienne, a ich brzmienie — Kim, Min, Hong, Ko, Cho — jest elementem tożsamości. Yumeka pozostawia je w formie oryginalnej, zgodnie z przyjętymi standardami transliteracji.

Lektura tego tytułu była dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. To było moje pierwsze zetknięcie z baśniami i bajkami koreańskimi w formie pisanej, a że dostałam je podane przez Amerykanina początku XX wieku, ten kulturowy filtr był również wyraźnie obecny. Niektóre motywy znałam już z filmów, seriali i szeroko pojętej kultury, inne pojawiły się jako coś zupełnie nowego. Dodatkowym smaczkiem okazało się jednoczesne porównywanie dwóch wydań i dwóch tłumaczeń, co po raz kolejny uświadomiło mi, jak wiele zależy od postawy tłumacza i podejścia wydawnictwa. Cieszę się, że zbiór bajek Griffisa mam już za sobą, a na półce czekają jeszcze co najmniej trzy tytuły o podobnym wydźwięku — i po które niedługo również z przyjemnością sięgnę.

  • Autor: Griffis William Elliot
  • Tytuł: Baśnie koreańskie / Bajki i baśnie koreańskie
  • Tytuł oryginalny Korean Fairy Tales
  • Tłumaczenie: Aleksandra Karbowicz (Yumeka), Tomasz Kupczyk (Replika)
  • Wydawnictwo: Yumeka / Replika
  • Liczba stron: 200 (Yumeka), 256 (Replika)
  • Premiera: 26 czerwiec 2024 (Yumeka), 01 marzec 2024 (Replika)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.

Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger