11/29/2025

Magia otula "Wzgórze Aniołów" Magdalena Kordel

Magia otula "Wzgórze Aniołów" Magdalena Kordel



Jak co roku okres przedświąteczny kojarzy mi się z nową lekturą Magdaleny Kordel, która w wyjątkowy sposób wprowadza mnie w klimat nadchodzącego czasu. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po jej najnowszą powieść, ciekawa, dokąd tym razem mnie zabierze i jakich bohaterów poznam. Choć nie wiedziałam zbyt wiele o samej historii, byłam pewna, że poczuję tę charakterystyczną magię, którą roztacza autorka — że wzruszę się, uśmiechnę, nieraz wkurzę, ale ostatecznie zamknę ostatnią stronę z poczuciem nostalgii i zadowolenia.

Aniela sprzedaje rodzinny dom, choć przychodzi jej to z ciężkim sercem. Postanawia wyjechać do Warszawy, by odwiedzić przyjaciółkę. W Stronach Strun spotyka nie tylko dawno niewidzianą Lolę, ale także osoby, które w różny sposób wpłyną na jej późniejsze decyzje. W tym samym czasie sześcioletni Staś prosi Mikołaja i Anioła o dom dla siebie i mamy — jest w stanie zrezygnować ze wszystkich innych prezentów dla tego jednego pragnienia. Martyna, porzucona przed ołtarzem, szuka pomocy u najlepszego przyjaciela: potrzebuje pracy i dachu nad głową. Losy bohaterów splatają się w Stronach Strun, miejscu, które stanie się początkiem czegoś nowego.

Lubię lektury, co do których wiem, że będę czytała je z przyjemnością, które wywołają we mnie wiele emocji i na końcu otulą jak ciepły koc. Wzgórze Aniołów właśnie do takich należy i byłam pewna, że się na nim nie zawiodę. Tym bardziej z ciekawością zagłębiłam się w historię, poznając bohaterów i ich losy, które autorka splata, tworząc barwny klimat. Mogłoby się wydawać, że poszczególne opowieści do siebie nie pasują, jakby pochodziły z zupełnie różnych światów, a jednak ich połączenie stworzyło coś swojskiego, spójnie łącząc każde z ogniw.

– Mikołaju, Aniołku, ja już nie chcę pod choinkę koparki. Ani klocków Lego z piratem i z papugą. Nic nie chcę poza domem dla mnie i dla mamy. Takim jak na obrazku. I ja wiem, że to nie jest takie hop-siup! Bo dom i to z takim płotem to bardzo duża rzecz. Niczego więcej nie chcę. Tylko żeby to się spełniło – dorzucił na wydechu i poczuł wielką radość. – To ja czekam! Nie zapomnijcie o mnie! – W jego głosie słychać było nadzieję i podekscytowanie.

W tej powieści nie zabraknie barwnych postaci, które z pewnością zwróciłyby na siebie uwagę na ulicy, ani historii sprzed lat — autorka zahacza nawet o okres II wojny światowej. Są tu współczesne tragedie, zarówno te mniejszego kalibru, jak i takie, które wywołują ogrom smutku i złości. Nietuzinkowe postacie zapadają w pamięć, a ich historie, czasem jedynie delikatnie zarysowane, pokazują, że każdy może znaleźć miejsce wśród ludzi o otwartych sercach.

Podczas lektury bardzo łatwo odnaleźć elementy tak charakterystyczne dla twórczości Magdaleny Kordel. Dom z własną duszą i historią — a nawet niejeden w tej opowieści — nietuzinkowi bohaterowie, którzy potrafią porozumieć się czasem bez słów, oraz miejsce, które staje się azylem, przynosząc spokój i ciepło. Tym razem autorka pokazuje, że jakiś koniec może stać się jednocześnie początkiem czegoś nowego. Czasem niespodziewanie, czasem trochę przypadkiem, a może jednak wszystko ma swój cel — i to właśnie dzięki zmianom pojawiają się nowe możliwości.

Gdy tylko dzwony zaczęły bić, na oparciu ławki stojącej przed kościółkiem przysiadł biały gołąb. Przekrzywił łepek, jakby dumając nad czymś ważnym, a potem jakby nigdy nic zajął się przeczesywaniem i układaniem piórek na skrzydłach. A może wcale ich nie czesał, tylko ukrywał i pieczołowicie układał w miękkim puchu to, co absolutnie nie powinno zostać zapomniane. Spostrzeżenia, marzenia i prośby potrafiące zmienić niejedno życie.

Historia zawiera niezwykłą mnogość bohaterów, dzięki czemu nie sposób się przy niej nudzić nawet przez chwilę. Każdy z nich wnosi odrobinę własnej historii, choć często są one jedynie zarysowane, bez wchodzenia w szczegóły. Jak w życiu — jednych poznajemy lepiej, innych gorzej; niektórzy zostają z nami na dłużej, inni pojawiają się tylko na chwilę.

Wzgórze Aniołów to tytuł, który nie tylko doskonale wprowadza w świąteczny klimat, ale również sprawia, że po lekturze czuje się pokrzepienie. Czytanie tej powieści to czysta przyjemność — bohaterów chciałoby się poznać osobiście, a historie, które pojawiają się na kartach powieści, choć trudne i życiowe, prowadzą do szczęśliwych zakończeń. Książka ma w sobie odrobinę magii, która zostaje w czytelniku na dłużej.



  • Autor: Kordel Magdalena
  • Tytuł: Wzgórze Aniołów
  • Wydawnictwo: Znak
  • Liczba stron: 400
  • Premiera: 11 listopad 2025

11/26/2025

Świat "Na krawędzi" Han Malsuk

Świat "Na krawędzi" Han Malsuk

Sięgając po starsze tytuły, po lekturze staram się uchwycić również ich kontekst kulturowy. W przypadku Na krawędzi — książki wydanej w Polsce w 1993 roku — z ciekawością zagłębiłam się w źródła koreańskojęzyczne, dzięki którym dowiedziałam się, jak autorka ocenia swoje dzieło i co skłoniło ją do napisania tej powieści. Niespodziewanie natrafiłam też na informację, że utwór ten został rekomendowany przez koreańskie środowisko literackie do Nagrody Nobla. Czy Szwedzka Akademia wzięła tę rekomendację pod uwagę — tego już się nie dowiemy. Po takim wstępie ta historia może jednak zyskać dla czytelnika dodatkowy, głębszy wymiar.

Kim Judzin swoje poranki rozpoczyna od wędrówki do źródła wody znajdującego się na pobliskiej górze. Wierzy, że ta codzienna praktyka poprawi jej zdrowie i ogólną kondycję, a tym samym wpłynie korzystnie na samopoczucie. Podczas tych wypraw spotyka innych mieszkańców okolicy: staruszka z wnukiem, doktora z żoną i kilka osób, które również uczyniły ze źródła część swojej rutyny. Wspólne spotkania o bladym świcie sprawiają, że bohaterowie powoli, niemal niepostrzeżenie, zaczynają przenikać do życia Kim Judzin, stając się jej znajomymi, a z czasem przyjaciółmi. To właśnie poprzez ich obecność autorka ukazuje codzienność bohaterki — jej pracę, troski i rodzinne problemy.

Mija czas i ludzie zapominają. Nie ma człowieka, który by pamiętał chwilę swych narodzin. Minione sprawy, zdarzenia blakną po trochu, zacierają się w pamięci, zapomina się o nich. Jak mogą żyjący pamiętać cokolwiek z poprzedniego życia, czy z drugiej strony rozległego świata śmierci? Poprzedni świat istnieje. Przyszły też istnieje. Tylko my, ludzie, go nie znamy.

Powieść w Korei ukazała się na początku lat 80. i do tych realiów również odwołuje się opisywana historia. Życie Kim Judzin poznajemy przez pryzmat jej relacji z ludźmi pochodzącymi z różnych środowisk, w różnym wieku i z odmiennymi doświadczeniami. Początkowo to właśnie Judzin wydaje się główną bohaterką, wokół której skupiają się wszystkie wydarzenia. Jednak z czasem, im głębiej zanurzamy się w tę opowieść, tym wyraźniej widać, że postaci są przede wszystkim narzędziem do ukazania czegoś większego — świata, który przenika i dopełnia ten nam dobrze znany.

Powieść podzielona jest na cztery części, odpowiadające porom roku. W każdej z nich na pierwszy plan wysuwa się inny bohater, który przedstawia swój świat i problemy, z jakimi musi się mierzyć. Z każdą kolejną częścią warstwa duchowa coraz mocniej przenika do opowieści, podkreślając cienką granicę między rzeczywistością a tym, co czeka po śmierci. Ta granica zaczyna się stopniowo zacierać, a elementy duchowe zyskują na intensywności i wydają się niemal namacalne.

Gdy lunie jak z cebra, nadejdą nieznośne upały, gdy zawieje jesienny wiatr, drzewa przybiorą barwy jesieni, a zaraz potem opadną liście, woda zamarznie, przyjdzie zima - taka, że można będzie zamarznąć. A potem ptaki zaśpiewają, pojawią się pączki, przyjdzie wiosna... jak szybko zmieniają się cztery pory roku.

Sama warstwa fabularna jest interesująca — wiele się w niej dzieje, a czytelnik nieustannie zastanawia się, w jakim kierunku poprowadzi historię autorka. Świat oglądany oczami Kim Judzin pokazuje Seul początku lat 80., pełen ogromnych różnic społecznych, gdzie biedni i bogaci żyją w skrajnie odmiennych realiach. Pojawiają się tu również wątki ocierające się o wojnę koreańską i utratę bliskich, a także elementy obyczajowe, jak chociażby motyw posiadania konkubin — dziś wydający się czymś bardzo odległym, niemal historycznym.

Autorka kładzie w powieści bardzo mocny akcent na wiarę i duchowość, nie ograniczając się przy tym do jednej religii. Obok elementów chrześcijaństwa — zarówno tych praktycznych, gdzie wizyta w kościele daje schronienie, ciepło i posiłek, jak i tych głębszych, związanych z przemianą wewnętrzną — pojawiają się również motywy buddyjskie, takie jak wiara w reinkarnację czy konieczność odpokutowania za grzechy. W tę wielowarstwową mozaikę wplatają się duchy, wizjonerskie sny i znaki z innego świata, które coraz silniej przenikają do codzienności bohaterów.

Na tym świecie są jednak nie tylko niewolnicy namiętności. Są też tacy, jak kobieta z Tegu - niewolnica pieniędzy, jak bracia Dzonggu - niewolnicy zemsty, inni są więźniami morderstw, oszustw, spisków, władzy, zuchwalstwa, kleptomanii lub próżności. I jeśli ktoś choć raz choć na chwilę, podda się i wpadnie w szpony swojej namiętności, nie uwolni się od niej aż do śmierci.

W tej historii nie mogło zabraknąć motywu śmierci, który autorka ukazuje na wiele sposobów. Mamy tu zabójstwo, samobójstwo, nieszczęśliwy wypadek i śmierć naturalną — każda z nich zostaje naturalnie wpleciona w narrację, podkreślając, jak nieprzewidywalny potrafi być świat, który w jednej chwili może domknąć czyjś los.

Kilka słów o samym wydaniu, które niestety utrudnia lekturę. Początek lat 90. to czas, gdy drukowano dużo i szybko, a jakość często przegrywała z ilością — i widać to w tej książce. Dziś te same 250 stron prawdopodobnie zajęłoby około 400, bo wówczas stosowano drobny, zbity druk, który męczy wzrok. Dodatkowym problemem jest klejony grzbiet, łatwy do rozklejenia, oraz różnego rodzaju wpadki drukarskie. Podczas lektury odkryłam, że w moim egzemplarzu brakuje aż 20 stron.

Jeśli chodzi o samo tłumaczenie, podjęła się go Halina Ogarek-Czoj, która już w momencie publikacji miała na swoim koncie pokaźny dorobek przekładów literatury koreańskiej. Jej styl jest tu wyraźnie odczuwalny — spokojny i wierny oryginałowi. Na końcu książki znajdują się krótkie przypisy, objaśniające najważniejsze konteksty, co stanowi cenne uzupełnienie lektury.

- To jesień uważa pani za ostatnią porę roku?
- Tak, więdnięcie i zbieranie plonów.
- A zima?
- To początek życia, zawiera w sobie ziarna wszystkich odmian życia. Zwykle zima kojarzy się z porą odpoczynku, śmierci, ale w istocie jest wręcz przeciwnie.

Lektura Na krawędzi ukazuje koreański świat początku lat 80. w całej jego złożoności i kolorystyce. Autorka przedstawia liczne grono bohaterów, którzy odzwierciedlają kontrasty tamtych czasów. Do tego wprowadza wyraźną warstwę duchową, skłaniającą do refleksji nad tym, co niewidoczne gołym okiem. Han Malsuk (Han Mal-sook) sama uważa tę powieść za jedno ze swoich najważniejszych dzieł — tym bardziej warto sięgnąć po nią uważnie, by lepiej zrozumieć jej wizję świata.




  • Autor: Han Malsuk
  • Tytuł: Na krawędzi
  • Tytuł oryginalny: 아름다운 영혼의 노래 (aleumdaun yeonghon-ui nolae)
  • Tłumaczenie: Halina Ogarek-Czoj
  • Wydawnictwo: Comer
  • Liczba stron: 253
  • Premiera: 1993

11/22/2025

Czym są "Kontury" Jakub Jarno

Czym są "Kontury" Jakub Jarno


Trochę przez przypadek trafiłam na ten tytuł. Zaintrygowała mnie oszczędna okładka oraz fragment tekstu, który się na niej pojawia. W ten sposób zetknęłam się z twórczością Jakuba Jarno, o którym wcześniej nie słyszałam. Może to nic niezwykłego — w końcu to dopiero druga powieść autora — ale wiem, że to spotkanie na pewno nie będzie ostatnim. Ta lektura poruszyła mnie, trochę skołowała, wywołała wiele emocji i zmusiła do rozważań nad tym, co jest prawdziwe, a co jedynie dopowiedziane; co stanowi kontur, a co jego wypełnienie.

Historia Wandy to opowieść o dziecku niechcianym, pojawiającym się nie wiadomo skąd, które musi radzić sobie w wyjątkowo wymagającym świecie — takim, który nieustannie stawia przed nią trudne, a czasem wręcz zagrażające życiu sytuacje. W tej codzienności, w nieustannej walce o siebie i próbie przetrwania tam, gdzie dziecko w zasadzie nie powinno móc przetrwać, pojawiają się dwie postacie, które w różny sposób odcisną ślad na jej losach: Franek Światło i Urban Sierpiński. Po latach być może uda jej się zrozumieć, jak obaj wpłynęli na bieg jej historii.

Tyle dobrze, że się oswoić z tym wszystkim nie zdążyłam, przyzwyczaić do śniadań, obiadów i kolacji. Do ubrań, ciepłej wody, własnego pokoju. Cały czas wiedziałam, że za moment zostanie mi to odebrane, bo nigdy na to nie zasłużyłam. 

Już pierwsze zdania tej opowieści pokazują, że to nie jest łatwa lektura, lecz historia, która potrafi wywołać wiele trudnych reakcji i emocji, zwykle trzymanych na co dzień głęboko w sobie. Przedstawiona z perspektywy Wandy, opowiedziana po latach, ukazuje losy dziewczynki pochodzącej znikąd, urodzonej gdzieś na granicy końca wojny, która jako noworodek trafia do ośrodka prowadzonego przez siostry zakonne. Jej dorastanie — naznaczone odrzuceniem, przemocą i poczuciem bezwartościowości — stanowi wstęp do właściwej części historii, skupionej na latach nastoletnich. To wtedy, po kolejnym przeniesieniu, Wanda trafia do państwowej placówki położonej na granicy Opola. I to właśnie tam ogniskuje się wszystko, co później opowiada: tam kumulują się wydarzenia, które na zawsze wyznaczą kierunek jej życia.

- Śmieją się, że bezpańska suka jestem - powiedziałam. - Że przypałętałam się do twoich rodziców z wszami i przez to myśleli, że kundel. A jak już mnie umyli, to się dopiero okazało, że człowiek, a przynajmniej twór, co go przypomina. Że się długo błąkałam po polach, a myłam w gnojówce, bo myślałam, że tak trzeba. Że mnie rodzice porzucili, jak zobaczyli, jaką mam gębę zakazaną. Że tak naprawdę jestem nie z Polki, tylko z Niemki, co ją Ruskie sponiewierały tyle razy, że mnie nie mogła urodzić normalnie, tylko wysrać. Że...

Autor nie szczędzi bohaterce właściwie niczego, ukazując niezwykle brutalną rzeczywistość socjalistycznych czasów na przełomie lat 50. i 60. Sieroty były wówczas czymś zwyczajnym, traktowanym bezrefleksyjnie — należało je nakarmić i zapewnić im łóżko, ale na tym kończyła się jakakolwiek „opieka”. Obrazy przedstawione w Jedynaku jasno pokazują, że państwo w żaden sposób nie przejmowało się grupą dzieci pozostawionych w jego pieczy, a opiekunowie byli przypadkowi, nieprzygotowani i często w ogóle nie powinni mieć styczności z dorastającymi młodymi ludźmi. Historia Wandy podkreśla również, że te dzieci od najmłodszych lat intuicyjnie czuły niechęć kierowaną w ich stronę — wyobcowanie, poczucie bycia odrzuconym, świadomość, że nigdy nie były naprawdę chciane. To przeświadczenie wybrzmiewa szczególnie mocno w kolejnych etapach jej życia, w wydarzeniach, które mogły dać jej nadzieję… ale równie dobrze mogły jej ją brutalnie odebrać.

W tej opowieści autor nie cofa się ani przed wyzwiskami, ani przed brutalną przemocą, odsłaniając świat, który z naszej perspektywy wydaje się wręcz nie do pojęcia. Osadzona w realiach schyłku stalinizmu historia niesie także wyraźny wymiar polityczny, nie ukrywając okrucieństwa systemu. A jednak, w tym mroku pojawiają się osoby niosące odrobinę światła — takie, które z własnej woli pomagają, czasem w zupełnie drobnych sprawach. To właśnie one stają się tymi małymi, lecz kluczowymi iskrami, dzięki którym można było przetrwać; iskrami, których imiona po latach wspominane są z ciepłem i wdzięcznością.

- Nie ma nic bardziej intymnego niż książka - powiedział. - Nawet gdy ci ktoś przez ramię spojrzy i wzrok jego padnie na te same słowa, zobaczy zupełnie coś innego. Nigdy nie wniknie w to, co widzisz ty, nigdy nie pozna świata, w którym ty się znajdujesz. Tylko twór jest, tylko ty go ustawiasz. 

Przez całą tę historię pojawia się pytanie: co stało się z bohaterką później? Dlaczego jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej? Autor długo każe na tę odpowiedź czekać, a kiedy ją w końcu odsłania — zaskakuje, miesza w głowie, wywołuje konsternację i sprawia, że ma się ochotę wrócić do początku, by wyłapać niuanse, które mogły wcześniej umknąć. Bo wszystko ostatecznie znów sprowadza się do konturów zdarzeń i wypełniających je wspomnień.

Myślę, że ta historia niesie ze sobą bardzo dużo przemyśleń. Można o niej dyskutować, analizować poszczególne elementy, zastanawiać się nad tym, co autor ukrył między słowami. Ale przede wszystkim — to opowieść, która porusza, wywołuje emocje i prowokuje do rozmów. Dlatego wiem, że Jakub Jarno nie zniknie szybko z mojego czytelniczego radaru, a historia Wandy jeszcze długo pozostanie w mojej pamięci.




  • Autor: Jarno Jakub
  • Tytuł: Kontury
  • Wydawnictwo: Literackie
  • Liczba stron: 376
  • Premiera: 15 październik 2025

11/19/2025

Trudna w odbiorze "Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię ttekbokki" Sehee Baek

Trudna w odbiorze "Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię ttekbokki" Sehee Baek

To bardzo specyficzny rodzaj książki, z którym do tej pory się nie spotkałam i który – z różnych powodów – okazał się dla mnie trudną, momentami wręcz problematyczną lekturą. „Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki” autorstwa Sehee Baek to zapis wizyt u specjalisty od zdrowia psychicznego. Autorka tworzy go z jednej strony jako rodzaj pamiętnika – szczerego obrazu własnych zmagań z codziennością i z samą sobą. Z drugiej – jako próbę pokazania innym osobom, które zmagają się z podobnymi problemami, że nie są same i być może w tej książce znajdą odrobinę ukojenia. Moment na recenzję jest wyjątkowo trudny, bo w ostatnich tygodniach świat obiegła wiadomość o śmierci autorki, która miała zaledwie 35 lat. 

Halucynacje w postaci omamów słuchowych czy wzrokowych lub samookaleczanie to nie jedyne objawy choroby. Tak jak lekkie przeziębienie męczy nasze ciało, również i lekka depresja wyniszcza nasz umysł. 

Książka „Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki” ukazała się w Polsce w 2023 roku nakładem wydawnictwa Yumeka. W przekładzie Dominiki Chybowskiej-Jang otrzymaliśmy publikację liczącą 176 stron, wydaną w miękkiej oprawie ze skrzydełkami – subtelnej i estetycznej, idealnie pasującej do poruszanej tematyki. To forma bardzo nietypowa: zapis autentycznych rozmów autorki z psychiatrą, przeplatany jej własnymi refleksjami i emocjonalnymi notatkami. Powstała w ten sposób książka-rozmowa, w której szczerość i bezpośredniość spotykają się z próbą zrozumienia samej siebie.

Ocenianie ludzi powierzchownie jest swego rodzaju mieczem obosiecznym - nie patrzymy bowiem w ten sposób tylko wyłącznie na innych, lecz zaczynamy również tą samą miarą mierzyć samych siebie. 

Z ciekawością sięgnęłam po tę książkę, wchodząc w świat autorki, jej zmagania i sposób, w jaki próbuje sobie radzić z codziennością. Rozmowy z psychiatrą, stanowiące trzon tej publikacji, mogą budzić różne wrażenia – od zaciekawienia po niepokój. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z taką formą terapii, dlatego początkowo czytałam tekst z dużym zainteresowaniem, starając się wyciągać z niego własne wnioski. Z czasem jednak lektura zaczęła mnie coraz bardziej przytłaczać. Być może wynikało to z faktu, że autorka pokazuje głównie potwory, które siedzą w jej głowie – bez cienia światła, które mogłoby przynieść ulgę. Przez to książka staje się bardzo męcząca emocjonalnie i głęboko smutna. Miałam wrażenie, że nie potrafię znaleźć wspólnego języka z tym, o czym czytałam.

Gdy nie odczuwamy satysfakcji ze swojego życia, cofamy się do najbardziej prymitywnych instynktów, takich jak jedzenie i spanie. Szukamy ukojenia w pierwotnych uciechach. 

Podejrzewam, że odbiór tej książki w dużej mierze zależy od osoby, która po nią sięgnie. Dla jednych może stać się inspiracją, dla innych trudnym, a nawet męczącym doświadczeniem. Dużo zależy od tego, co sami nosimy w głowie i na ile potrafimy utożsamić się z autorką. W moim przypadku momentami jej problemy wydawały się błahe, pozornie łatwe do rozwiązania – choć oczywiście mam świadomość, jak ogromną rolę odgrywa w tym wszystkim ludzka psychika. Opisy codziennych sytuacji, które Baek Sehee przytacza w kontekście kolejnych sesji terapeutycznych, początkowo budziły ciekawość, ale z czasem zaczęły sprawiać wrażenie powtarzalnych. Miałam poczucie, że krążymy wokół tych samych emocji i tematów, a terapia – zamiast przynosić ukojenie – ugrzęzła w miejscu.

Ważniejsze od tego, co mówią inni, jest to, w czym my sami znajdujemy radość i spełnienie. Powinniśmy skupiać się w pierwszej kolejności na realizowaniu własnych pragnień, a nie na zamartwianiu się tym, jak wypadniemy w oczach innych. 

Książka Sehee Baek bez wątpienia stanowi ważny głos w dyskusji o problemach psychicznych, z którymi mierzy się współczesne społeczeństwo. W kontekście Korei Południowej, gdzie wskaźniki depresji i samobójstw należą do najwyższych na świecie, jej zapis rozmów z psychiatrą nabiera szczególnego znaczenia. To świadectwo powolnego otwierania się społeczeństwa na temat zdrowia psychicznego – próba nazwania tego, co przez lata było przemilczane. Choć lektura nie jest łatwa, ma w sobie ogromną wartość, bo pokazuje, że rozmowa o emocjach, lękach i słabościach jest potrzebna. 



  • Autor: Baek Sehee
  • Tytuł: Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki
  • Tytuł oryginalny: 죽고 싶지만 떡볶이는 먹고 싶어 (juggo sip-eunde tteogbokk-ineun meoggo sipda)
  • Tłumaczenie: Dominika Chybowska-Jang
  • Wydawnictwo: Yumeka
  • Liczba stron: 176
  • Premiera: 12 wrzesień 2023

11/15/2025

To prawda, że "W domu najlepiej" Zuza Kordel

To prawda, że "W domu najlepiej" Zuza Kordel


Po raz kolejny z zainteresowaniem sięgnęłam po nową powieść Zuzy Kordel, zastanawiając się, dokąd zabierze mnie tym razem i jaką historię opowie. Wzrok przyciąga okładka, zapowiadająca ciepłą opowieść osadzoną w okolicach Bożego Narodzenia, jednak ten tytuł ma do zaoferowania znacznie więcej – przedstawia świat bohaterów na przestrzeni dłuższego czasu.

Patrycja wiedzie szczęśliwe, spełnione życie u boku Szymona. Ich małżeństwo wydaje się niezwykle udane, ale to szczęście w pewnym momencie zaczyna się wymykać. Decyzja o rezygnacji z posiadania dziecka, której oboje byli pewni na początku związku, obojgu z czasem zaczyna przeszkadzać. Bohaterka coraz częściej marzy o małym potomku i coraz bardziej frustruje ją brak postępów w staraniach o ciążę. Szymon, który również dojrzewa do ojcostwa, stara się wspierać Patrycję, jednak życie stawia im kolejne przeszkody. W pewnym momencie kobieta wpada na pomysł, że jeśli odważy się wyjść ze swojej strefy komfortu, wszystko w jej głowie się uporządkuje, a to może przynieść upragniony efekt. Ten początek zmian wpłynie na nią w zaskakujący sposób i poprowadzi ich małżeństwo w niespodziewanym kierunku.

Z ciekawością zabrałam się za lekturę, poznając bohaterów, którzy okazali się wyjątkowo sympatycznymi postaciami. Ich małżeństwo jest zgodne i pełne wzajemnego wsparcia w codziennych drobiazgach — trudno nie uśmiechać się, obserwując ich relację. Autorka zdecydowała się ukazać ich historię na przestrzeni kilku lat, poruszając się skokowo między przeszłością a przyszłością. Dzięki temu Patrycja i Szymon pokazują całe spektrum emocji, a czytelnik może dostrzec, jak dojrzewają – od czasów nastoletnich po kilka lat później.

Być może nie nacieszę się posiadaniem małego dziecka tak długo jak kobiety, które są biologicznymi mamami swoich pociech. Ale nie to było najważniejsze. Najistotniejsze były miłość i szczęście, które wypełniały każdą komórkę mojego ciała.

Bohaterowie nie są zupełnie nowi – pojawiali się już w rolach drugoplanowych w historii Anastazji w książce Pewnego razu w Bellagio. W tej opowieści również nie zabrakło Any i jej przyjaciółek, które tak jak wcześniej wspierały podróżniczkę w starym domu we Włoszech, tak teraz towarzyszą Patrycji, oferując jej swoje wsparcie na każdym kroku. Relacja, którą przedstawia Zuza Kordel, jest naprawdę głęboka i piękna, pokazując, że przyjaźń – mimo wszelkich różnic – ma niezwykłą siłę.

Mam wrażenie, że ta historia jest nieco podzielona – w pierwszej połowie Patrycja staje się poszukiwaczką, próbując odnaleźć nową drogę dla siebie. Nie potrafi poradzić sobie z emocjami i wciąż marzy o zostaniu mamą, choć los gra z nią w ciuciubabkę. Miłośnicy górskich wędrówek znajdą tu dodatkowy smaczek, który może jeszcze bardziej zachęcić do lektury. Dopiero druga część powieści wprowadza dziecięcy element, przynoszący wiele zmian w życiu bohaterów i stopniowo wskazujący im kierunek, w którym powinni podążyć.

A ja pomyślałam, że zebrałam wokół siebie najpiękniejszych, najwspanialszych ludzi. Dwie magie, w które głęboko wierzyłam - magia świąt i codzienności - na nowo zagościły w moim życiu. Postanowiłam, że już nigdy więcej nie wypuszczę ich z rąk. 

Historia przedstawiona przez Zuzę Kordel niesie wiele emocji – od tych trudnych, tak bliskich naszemu codziennemu życiu, po piękne i radosne, dzięki którym świat wydaje się choć trochę lepszy. Autorka porusza wątek macierzyństwa w bardzo konkretnym wymiarze, pokazując, że nie istnieje jedna droga do zostania mamą. Czasem to los prowadzi nas ścieżką, którą wcześniej dla nas przygotował, pozwalając odkrywać nowe miejsca – nieznane, a jednocześnie tak zaskakująco bliskie.

„W domu najlepiej” to wciągająca historia z ciekawymi bohaterami, których chciałoby się poznać osobiście i wejść z nimi w relację. Z drugiej strony niesie w sobie również ciężar problemów i rozczarowań, wywołujących zwątpienie, złość i smutek. Autorka podejmuje współczesny temat macierzyństwa, tak bliski wielu ludziom, pokazując, że dróg prowadzących do spełnienia tego marzenia może być więcej niż jedna. Relacja rodzic–dziecko, obecna w tej historii, jest wielowymiarowa i ewoluuje wraz z rozwojem fabuły. To powieść, która niejednokrotnie wzrusza i pozostawia po sobie ciepłe, refleksyjne wrażenie. Zdecydowanie wartościowa lektura, po którą warto sięgnąć.




  • Autor: Kordel Zuza
  • Tytuł: W domu najlepiej
  • Wydawnictwo: Emocje Plus Minus
  • Liczba stron: 410
  • Premiera: 15 październik 2025

11/11/2025

Jak brzmi "Opowieść o Czhun-hiang, najwierniejszej z wiernych"

Jak brzmi "Opowieść o Czhun-hiang, najwierniejszej z wiernych"

Wśród ogromu nowości, które nieustannie trafiają w nasze ręce, warto czasem sięgnąć po starszą lekturę. Powoli poznając koreańskie tytuły wydane w Polsce, sięgnęłam po pozycję opublikowaną w 1970 roku przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich. W rzeczywistości jednak historia ta sięga znacznie wcześniejszego okresu i wywodzi się z tradycyjnych koreańskich opowieści.

„Opowieść o Czhun-hiang” (춘향전) to historia miłości między córką kisaeng (koreańskiej gejszy) a synem z bogatego rodu. Dwoje młodych zakochuje się w sobie, choć w czasach, w których żyją, ich uczucie nie jest dobrze widziane. Czhun-hiang może zostać jedynie konkubiną młodego panicza – i to bez wiedzy jego rodziców. A jednak przez pewien czas są szczęśliwi razem, dopóki szlachecka rodzina nie zostaje wezwana do stolicy. Bohaterka pozostaje w rodzinnym domu, z utęsknieniem czekając na ukochanego, który w tym czasie wspina się po szczeblach kariery. Sama również doświadcza cierpienia – nowy urzędnik próbuje zmusić ją do uległości, co kończy się torturami i więzieniem. Do końca pozostaje więc pytanie, czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie.

Współczesnemu czytelnikowi z pewnością nie będzie łatwo zagłębić się w tę historię. Nie do końca wiadomo, kiedy pojawiły się jej pierwsze wersje – przez wieki była dopracowywana i modyfikowana, a także przybierała różne formy. Do dziś w Korei można znaleźć wiele jej odmian. Polskie wydanie, którego tłumaczenia podjęła się Halina Ogarek-Czoj, to przekład z północnokoreańskiego tekstu wydanego w 1956 roku. Jest to wersja z Dzondzu (Jeonju) z początku XIX wieku.

Sam tekst, oprócz warstwy fabularnej, zawiera wiele odniesień literackich – wierszy, fragmentów dzieł klasyków chińskich oraz licznych nawiązań do chińskiej kultury i tradycji. Nie ułatwia to lektury, choć tłumaczka po każdym rozdziale zamieściła przypisy objaśniające ważniejsze nazwiska i teksty. Dużym plusem wydania jest również wstęp autorki, który przybliża zarówno ogólną historię Korei, jak i sam utwór – jego rozwój oraz liczne interpretacje, którym był poddawany. Już w XIX wieku historia ta została zaadaptowana do formy teatru pansori, a w XX wieku doczekała się także ekranizacji inspirowanej jej treścią.

Lektura, jeśli odrzeć ją z warstwy historycznej, może wywołać wiele różnych reakcji. Kiedy już wczytałam się w tekst i poznałam historię bohaterów, naszły mnie dwie ważne myśli. Z wielką chęcią zobaczyłabym tę opowieść w formie koreańskiej dramy, która – dostosowana do współczesnych realiów – mogłaby stać się wciągającą i emocjonującą historią. Z drugiej strony, moje współczesne, feministyczne poglądy momentami mocno mi przeszkadzały w odbiorze. Starałam się zrozumieć główną bohaterkę – była ciekawie ukazana, widać było nie tylko jej bierność, ale również strach i złość. Natomiast postać głównego bohatera, jego niektóre zachowania, zwłaszcza pod koniec opowieści, mocno mnie irytowały. Oczywiście mam świadomość, że patrzę na tę historię oczami współczesnej czytelniczki, wychowanej w innych czasach i na innej wizji miłości oraz relacji między ludźmi.

Parę słów o samym tłumaczeniu. Halina Ogarek-Czoj była pierwszą polską tłumaczką, która podjęła się przekładu wielu tekstów bezpośrednio z języka koreańskiego. Książki, które tłumaczyła, ukazywały się w Polsce w latach 70. i 80., i już na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo zmienił się współcześnie sposób transliteracji koreańskich nazw własnych. Z jednej strony w tej książce pojawiają się formy bliższe polskiej wymowie, dzięki czemu nie trzeba posiłkować się wersjami dostosowanymi do języka angielskiego. Z drugiej – dla czytelnika przyzwyczajonego do współczesnych zapisów mogą one stanowić pewne wyzwanie. Jedyny element, który nieco zaburzył mi odbiór, to użycie słowa Soul jako nazwy stolicy – w czasach, gdy rozgrywa się ta historia, miasto to w obecnym kształcie jeszcze nie istniało.

Powieść ta stanowi ważny element koreańskiej kultury i cieszę się, że mogłam poznać ją w polskim wydaniu. Sama historia, mocno nacechowana chińskimi wpływami, jest momentami naiwna, nieco romantyczna, ale jednocześnie trafnie oddaje realia życia tamtych czasów. Dla osób interesujących się koreańską kulturą i literaturą to pozycja zdecydowanie warta uwagi.



  • Autor: przekaz ustny
  • Tytuł: Opowieść o Czhun-hiang, najwierniejszej z wiernych
  • Tytuł oryginalny: 춘향전 (chunhyangjeon)
  • Tłumaczenie: Halina Ogarek-Czoj
  • Wydawnictwo: Ossolineum
  • Liczba stron: 212
  • Premiera: 1970

11/08/2025

Kim jest "Stefcia" Joanna Adamek

Kim jest "Stefcia" Joanna Adamek



Gdzieś w zeszłym roku, przeglądając Instagram, natknęłam się na krótką rolkę, w której młoda dziewczyna w stroju służącej pokazuje, jak wygląda życie w pałacu. Zaciekawiona, postanowiłam zostać tam na dłużej. Z czasem jeden filmik przerodził się w całą historię, rozgrywającą się na przełomie XIX i XX wieku i ukazującą losy bohaterów z różnych grup społecznych w pałacu i jego okolicach. Ten świetny chwyt marketingowy zwrócił uwagę na Pałac Zamoyskich w Kozłówce, a aktorzy wcielający się w poszczególne postacie stali się z pewnością o wiele bardziej rozpoznawalni. Dlatego informacja o książce, którą napisała reżyserka tych filmików, była dla mnie fantastyczną wiadomością — od razu wiedziałam, że szybko po nią sięgnę.

Lubiła swój dom. Ten z progiem skrzypiącym, ten z dziecięcym śmiechem i rozmowami przy garnku parującej strawy. Lubiła ten zapach domowy: trochę ziemi, trochę chleba, trochę słomy. Ale najbardziej lubiła tę atmosferę, co się między ludźmi tworzy, jak ciepło, co z pieca idzie. Że jedno za drugim stanie, że jak jedno płacze, to drugie mu chustkę podaje, a jak ktoś się śmieje, to wszyscy zaraz razem. 

Stefcia wiedzie szczęśliwe, choć znojne życie. Po niedawnej śmierci matki zmuszona jest zająć się domem i młodszym rodzeństwem, choć sama dopiero co wyrosła z dzieciństwa. Kiedy ojciec oznajmia jej, że chce ją zeswatać ze starym wdowcem, jej świat diametralnie się zmienia. To początek drogi, która zaprowadzi ją do pałacu na służbę – miejsca, gdzie pozna świat dotąd znany jej jedynie z książek matki. Liczni bohaterowie, których spotka na swojej drodze, będą dla niej lekcją życia – jedni wniosą zamęt, inni wskażą nowy kierunek. Atka, Leon, Józek, Antoni… to tylko niektóre z postaci, które na długo zapadają w pamięć.

Lektura tej historii jest niezwykle szybka i przynosi wiele radości. Zawsze lubiłam powieści historyczne, a ten tytuł idealnie wpisuje się w ten gatunek. Dla osób, którym świat Stefci i pozostałych bohaterów jest jeszcze nieznany, będzie to dobra, lekka i zabawna książka, ukazująca realia życia na przełomie XIX i XX wieku – zarówno na polskiej wsi, jak i w pałacu szlacheckim. Opowieść rozpoczyna się od Stefci i to z jej perspektywy poznajemy sporą część wydarzeń, choć nie brakuje tu także scen rozgrywających się poza jej udziałem – tych z Józkiem, Antonim czy Leonem w rolach głównych.

Nie mogła się powstrzymać i przesunęła dłonią po grzbietach. Skóra, płótno, złocenia... Przesuwała palce powoli, czując, jakby sunęły po czymś znacznie większym niż tylko papier i oprawa. Jakby tam, pod koniuszkami jej palców, mieścił się klucz do świata, którego jeszcze nie rozumiała, ale którego pragnęła z całego serca. 

Jednak dla wszystkich, którzy – tak jak ja – znają i lubią internetowe filmiki o bohaterach z Kozłówki, śledzą ich relacje, kibicują poszczególnym postaciom i z ciekawością czekają, jak potoczy się dalej historia, lektura tej powieści przyniesie kilka dodatkowych smaczków. Autorka cofa akcję do momentu, gdy Stefcia jeszcze nie pracuje w pałacu. Pokazuje jej pierwsze kroki w nowym otoczeniu, liczne gafy i zasady, którym musi sprostać. W jej życiu nie ma jeszcze Józka ani Antoniego, a relacje, które obserwujemy podczas lektury, znacznie lepiej tłumaczą, dlaczego później wszystko układa się tak, a nie inaczej.

Podczas spotkania z autorką, na którym miałam okazję być, Joanna Adamek wspominała, że w tak krótkiej formie przekazu jak filmiki tworzone na Instagramie wiele niuansów po prostu umyka. Dają one ograniczoną możliwość pokazania relacji, nie oddają tego, co dzieje się w głowach bohaterów, a fundusze nie zawsze pozwalają na wprowadzenie szerszego grona postaci. W książce pisarka może znacznie więcej – i widać, że doskonale jej to wychodzi. Po lekturze zauważyłam, że inaczej odbieram kolejne publikowane filmiki i samych bohaterów. Zmieniły się też moje sympatie.

I cholera go brała, że to wszystko tak się dziedziczy, że ziemi czasem nie dla wszystkich potomków do dziedziczenia starcza, ale tej furii, tego żalu, tej złości do wszystkiego co pańskie, każdy chłop po równo dostaje. 

To, co najważniejsze – autorka ma świetne pióro. Z lekkością potrafi oddać zarówno chwile radosne, jak i te trudniejsze, ukazujące codzienność życia na polskiej wsi. Robi to w sposób, który z jednej strony pozwala dostrzec niełatwe aspekty tamtych realiów, a z drugiej nie przytłacza czytelnika ich ciężarem. Warto też wspomnieć o gwarze, której używa część bohaterów – dodaje ona lekturze autentyczności i świeżości, a przy okazji pięknie podkreśla kontrast między światem chłopów a dworem.

Jakby ona i on byli z dwóch książek - jedna oprawiona w płótno, przetarta od czytania przez dzieci w chałupach, a druga w skórze, z pozłacanym grzbietem, taka, której nikt nie śmie dotknąć, mająca swoje miejsce w bibliotece. Stały obok siebie na półce życia, nikt ich razem nie czytał. Jakby jedno nie mogło wejść do opowieści drugiego. 

Lektura Stefci była dla mnie bardzo przyjemnym doświadczeniem, które skończyło się zdecydowanie za szybko. Mam nadzieję, że autorka zdecyduje się opisać dalsze losy bohaterów w formie kolejnej powieści, pozwalając jeszcze głębiej wejść w ten niezwykły świat. Książka ukazuje zarówno życie pałacowe, jak i wiejskie, tworząc pełen niuansów obraz relacji międzyludzkich i różnic społecznych – wszystko w sposób lekki i przystępny dla czytelnika. Dla osób, które znają internetową wersję tej historii, to wspaniała okazja, by lepiej poznać bohaterów i ich motywacje. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę.





  • Autor: Adamek Joanna
  • Tytuł: Stefcia
  • Wydawnictwo: Znak Horyzont
  • Liczba stron: 384
  • Premiera: 15 październik 2025

11/05/2025

Kim jest "Ten, którego szukam" Bae Suah

Kim jest "Ten, którego szukam" Bae Suah


Biorąc do ręki ten tytuł, od razu zwraca uwagę jego minimalistyczna forma. Można przypuszczać, że to raczej opowiadanie niż pełnoprawna powieść. Krótka forma sprawia, że lektura nie zajmuje wiele czasu, a jednocześnie pozwala w pełni docenić charakterystyczny styl autorki.

Korea końca lat 80. Młoda dziewczyna utrzymuje rodzinę – matkę pogrążoną w alkoholizmie, młodszą siostrę, pomaga też bratu i wspiera ojca, który trafił do więzienia. To krótki wycinek życia, w którym autorka odsłania jej romantyczną relację z Cheolsu, żołnierzem pojawiającym się jedynie podczas przepustek z wojska. Pewnego dnia dziewczyna postanawia odwiedzić go w jednostce, a ta podróż staje się jej własnym poszukiwaniem.

Zastanawiałam się, czy wraz z upływem lat, kiedy Mia dorośnie, pogodzi się z tym, że w naszych genach zaszyte mamy ubóstwo i niedopasowanie społeczne? I czy zrobi to z cyniczną obojętnością wobec świata, jak jej rodzeństwo? Na razie jeszcze taka nie była.

Znowu wraca mój problem z opowiadaniami. Przy krótkich formach trudno mi w pełni zanurzyć się w świat i bohaterów, którzy się w nim pojawiają. A jednak ta zwięzła historia ma w sobie coś, co zachęca do powrotu — do ponownego przyjrzenia się różnym jej aspektom. Przez całą opowieść nie poznajemy nawet imienia głównej bohaterki, a mimo to, to właśnie ona staje się centrum wszystkiego. Świat, w którym żyje, jest brutalny – autorka nie szczędzi trudnych relacji rodzinnych ani zawodowych. Kobieta pracuje w kilku miejscach, a mimo to brakuje jej pieniędzy na jedzenie. I właśnie w tym wszystkim pojawia się chłopak.

Służba wojskowa sprawia, że ich spotkania stają się coraz rzadsze, a relacja stopniowo się rozluźnia. Autorka nie tworzy słodkiej historii — przeciwnie, pokazuje jej surowy realizm. Podróż bohaterki na poligon, poszukiwanie chłopaka i związane z tym trudności sprawiają, że z jednej strony ją podziwiałam, a z drugiej głęboko jej współczułam.

Aż dotąd nie miałam zbytniego pojęcia, czym tak naprawdę jest smutek. Smutek przypominający dziki tłum, który naciera agresywnie wprost na moje serce. Czym tak naprawdę jest? Ten smutek, który przenika w głąb, wypełnia naszą codzienność, nasze zmęczenie, naszą rutynę, nasze udawanie? Smutek, który przeszywa ciało niczym ból lub fragment szkła, który utkwił w naszej stopie?

Ta historia z czasem nabiera wymiaru metafory, która staje się coraz głębsza i bardziej nieuchwytna. Muszę przyznać, że nie do końca potrafiłam się w tym odnaleźć. O ile rozumiem motyw odwiedzin w wojsku – będący jednocześnie poszukiwaniem siebie i swojego miejsca na świecie – o tyle końcowe porównania i symbolika pozostały dla mnie nie do końca czytelne. A jednak ta opowieść, tak smutna, brutalna i pozbawiona nadziei, na długo we mnie zostanie.

Ta historia przede wszystkim przyciągnęła mnie światem wykreowanym przez autorkę – realiami życia, które pokazują beznadzieję, trud codzienności, poświęcenie dla innych i cichą akceptację własnego losu. Bae Suah jedynie sygnalizuje trudną sytuację rodziny: problemy polityczne ojca, emigrację brata, marzenia siostry o lepszym życiu, zobojętnienie matki, która dawno się poddała po wcześniejszych wydarzeniach. To właśnie te elementy sprawiły, że mogłam dostrzec obraz Korei Południowej tamtych lat – surowy, prawdziwy i pełen emocji.

Większość osób, które kiedyś znałam, już nigdy się ze mną nie spotka, a ci, których dopiero poznam w odległej przyszłości, jeszcze mnie nie znają.

„Ten, którego szukam” to krótka opowieść, w której realizm przeplata się z delikatną nutą odrealnienia. Świat bohaterki i problemy jej bliskich mocno mnie zaintrygowały, choć warstwa metaforyczna nie do końca do mnie trafiła. Myślę jednak, że z czasem do tej książki wrócę – być może wtedy lepiej zrozumiem przesłanie, które autorka chciała przekazać.

 


  • Autor: Bae Suek
  • Tytuł: Ten, którego szukam
  • Tytuł oryginalny: 철수 (cheolsu)
  • Tłumaczenie: Joanna Pienio-Danielak
  • Wydawnictwo: Tajfuny
  • Liczba stron: 72
  • Premiera: 18 lipiec 2023

11/02/2025

Co przyniesie "Powrót do Nałęczowa" Wiesława Bancarzewska

Co przyniesie "Powrót do Nałęczowa" Wiesława Bancarzewska


Historia, którą chcę przybliżyć, swoją premierę miała już kilka lat temu – w 2013 roku. W tym roku Wydawnictwo Szara Godzina wznowiło ten tytuł, pierwszy z cyklu o tym samym tytule, nadając mu nową szatę graficzną. Co najważniejsze, sama opowieść została przez autorkę uzupełniona i poprawiona. O czym traktuje i czy warto po nią sięgnąć?

Anna ma czterdzieści kilka lat i wygodne życie, ale coraz częściej odczuwa tęsknotę za miejscami i wspomnieniami z przeszłości. Pewnego dnia los prowadzi ją w czasie do lat 30. XX wieku, do domu jej babci w Nałęczowie. Zanurzona w realiach tamtych czasów, poznaje codzienność międzywojennego uzdrowiska, a przy okazji spotyka mężczyznę, który zaczyna ją intrygować. 

Książki poruszające wątek podróży w czasie zawsze przyciągają moją uwagę. Z ciekawością obserwuję, jak autorzy rozwijają ten motyw. Tym razem pisarka – chcąc ukazać ogromny kontrast między światem współczesnym a tym sprzed niemal stu lat – pozwala bohaterce przenieść się nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni: z współczesnego Torunia do Nałęczowa. 

Bohaterka trafia do świata zupełnie jej obcego, o odmiennym spojrzeniu na życie i codzienność. Przebywa w letnisku, gdzie styka się zarówno z ubogimi mieszkańcami, jak i bogatymi kuracjuszami, spędzającymi tam czas na wypoczynku. Anna, z perspektywy współczesnej kobiety, często patrzy na te sprawy inaczej, a jej spojrzenie kontrastuje z realiami tamtej epoki.

Początkowo autorka koncentruje się na rodzinie bohaterki, z czasem jednak coraz więcej miejsca zajmuje mężczyzna, który rozbudza w niej uczucia. Być może dlatego, że w domu babci, mimo najszczerszych chęci, Anna zawsze pozostaje obcą – letniczką, która nigdy do końca nie zostanie przyjęta do grona najbliższych. Zbliżające się kontakty z Aleksandrem Obryckim sprawiają jednak, że bohaterka powoli zmienia swoje priorytety. To, co miało być jedynie krótką podróżą w przeszłość, staje się na tyle ważne, że wpływa na jej spojrzenie na życie, szczególnie że autorka pozwala Annie poruszać się między przeszłością a współczesnością.

Wraz z bohaterką, która samotnie i bez większych zobowiązań kroczy przez życie, poznajemy zupełnie inny świat. Dzięki Annie ta podróż wydaje się komfortowa i nie niesie ze sobą większych zagrożeń. Autorka pozwala bohaterce przenosić ze sobą potrzebne rzeczy, dzięki czemu, mimo widoku nędzy i problemów tamtej epoki, Anna pozostaje chroniona i dysponuje możliwościami, które ówcześni mieszkańcy mieli tylko w ograniczonym zakresie.

Romans rozwijający się między Anną, a Aleksandrem sprawia, że istotnym elementem historii stają się także relacje damsko-męskie, postrzegane przez współczesną kobietę, a jednocześnie tak odmienne od realiów przeszłości, do których trafiła. Pojawiające się konflikty ukazują, jak nieporozumienia i różne spojrzenie na świat kształtowały życie ludzi sprzed kilkudziesięciu lat.

Powrót do Nałęczowa to pierwszy tom serii, w którym poznajemy bohaterkę i wraz z nią podróżujemy w przeszłość. Historia kończy się w sposób zamknięty, nie wymagający kontynuacji, a mimo to autorka zdecydowała się na dwa kolejne tomy, ukazujące dalsze losy Anny i jej bliskich. Z tym większą ciekawością sięgnę po kontynuację. Książka ukazuje piękno dawnych lat, choć nie bez subtelnego zatuszowania trudnych i bolesnych problemów tamtej epoki. Bohaterka trafia na bliskich, odkrywa miłość i ma szansę na szczęście. Lektura tej historii przynosi wiele przyjemności.






  • Autor: Bancarzewska Wiesława
  • Tytuł: Powrót do Nałęczowa
  • Cykl: Powrót do Nałęczowa #01
  • Wydawnictwo: Szara Godzina
  • Liczba stron: 408
  • Premiera: 28 kwiecień 2025

Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger