9/16/2025

Jak wygląda 'Kraina jednej szansy" Anna Sawińska

Jak wygląda 'Kraina jednej szansy" Anna Sawińska


Miałam już okazję czytać książkę Anny Sawińskiej Przesłonięty uśmiech, poświęconą kobietom w Korei Południowej, i bardzo doceniam temat, którego podjęła się autorka. W swojej nowej publikacji pisarka porusza inny, ale równie istotny w koreańskiej kulturze obszar – edukację. O samej problematyce wiedziałam wcześniej co nieco, znałam jej ogólny zarys, jednak dopiero dzięki Annie Sowińskiej mogłam zgłębić temat i odkryć jego mniej znane aspekty.

Anna Sawińska w Krainie jednej szansy zabiera nas do Korei Południowej, kraju, w którym edukacja jest jednocześnie biletem do lepszego życia i miernikiem społecznego prestiżu. Już na pierwszy rzut oka widać, że pytanie „Do jakiej szkoły chodziłeś?” to coś więcej niż zwykła konwersacyjna fraza – pozwala zorientować się, gdzie znajduje się rozmówca w społecznej hierarchii. Sowińska opisuje, jak rodzice lokują swoje nadzieje i ogromne środki w edukację dzieci, które nie mogą sobie pozwolić na odpoczynek – ich dni wypełnione są lekcjami i korepetycjami, często ponad siły. Autorka wnikliwie analizuje, z czego bierze się ta „gorączka edukacyjna”, jakie są jej motywacje i konsekwencje – nie tylko spektakularne sukcesy na arenie międzynarodowej, ale też psychiczne koszty, które ponoszą dzieci i całe rodziny.

Koreańczycy od dziecka wysyłani są na lekcje angielskiego, ale z czasem celem tej nauki staje się uzyskanie jak największej liczny punktów w testach, a nie posługiwanie się językiem obcym na co dzień. Oprócz braku wprawy w komunikacji ustnej najbardziej deprymuje też obecność innych Koreańczyków. Świadomość podlegania surowej ocenie, porównywanie siebie nawzajem, ciągła rywalizacja, której uczą się od dziecka, mrożą Koreańczykom krew w żyłach, uniemożliwiając im wzięcie udziału w dyskusji. A już w szczególności, kiedy prowadzona jest ona w obcym języku.

Anna Sawińska od lat mieszka w Korei Południowej. Jeszcze na początku lat 2000. przeniosła się tam na studia podyplomowe, podjęła pracę w czebolu, poznała swojego męża, a w końcu została mamą. Książka, której się podjęła, powstawała ponad dwa lata i łączy w sobie nie tylko suche fakty oparte na licznych źródłach, ale także osobiste doświadczenia – zarówno jej własne, jak i jej syna – oraz wiele rozmów ze specjalistami zajmującymi się Koreą.

Edukacja w Korei Południowej znacząco różni się od tej znanej z innych części świata, a jej specyfika wynika zarówno z historii, jak i kultury kraju. Autorka pokazuje, jak polityka, struktury społeczne państwa Joseon oraz okres japońskiej kolonizacji ukształtowały podejście Koreańczyków do nauki. To państwo, w którym w ciągu jednego pokolenia niemal udało się całkowicie wyeliminować analfabetyzm, a edukacja miała stać się drogą do lepszej przyszłości. Z czasem jednak coś się zmieniło – system uległ wypaczeniu, a wielogodzinne, codzienne zakuwanie do testów stało się normą.

Gorączka edukacyjna doprowadziła też do osłabienia pozycji młodych kobiet, jak to było pod koniec XX wieku, gdy rodzice i nauczyciele wywierali presję na dziewczynki, aby osiągały słabsze wyniki. Dzięki temu chłopcy, przyszłe głowy rodziny i główni aktorzy na arenie politycznej i gospodarczej narodu, mieli szanse na uzyskanie najlepszych wyników w decydujących o całej przyszłości egzaminach. 

Dzięki licznym źródłom, na które autorka się powołuje, a które zestawiono na końcu książki, Kraina jednej szansy przywołuje wiele danych statystycznych. Pokazuje nie tylko samo podejście do nauki, lecz także postawy rodziców – zwłaszcza matek nastawionych na sukces swoich dzieci – oraz związane z systemem problemy społeczne: przemoc, samobójstwa, otyłość czy bezrefleksyjne wkuwanie na pamięć, które często nie daje realnych perspektyw poza Koreą. Autorka zwraca uwagę również na to, że ukończenie prestiżowego uniwersytetu bywa jedyną przepustką do najwyższych stanowisk w państwie, podczas gdy praca fizyczna, choćby na najwyższym poziomie, wciąż postrzegana jest jako coś gorszego.

Czytając te fragmenty, miałam poczucie, że autorka pokazuje realia Korei Południowej z zupełnie innej perspektywy niż ta znana z książek czy filmów. Trzeba przyznać, że koreańskie seriale często wygładzają pewne kwestie, ale temat przemocy w szkołach przewija się w nich regularnie. W zestawieniu z przywołanymi przez Sowińską faktami uderza to jeszcze mocniej i pozwala dostrzec, jak głęboko problem zakorzenił się w rzeczywistości młodych Koreańczyków.

W Korei Południowej wychowanie dziecka do czasu uzyskanie przez nie pełnoletności jest najdroższe na świecie i wynosi niemalże ośmiokrotność PKB na mieszkańca. (...) Bezpłatne szkoły publiczne, a nawet średniej klasy hagwony nie wystarczą, aby na egzaminie suneung uzyskać wynik umożliwiający dostęp do panteonu koreańskich uniwersytetów. Już od małego trzeba uczęszczać do najlepszych prywatnych akademii. 

Myślę, że jednym z największych atutów tej książki są osobiste historie autorki. Sowińska dzieli się swoim pierwszym zderzeniem z Koreą – od studiów podyplomowych, na które wysłał ją Samsung, przez życie w akademiku i podejście wykładowców do studentów, aż po doświadczenie zupełnie innej formy edukacji niż ta, którą znała z Polski. Równie interesujące są fragmenty poświęcone jej synowi. Autorka opisuje najwcześniejsze lata jego nauki – żłobek, przedszkole, szkołę podstawową – a także obserwacje dotyczące innych matek i wszechobecnych hagwonów, które pojawiają się w życiu dzieci niemal od samego początku. Ostatecznie decyzja o wyjeździe z Korei w imię dobra dziecka staje się mocnym i poruszającym akcentem, który sprawia, że lektura nabiera bardzo osobistego wymiaru.

Na uwagę zasługują także liczne rozmowy, które autorka wplata w narrację – zarówno z polskimi badaczami zajmującymi się Koreą, jak i z samymi Koreańczykami: matkami innych dzieci, właścicielką hagwonu czy nawet własnym mężem, wspominającym swoje doświadczenia szkolne. Dzięki temu książka zyskuje autentyczność i wielowymiarowość, pozwalając czytelnikowi spojrzeć na edukację z różnych perspektyw. Mnie szczególnie uderzyło to, że mimo ogólnego pędu do rywalizacji i nieustannego dążenia do najlepszych wyników, w koreańskim społeczeństwie można dostrzec pierwsze symptomy zmian. To ważne, bo pokazuje, że nawet tak głęboko zakorzenione mechanizmy mogą z czasem ewoluować.

W porównaniu z dorosłymi Koreańczykami wskaźnik myśli samobójczych u koreańskich dzieci jest prawie dziesięciokrotnie wyższy, wskaźnik poważnych zaburzeń lękowych od trzech do pięciu razy wyższy, a depresji wyższy od dziesięciu do piętnastu razy w zależności od tego, czy uczeń chodzi do gimnazjum, czy do szkoły średniej drugiego stopnia. 

Szczerze powiedziawszy, to lektura, która porusza wiele zagadnień, mniej lub bardziej związanych z samą edukacją. Autorka porusza tak wiele społecznych problemów, że trudno je wszystkie wymienić, a po lekturze wyłania się obraz społeczeństwa mocno zhierarchizowanego, które z doświadczeń historycznych wyciągnęło wiele wniosków. Jednocześnie książka pokazuje wielowymiarowość edukacji w Korei Południowej i to, że odgórne zmiany wciąż napotykają liczne trudności. Pęd do bycia najlepszym wpływa negatywnie zarówno na dzieci – powodując problemy psychiczne i społeczne – jak i dorosłych, którzy ponoszą ogromne koszty finansowe i psychiczne. Nadzieja na zmianę istnieje, ale na razie dotyczy przede wszystkim pojedynczych rodzin i jednostek, a nie całego społeczeństwa. Dla mnie ta lektura była niezwykle wartościowa – pozwoliła lepiej zrozumieć realia edukacyjne i społeczne Korei Południowej, i uważam, że każdemu czytelnikowi da możliwość bliższego poznania tego kraju.

Oprócz odgórnych starań polityków i ekspertów dokonuje się również bezprecedensowy przewrót społeczny związany z emancypacją kobiet i lecącym na łeb na szyję wskaźnikiem urodzeń. Właśnie w tym procesie widzę najbardziej obiecujący motor zmian (...) 





  • Autor: Sawińska Anna
  • Tytuł: Kraina jednej szansy. O edukacji w Korei Południowej
  • Wydawnictwo: Czarne
  • Liczba stron: 285
  • Premiera: 27 sierpień 2025

9/07/2025

PRZEDPREMIEROWO Poznajcie "Gdyby nie czerń" Filip Zawada

PRZEDPREMIEROWO Poznajcie "Gdyby nie czerń" Filip Zawada



Tym razem chciałabym opowiedzieć o książce, która rzadko trafia na moją półkę – innej niż te, po które zazwyczaj sięgam. To historia przedstawiona w nietypowej narracji, ukazująca świat mroczny i pełen samotności, monotonii, a zarazem absurdalny i pozbawiony nadziei. Zapraszam Was do bliższego poznania rodziny Mrazów, w której każdy z bohaterów zmaga się ze swoimi koszmarami.

Gdyby nie czerń to opowieść o rodzinie, w której nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. To historia o ludziach, którzy żyją obok siebie, ale nigdy naprawdę ze sobą – uwikłani w milczenie, sekrety i niewypowiedziane emocje. Narratorem jest ktoś, kto wymyka się prostym kategoriom – obserwator przekraczający granice światów, podglądacz ukazujący nam codzienność z perspektywy innej niż ludzka. W tej dusznej atmosferze toczy się życie rodziny Mrazów, gdzie każdy mierzy się z własnymi pragnieniami, winami i lękami, a los prowadzi bohaterów w miejsca, w których niełatwo znaleźć ukojenie.

Już od pierwszych zdań można poczuć, że ta książka niesie ze sobą wiele smutnych, trudnych i przygnębiających emocji. Narratorem okazuje się postać nietuzinkowa, przez długi czas nieujawniająca swojej prawdziwej natury. To on obserwuje rodzinę Mrazów, odkrywając przed czytelnikiem ich codzienność, a jednocześnie przygląda się człowiekowi jako jednostce – pełnej wad, zagubionej i niepotrafiącej w pełni racjonalnie przeżywać swojego życia.

Rodzina Mrazów ukazana jest w sposób przerysowany, jako przykład bliskości pozornej – trwania obok siebie, a nie ze sobą. Autor, przez pryzmat bohaterów, przedstawia różne typy relacji, które tworzą się w tej małej społecznej komórce, a które często okazują się wypaczone. Postacie rodziców nadają tej historii dodatkowej warstwy i symbolicznego znaczenia. Widać w niej próbę właściwego wychowania dzieci oraz pragnienie, by być przez nie zauważonym i docenionym. Jednak w świecie Mrazów wszelkie dobre intencje zostają pokonane przez życie i jego nieprzewidywalny bieg.

Autor wprowadza również motyw czyśćca – miejsca znanego z chrześcijaństwa, jednak w jego ujęciu znacznie odbiegającego od religijnych wyobrażeń. Tutaj czyściec przypomina raczej polską wizję sprzed kilkunastu lat, w której oczekiwanie staje się jedyną formą istnienia. To właśnie tam bohaterowie na nowo odkrywają siebie, swoje relacje, a także zrzucają obłudne warstwy, które towarzyszyły im w ziemskim życiu.

W tej historii nie znajdziemy łatwych odpowiedzi ani prostych rozwiązań. Autor prowadzi czytelnika przez świat, w którym codzienność miesza się z groteską, a absurd często staje się odbiciem naszej własnej rzeczywistości. Wydarzenia i obrazy przedstawione w książce działają jak lustro – zniekształcają, ale jednocześnie uwypuklają prawdy o samotności, niespełnieniu i braku zrozumienia. To powieść, która bardziej stawia pytania, niż daje ukojenie, i w tym właśnie tkwi jej siła.

Ta lektura na pewno nie jest dla każdego – nie każdy odnajdzie się w jej mrocznym klimacie, pełnym melancholii i przygnębienia. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że kryje w sobie ważne pytania, które często umykają nam w codziennym zabieganiu: o sens istnienia, o nasze relacje i o to, co naprawdę pozostaje po człowieku. Autor w oryginalny, nietypowy sposób prowadzi fabułę, łącząc w niej elementy groteski, czarnego humoru i symboliki. To sprawia, że książka ta, choć może nie zostaje z czytelnikiem na długo, potrafi poruszyć w trakcie lektury i wywołać chwilę refleksji nad światem i samym sobą.






  • Autor: Zawada Filip
  • Tytuł: Gdyby nie czerń
  • Wydawnictwo: Znak 
  • Liczba stron: 384
  • Premiera: 10 wrzesień 2025

8/10/2025

Dlaczego "Korea Południowa. Ojczyzna K-popu, w której tradycja przeplata się z technologią" Ewa Białas-Bomba

Dlaczego "Korea Południowa. Ojczyzna K-popu, w której tradycja przeplata się z technologią" Ewa Białas-Bomba


Ewa Białas-Bomba prowadzi na Instagramie kanał pełen ciekawostek o Korei Południowej. Dwa lata temu wydała swoją pierwszą książkę o Kraju Spokojnego Poranka, a kilka dni temu premierę miał jej drugi tytuł — przewodnik po Korei Południowej wydany przez Wydawnictwo Pascal. Rzadko sięgam po przewodniki, bo pamiętam te sprzed kilku czy kilkunastu lat — suche zestawienia faktów, które niewiele mnie interesowały. Tym razem jednak byłam bardzo ciekawa tej pozycji, więc postanowiłam po nią sięgnąć. Czy było warto?

Zanurz się w kolorowy świat Korei Południowej — od dostojnych pałaców Seulu, w których możesz przechadzać się w tradycyjnym hanboku, po tętniące życiem ulice znane z k-dramatów i teledysków k-popowych gwiazd. Wyrusz na romantyczną wyspę Nami, poczuj magię Jeju z jej wulkanicznymi krajobrazami, a w Busan usiądź w kolorowym wagoniku z widokiem na morze i spotkaj Małego Księcia. Ewa Białas-Bomba prowadzi czytelnika zarówno przez miejsca znane z folderów turystycznych, jak i te, które uwielbiają sami Koreańczycy. Całość wieńczą praktyczne porady autorki — od podstawowych informacji o podróży, przez wskazówki transportowe, po drobne triki, które sprawią, że wizyta w Korei stanie się jeszcze bardziej wyjątkowa.

Książka przyciąga wzrok feerią barw — nie tylko na okładce, ale także w środku, gdzie znajdziemy wiele zdjęć miejsc, o których opowiada autorka. Wrażenie potęguje kredowy, gruby papier, który aż chce się przewracać. Na szczęście treść w niczym nie ustępuje oprawie. Ewa Białas-Bomba stworzyła przewodnik, po który chce się sięgnąć — przystępny, inspirujący i pełen pasji, zachęcający do odkrywania Kraju Spokojnego Poranka. Już we wstępie autorka wyjaśnia, jak czytać poszczególne nazwy, ułatwiając to nie tylko poprzez oficjalną transkrypcję i zapis w hangulu (koreańskim piśmie), ale też podając uproszczoną wymowę dostosowaną do polskich czytelników.

Ale właściwie dlaczego warto zainteresować się Koreą Południową? Czytelnicy, którzy sięgną po ten przewodnik, mogą nigdy wcześniej nie mieć styczności z tym krajem — choć bardziej prawdopodobne, że fascynują się już koreańską muzyką, serialami, kosmetykami albo szeroko pojętą kulturą. Być może (tak jak ja) dopiero przymierzacie się do odwiedzenia Półwyspu Koreańskiego i w tym wypadku uważam, że ten przewodnik to świetny sposób na uporządkowanie planów wyjazdowych.

To, co ujęło mnie w tej książce, to sposób, w jaki autorka prowadzi czytelnika przez kolejne miejsca warte uwagi. Przewodnik podzielony jest na kilka rozdziałów, w których Ewa Białas-Bomba zabiera nas w podróż po Seulu — od historycznych pałaców, przez miejsca związane z gwiazdami K-popu, po lokalizacje znane z k-dram. Dla każdego znajdzie się tu coś interesującego. Podoba mi się też pomysł na trasy zarówno dla osób, które mają sporo czasu i mogą wybrać się do Busanu czy na wyspę Jeju, jak i dla tych, którzy planują krótszy wypad, ograniczając się do stolicy i jej okolic.

Autorka w gawędziarskim stylu opowiada o miejscach wartych uwagi, często przywołując ich historyczne znaczenie czy okoliczności powstania. Niejednokrotnie pojawiają się też nawiązania do k-dram (dla mnie, jako fanki, to dodatkowy smaczek), a przy okazji można „liznąć” odrobinę koreańskiej historii. Sama dzięki autorce dowiedziałam się, że Seul w czasach okupacji japońskiej był przez okupanta nazywany Gyeongseongiem — co od razu wyjaśniło mi tytuł jednej z dram.

Podobały mi się także informacje o historii poszczególnych miejsc, jak choćby strumienia Cheonggye i jego burzliwych losów. Równie ciekawie autorka opisuje wyspę Jeju — z jej „syrenami” oraz szlakami turystycznymi wartymi uwagi. Fani zakupów również znajdą tu coś dla siebie, bo w przewodniku pojawiają się zarówno modne dzielnice handlowe, jak i ich mniej znane, ale równie interesujące odpowiedniki.

Dużym plusem jest ostatni rozdział, poświęcony najważniejszym kwestiom związanym z wyjazdem do Korei. Kiedy jechać? Jakie dokumenty zabrać? Co z pieniędzmi i telefonem? Jak wygląda komunikacja miejska? Na te i wiele innych pytań autorka odpowiada w prosty i praktyczny sposób, dzięki czemu po skończonej lekturze w głowie zaczyna się już układać plan wyprawy. To co, kto wybiera się ze mną? Choćby na razie… palcem po mapie!

„Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią” Ewy Białas-Bomby to przewodnik, który pokocha każdy, kto choć trochę fascynuje się tym niezwykłym krajem. Pełen kolorowych zdjęć, ciekawostek, historii i praktycznych porad, prowadzi czytelnika zarówno przez wielkomiejskie ulice Seulu, jak i spokojne zakątki wyspy Jeju. Autorka zgrabnie łączy gawędziarski styl z konkretną wiedzą, dzięki czemu książka inspiruje do własnej podróży i ułatwia jej planowanie. To pozycja nie tylko dla fanów k-popu i k-dram, ale dla wszystkich ciekawych świata i kultury Korei Południowej. Z nią każda wyprawa staje się bliższa i bardziej realna — już dziś możesz zacząć marzyć, a jutro… ruszyć w drogę!



 

  • Autor: Białas-Bomba Ewa
  • Tytuł: Korea Południowa. Ojczyzna K-popu, w której tradycja przeplata się z technologią
  • Wydawnictwo: Pascal
  • Liczba stron: 336
  • Premiera: 30 lipiec 2025

8/06/2025

Oto "Czarny kwiat" Kim Young-ha

Oto "Czarny kwiat" Kim Young-ha


„Czarny kwiat” to czwarta książka Kim Young‑ha wydana w Polsce przez Kwiaty Orientu w 2015 roku. W tej powieści autor porusza mało znany fragment dziejów, opisujący losy około tysiąca Koreańczyków, którzy ruszyli za ocean w nadziei na lepsze jutro. 

W 1905 roku na pokład brytyjskiego statku wsiada 1 033 Koreańczyków, osoby z różnych grup społecznych, którzy wyruszają do Meksyku, zwabieni ofertą pracy i ziemi  W trakcie długiego rejsu wszyscy, od złodziei po arystokratów, doświadczają tragicznych i ciasnych warunków podróży . Po dotarciu na Półwysep Jukatan odkrywają, że zostali sprzedani jako robotnicy kontraktowi na plantacje  agawy i zmuszeni do ciężkiej pracy w skrajnie trudnych warunkach . Po latach niektórzy emigrują dalej, trafiają na plantacje w Gwatemali lub dołączają do ruchów rewolucyjnych, niektórzy zakładają nawet prowizoryczną „Nową Koreę” w dżungli w pobliżu ruin Majów .

To żałosny kraj, co takiego zrobił dla nas, że mielibyśmy wrócić? Czy nie głodził nas, gdy byliśmy młodzi, wystawił na wojnę, kiedy dorastaliśmy i porzucił, kiedy życie stało się w końcu znośne?

To była zupełnie inna lektura niż jakakolwiek koreańska książka, jaką dotąd czytałam. Działo się w niej bardzo wiele, mimo że można ją zaklasyfikować jako powieść historyczną, to oferuje znacznie więcej. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę opowieść i z ciekawością śledziłam, jak się potoczy. Akcja od razu wprowadza liczne, zróżnicowane postaci, które z czasem zyskują naszą sympatię lub ją tracą.

Historia ludzi, których los na koreańskiej ziemi sprawił, że zapragnęli czegoś więcej. Skuszeni obietnicą pracy, ziemi i lepszego życia, zdecydowali się opuścić dotychczas znany świat. Już po wejściu na pokład statku doznali szoku, spośród zróżnicowanych grup społecznych, mężczyzn i kobiet, musieli tłoczyć się na bardzo ograniczonej przestrzeni. Wielu z nich nie przeżyło tej podróży. A kiedy dotarli do Meksyku, zamiast wolności czekała ich niewola, w ciężkich warunkach żyli, pracując, by spłacić koszt własnego transportu. Wyrwani z własnej kultury, trafili do sytuacji często równie trudnych jak tych, których chcieli uciec… mimo że wielu było przyzwyczajonych do lepszego stanu życia.

Arystokraci, żebracy, chłopi i klasy niższe patrzyli na siebie bardzo uważnie w tym czasie pełnym napięcia. (...) Teraz na porządku dziennym było to, że motłoch wyzywająco trzymał głowy, gdy przechodził, ani nie ustępował na bok, kiedy spotykali się na korytarzu. Koreański system statusu, który był przeżytkiem nawet w Korei, zniknął bez śladu na pokładzie Ilforda.

W tej historii można wyodrębnić wiele wątków, które autor tylko delikatnie zaznacza. Po pierwsze młoda dziewczyna, córka arystokraty, dotychczas wychowywana w sferze kobiecej, na pokładzie statku przeżywa pierwsze zauroczenie i intymność, otwierając się na nowe możliwości. Obok niej pojawia się ojciec,  człowiek związany z dworem królewskim, który nie potrafi pogodzić się z utratą dawnego porządku i nierówności społecznych. Wśród pasażerów jest też złodziej i oszust, który wykorzystuje sytuację, by piąć się po szczeblach nowej społeczności.

Autor bardzo szeroko roztacza przed nami świat Jukatanu, nie skupiając się wyłącznie na koreańskich emigrantach, ale również na właścicielach hacjend, ich religijności i zderzeniu tego katolicyzmu z azjatyckim szamanizmem, który podróżnicy sprowadzili ze sobą. Przedstawione są również meksykańskie ruchy wyzwoleńcze, różnorodne wizje budowy nowego porządku oraz wojna domowa, które ostatecznie prowadzą do próby założenia „Nowej Korei” głęboko w dżungli . Choć te wątki wydają się odległe, splatają się, tworząc barwną, złożoną narrację, która prowadzi bohaterów rozmaitymi ścieżkami historycznej rzeczywistości.

To jest piekło. Jakiś straszny człowiek ślini się na mój widok, brat sprzedał mnie i nie mogę zobaczyć się ze swoim ukochanym. Ojciec zachowuje się jak żywy trup, a matka przestała mówić. Nie mogę tak żyć.

„Czarny kwiat” to powieść historyczno-przygodowa, w której autor przedstawia barwny przekrój bohaterów na tle dramatycznych przemian społecznych. To bardzo wielowymiarowa opowieść o cierpieniu, nadziei, walce o godność oraz poszukiwaniu tożsamości w warunkach kolonialnych. Lektura tej książki jest wyjątkowo istotna,  pozwala poznać mało znaną historię emigracji Koreańczyków, wzbogaca naszą wiedzę o Korei i zasługuje na to, by nie została przemilczana.
 



  • Autor: Kim Young-ha
  • Tytuł: Czarny kwiat
  • Tytuł oryginalny: 검은 꽃 (geom-eun kkoch)
  • Tłumaczenie: Marzena Stefańska-Adams
  • Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
  • Liczba stron: 320
  • Premiera: 01 styczeń 2015

8/03/2025

Kim są prawdziwe "Szczęściary" Magdalena Kordel

Kim są prawdziwe "Szczęściary" Magdalena Kordel


Które to już moje spotkanie z prozą Magdaleny Kordel, nie zliczę. Wiem jednak, że sięgając po książki tej autorki, raczej się nie zawiodę. Jej historie zwykle przynoszą mi ukojenie i chwile prawdziwego relaksu. Tym razem poznajemy cztery bohaterki oraz ich życiowe perypetie, zaskakująco bliskie codzienności każdej z nas.

Cztery kobiety, cztery różne historie i jedna wieloletnia przyjaźń, która pomaga przetrwać największe życiowe burze. Każda z bohaterek zmaga się z codziennością – tą zwyczajną, ale i tą, która potrafi wywrócić wszystko do góry nogami. Lato przynosi im nieoczekiwane wyzwania, ale też szansę na zmiany, o których wcześniej tylko cicho marzyły. 

To opowieść bardzo kobieca – pełna emocji, czułości i siły płynącej z relacji. Cztery bohaterki różni właściwie wszystko: temperament, życiowe doświadczenia, zawody, a nawet podejście do codzienności. A jednak łączy je coś niezwykłego – przyjaźń, która potrafi przetrwać każdą burzę. Każda z nich mierzy się z własnymi troskami, ale wie, że może liczyć na wsparcie – szczere słowo, rozmowę, obecność. I właśnie dlatego, mimo przeciwności losu, wszystkie są prawdziwymi szczęściarami.

To jedna z tych książek, które pochłania się błyskawicznie, z zaskoczeniem docierając do ostatniej strony – bo aż chciałoby się zostać z bohaterkami na dłużej. Ich losy szybko budzą sympatię, a różnorodne charaktery sprawiają, że na kartach powieści ciągle coś się dzieje. Autorka nie oszczędza swoich postaci – piętrzy przed nimi trudności, pokazując, że życie nie jest bajką. A jednak daje nadzieję: wszystko da się przetrwać, gdy obok stoi dobra dusza (albo nawet trzy), gotowe wspierać w każdej sytuacji.

Miłośnicy twórczości Magdaleny Kordel z łatwością dostrzegą charakterystyczne elementy, które pojawiają się także w tej historii. Nie zabrakło tu wyjątkowej babci – kobiety z charakterem, która bierze z życia pełnymi garściami i patrzy na świat przez pryzmat dawnych, może trochę lepszych czasów. Jest barwna, nietuzinkowa, pełna wspomnień i własnych zasad, a jednocześnie zaskakująco skutecznie wspiera młodsze bohaterki – na swój niepowtarzalny sposób.

Uśmiech z pewnością wywoła w czytelnikach wyprawa jednej z bohaterek do dobrze znanego miasteczka, które przywołuje wzruszenie, a może i łezkę, bo budzi wspomnienia pierwszych powieści autorki. Klimat tamtych wydarzeń przypomina właśnie te wcześniejsze historie – pełne ciepła, drobnych zbiegów okoliczności i komicznych pomyłek, które bawią i rozczulają jednocześnie.

„Szczęściary” to kolejna wspaniała powieść Magdaleny Kordel – ciepła, wzruszająca i pełna życiowego humoru. Historia bohaterek, choć tak zwyczajna, trafia prosto do serca i sprawia, że czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Autorka po raz kolejny pokazuje, że ma znakomite pióro i wyjątkowy talent do snucia opowieści, które wciągają od pierwszej strony. I jak zawsze – chciałoby się tylko jedno: więcej!
 





  • Autor: Kodel Magdalena
  • Tytuł: Szczęściary
  • Wydawnictwo: Znak 
  • Liczba stron: 316
  • Premiera: 16 lipiec 2025

7/31/2025

Jak wyglądała "Panna młoda z Powstania" Kazia Sitarz

Jak wyglądała "Panna młoda z Powstania" Kazia Sitarz


Już jutro minie 81. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Coroczne obchody tego wydarzenia pokazują, jak ważne było ono dla mieszkańców stolicy. Zryw powstańców — w większości warszawiaków — był wyrazem nadziei na wolność, ale też desperackim świadectwem tego, jak bardzo mieli dość niemieckiej okupacji. Zarówno o II wojnie światowej, jak i o samym Powstaniu powstało wiele publikacji — i nadal powstają nowe. Jedną z nich jest Panna młoda z Powstania autorstwa Kazi Sitarz. To książka, która odtwarza nie tylko dramatyczne wydarzenia 63 dni walk, ale także historię miłości Alicji i Billa Biegów, którzy powiedzieli sobie „tak” pośród ruin Warszawy.

Bazując na wspomnieniach Alicji Treutler‑Biegi i Billa Biegi oraz obszernym zasobie historycznych materiałów źródłowych, autorka snuje fascynującą opowieść o młodej miłości rozkwitającej w cieniu niemieckiej okupacji. Sceny z Powstania Warszawskiego żyją tu na każdej karcie – w dramatycznym tle 63 dni walk toczy się historia, która przetrwała nie tylko zniszczenia, ale i czas powojennej tułaczki. Książka nawiązuje do znanego zdjęcia z powstańczego ślubu, gdzie zamiast obrączek były kółka od firanek. 

Autorka podjęła się trudnego zadania — próby odtworzenia życia dwojga bohaterów, ich bliskich, realiów, w których przyszło im żyć, oraz uczuć, które ich połączyły. Książka ma ciekawą konstrukcję narracyjną: punktem kulminacyjnym jest ślub 13 sierpnia 1944 roku, który stanowi zarówno początek, jak i koniec opowieści. Późniejsze rozdziały przenoszą czytelnika między czasem wojny a późniejszym życiem bohaterów na emigracji. Choć taka klamra narracyjna wydaje mi się interesująca, to przeskoki między dwoma okresami nie do końca mnie przekonały. Być może autorka chciała zestawić ze sobą dwa zupełnie różne światy, w których przyszło żyć Alicji i Billowi, jednak w moim odczuciu bardziej chronologiczna narracja lepiej oddałaby dramatyzm ich historii.

Z ciekawością śledziłam losy bohaterów, odkrywając przy okazji elementy codziennego życia w czasie wojny, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Próby prowadzenia „normalnego” życia — wyjazdy na wakacje, nocowanie chłopaka w domu, na co kręciła nosem matka bohaterki — wydają się zaskakująco znajome i współczesne, a jednocześnie zupełnie nieprzystające do realiów okupacji. Ten kontrast sprawia, że jeszcze mocniej odczuwa się absurd wojennych czasów. Z kolei powojenne, a właściwie popowstańcze losy Alicji i Billa, szczególnie tuż po opuszczeniu Warszawy, wydają się wyjątkowo dramatyczne. Właśnie te pierwsze miesiące po Powstaniu najmocniej zapadły mi w pamięć.

Kolejne lata coraz bardziej oddalają rodzinę Biegów od Warszawy i Polski — emigracja najpierw do Wielkiej Brytanii, a później do Stanów Zjednoczonych staje się początkiem zupełnie nowego życia. Mimo to myślami nieustannie wracają do przedwojennej Warszawy, której nie da się już odnaleźć. Powroty do kraju, możliwe dopiero po wielu latach, tylko utwierdzają ich w przekonaniu, że tamta stolica, w której dorastali i którą kochali, przestała istnieć. Zostały jedynie wspomnienia i obrazy zapisane w pamięci.

Panna młoda z Powstania to książka, która nie tylko przybliża jedną z niezwykłych historii miłosnych z czasów Powstania Warszawskiego, ale też pozwala spojrzeć na wojnę i jej konsekwencje z bardzo osobistej perspektywy. Autorka z wyczuciem łączy fakty historyczne z emocjami, które mimo upływu lat nadal poruszają. Choć nie wszystkie zabiegi narracyjne do mnie przemówiły, cenię tę powieść za autentyczność. To również piękne świadectwo ogromnej miłości Alicji i Billa — uczucia, które przetrwało okupację, powstanie, emigrację i trudne lata powojenne. Ich historia dowodzi, że istnieje miłość, która potrafi pokonać każdą przeszkodę — i może właśnie dlatego tak bardzo zostaje w pamięci. Szczególnie teraz, kiedy przypada kolejna rocznica Powstania Warszawskiego, ta książka może poruszyć dodatkowe nuty w sercu każdego czytelnika.



  • Autor: Sitarz Kazia
  • Tytuł: Panna młoda z Powstania
  • Wydawnictwo: Emocje Plus Minus
  • Liczba stron: 408
  • Premiera: 23 lipiec 2025





7/28/2025

Przerażająca "Hiroszima" John Hersey

Przerażająca "Hiroszima" John Hersey

Z pewnością nie jestem jedyną osobą, którą same słowa „bomba atomowa” wprawiają w niepokój. Czy można wyobrazić sobie bardziej przerażającą sytuację dla zwykłego człowieka? Mimo upływu czasu w Europie wciąż budzi strach wspomnienie Czarnobyla, choć była to katastrofa naturalna, również wiązała się z promieniowaniem. Sama pamiętam zamykanie dzieci w domach i płyn Lugola, choć to raczej niewyraźne wspomnienie. Dlatego świadome zrzucenie bomby na ludzi i jego tragiczne skutki są dla mnie niewyobrażalne. John Hersey podjął się reportażu niemal natychmiast po wydarzeniach z 1945 roku, a jego książka niesie w sobie niezwykle ważny przekaz.

Książka Johna Herseya to przejmujący reportaż, który oddaje głos sześciu osobom ocalałym z wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę – wśród nich są m.in. młoda dziewczyna pracując w biurze, pastor, lekarz i matka samotnie wychowująca dzieci. Autor krok po kroku opisuje ich doświadczenia z dnia ataku i pierwszych godzin po nim. Wznowione wydanie zawiera również drugą część reportażu, napisaną w 1985 roku, w której Hersey wraca do swoich bohaterów po czterdziestu latach, by sprawdzić, jak życie z piętnem hibakusha wpłynęło na ich dalsze losy.

Sięgając po ten tytuł, od razu czuje się ciężar tematu, jaki porusza. Warto jednak na moment zatrzymać się przy autorze reportażu, Johnie Herseyu. Urodzony w Chinach, do Stanów Zjednoczonych wrócił dopiero jako dziesięciolatek. Jeszcze przed wojną pisał reportaże dla magazynu „Time”, a w czasie II wojny światowej był korespondentem wojennym. Jego tekst o Hiroszimie ukazał się w 1946 roku w „New Yorkerze”, rok po zrzuceniu bomby. Kolorowa, sielska okładka numeru w niczym nie zapowiadała dramatycznej treści. Nakład rozszedł się błyskawicznie, a reportaż zaczął żyć własnym życiem – publikowany w formie książki, tłumaczony na wiele języków, do dziś przejmująco przypomina o tragedii tamtych dni.

Wydanie przygotowane przez Wydawnictwo Znak Horyzont przyciąga wzrok kolorową okładką, zapożyczoną z pierwszego wydania reportażu w magazynie „The New Yorker”. W książce znajdziemy także wstęp Michała Choińskiego, który przybliża kulisy powstania tekstu oraz reakcje, jakie wywołał on wśród ówczesnych czytelników. Zwraca również uwagę na sposób pisania Herseya, pozbawiony emocjonalnego komentarza, zdystansowany wobec opisywanych postaci, co sprawia, że to sam czytelnik musi zmierzyć się z opisywaną tragedią i samodzielnie wyciągnąć wnioski.

To jedna z tych książek, których trudno jednoznacznie ocenić – a może nawet nie powinno się tego robić. Niesie ze sobą przerażające obrazy: ludzi, którzy przeżyli wybuch, doświadczając rozległych obrażeń, oraz miasta zniszczonego do cna: spalonego, rozdartego przez pożary, uderzonego tornadem, a jednocześnie miejsca, w którym zaskakująco szybko zaczęła odradzać się roślinność. Reportaż Herseya jest bardzo zdystansowany – i choć ten chłód momentami mi przeszkadzał, pozwolił mi też przebrnąć przez lekturę bez przytłaczającej fali emocji. Być może taki był zamysł autora, choć muszę przyznać, że współczesne, bardziej osobiste reportaże przemawiają do mnie mocniej.

Podczas lektury zaskoczyła mnie postawa mieszkańców Hiroszimy, którzy w pewnym sensie wydawali się pogodzeni z tragedią, jaka ich spotkała. W pierwszych godzinach po wybuchu pomagali sobie nawzajem, wspierali się w drobnych sprawach, często ignorując własne obrażenia. W kolejnych latach wielu z nich zdawało się akceptować fakt zrzucenia bomby, choć niektórzy nienawidzili Amerykanów, jednocześnie próbowali zrozumieć ich motywacje. Poruszyło mnie też to, jak mało wiedzieli wtedy o samej tragedii, nikt nie przypuszczał, że to bomba atomowa. Wśród ludzi krążyły przypuszczenia o benzynie, kwasie czy innych substancjach zrzucanych z samolotów, nikt nie potrafił jeszcze pojąć skali tego, co się wydarzyło.

„Hiroszima” to reportaż niezwykle ważny i wciąż bardzo aktualny, mimo upływu lat. Pokazuje, do czego może doprowadzić wojna, jak jedna decyzja może wpłynąć na życie tysięcy ludzi oraz jakie cierpienie może zadać ludzkości. Choć sam tekst wydaje się pozbawiony emocji i napisany z dystansu, wydarzenia, które opisuje, niosą ze sobą wystarczający ładunek emocjonalny. Dodatkowo część, napisana po czterdziestu latach, ukazuje, jak potoczyły się losy poszczególnych postaci i jaki wpływ na nie miała bomba atomowa. To książka, która zdecydowanie zasługuje na uwagę.






  • Autor: Hersey John
  • Tytuł: Hiroszima
  • Tytuł oryginalny: Hiroshima
  • Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
  • Wydawnictwo: Znak Literanova
  • Liczba stron: 232
  • Premiera: 16 lipiec 2025

7/25/2025

Jak to jest "Z dala od Gretchen" Susanne Abel

Jak to jest "Z dala od Gretchen" Susanne Abel


Książki osadzone w czasach II wojny światowej lub w jej okolicach towarzyszą mi od dawna. Zazwyczaj patrzę na ten okres przez pryzmat Polski albo krajów alianckich, takich jak Francja czy Wielka Brytania. Tym razem sięgnęłam po historię ukazującą niemiecką perspektywę — a właściwie perspektywę młodej dziewczyny, której przyszło dorastać w tamtych czasach. I co? Pochłonęłam ponad pięćsetstronicową cegiełkę w zaskakująco szybkim tempie, wciągając się zarówno w część historyczną, jak i współczesną.

Akcja książki toczy się dwutorowo – we współczesnych Niemczech i w czasach II wojny światowej. Gdy u 84-letniej Grety zostaje zdiagnozowana demencja, jej syn Tom zaczyna odkrywać przeszłość, o której matka dotąd milczała. Wspomnienia z dzieciństwa, ucieczka przed Armią Czerwoną, okupacja i zakazana miłość splatają się z pytaniami o rodzinne sekrety. Jedno stare zdjęcie staje się początkiem poszukiwań, które zmienią wszystko.

Często mam problem z historiami prowadzonymi dwutorowo, zazwyczaj współczesny wątek traktuję po macoszemu i trudno mi się w niego wystarczająco zaangażować. Tym razem jednak, ku własnemu zaskoczeniu, obie linie czasowe bardzo mi się podobały. Tom, główny bohater, początkowo skupiony głównie na sobie i irytujący się każdą przeszkodą w drodze do kariery i wygodnego życia, stopniowo się zmienia. Wraz z odkrywaniem przeszłości matki i rodzinnych tajemnic, zaczyna inaczej patrzeć na świat i swoje relacje z innymi.

Gretchen na początku jawi się jako samodzielna starsza pani, może trochę zaniedbana przez syna, ale radząca sobie całkiem nieźle. Autorka w mistrzowski sposób stopniowo odsłania zmiany, które zachodzą w jej zachowaniu, sprawiając, że to, co początkowo wydawało się zupełnie normalne, zaczyna nabierać nowego znaczenia. Te współczesne obserwacje płynnie przeplatają się z wojennymi i powojennymi wspomnieniami bohaterki, które choć pojawiają się nienachalnie, niosą ze sobą ogromny ładunek emocji.

W życiu młodziutkiej Gretchen od najmłodszych lat wiele się dzieje. Gdy wybucha wojna, ma zaledwie dziewięć lat. W jej rodzinie zdania na temat Hitlera i jego ideologii są podzielone, ale ona wraz z siostrą chłonie ówczesną retorykę poprzez udział w dziecięcych i młodzieżowych organizacjach. Już przed wojną ich życie nie było łatwe – nie należeli do zamożnych, radzili sobie, jak mogli. Czas wojny tylko pogłębia trudności. Potem przychodzi brutalna ucieczka przed Armią Czerwoną, niosącą ze sobą gwałty i śmierć. Autorka zarysowuje te wydarzenia z wyczuciem — są obecne, ale nie dominują opowieści. Dopiero dotarcie do Heidelbergu, gdzie Gretchen ma znaleźć schronienie u rodziny, staje się początkiem właściwej historii.

Nastoletnia miłość w czasach, kiedy nie ma się nic, kiedy samo spotkanie z amerykańskimi żołnierzami może ściągnąć na dziewczynę falę obelg ze strony niemieckiej społeczności. Gretchen odważa się pójść o krok dalej: zakochuje się w czarnoskórym amerykańskim żołnierzu, młodym chłopaku, który dopiero w Europie poczuł namiastkę wolności, tak odległą od realiów amerykańskiego Południa i wciąż żywego wpływu Ku Klux Klanu. Ich historia jest jednocześnie piękna i przejmująco bolesna — bo choć uczucie łączy, to świat wokół zdaje się robić wszystko, by je zniszczyć. 

Tytuł tej historii jest przewrotny, bo można go rozumieć w dwójnasób. Ten najbardziej oczywisty to oddalenie głównych bohaterów, którzy nie mogli być ze sobą z różnych powodów. Ale drugi, równie istotny, a może nawet bardziej znaczący, pochodzi z angielskiego: „Stay away from Gretchen” – to było przesłanie amerykańskiej armii do żołnierzy, by unikali kontaktów z niemieckimi dziewczętami i kobietami.

Autorka bardzo trafnie uchwyciła kontrast między uchodźcami z Prus Wschodnich, którzy po wojnie z pustymi rękami emigrowali na zachód Niemiec, a współczesnymi migrantami z krajów południowych, uciekającymi w 2015 roku przed wojną i szukającymi bezpiecznego życia. Zestawia ze sobą przeszłość i teraźniejszość, pokazując, że mechanizmy wykluczenia i uprzedzeń wciąż się powtarzają. Równocześnie pojawia się też inny kontrast — między Afroamerykańskimi żołnierzami, którzy dopiero w Europie doświadczyli bycia traktowanymi jak ludzie, a uchodźcami z krajów muzułmańskich, których odmienna kultura i religia stały się źródłem nieufności i niezrozumienia.

W książce pojawia się jeszcze jeden niezwykle ważny wątek, o którym nie sposób zapomnieć. To losy powojennych dzieci, urodzonych ze związków Niemek i afroamerykańskich żołnierzy, którzy z różnych powodów musieli wrócić do Stanów Zjednoczonych. Dzieci te, określane mianem „brown babies”, bardzo często były siłą odbierane matkom. Ówczesna polityka i społeczne uprzedzenia sprawiały, że nie były akceptowane w europejskim społeczeństwie. Trafiały do przytułków i domów dziecka, a stamtąd — do adopcji w USA. Ich dalsze losy układały się różnie: niektórym udało się trafić do kochających rodzin, inne miały znacznie mniej szczęścia. Matki, które czasem dowiadywały się o adopcji, a częściej nigdy nie otrzymały żadnej informacji o swoich dzieciach, przez lata nosiły w sobie tęsknotę i traumę.

„Z dala od Gretchen” to książka, która porusza wiele trudnych tematów o ogólnoludzkim wymiarze. Dotyka kwestii odmienności człowieka, emigracji, braku akceptacji, decyzji podejmowanych za innych, a także traum rodzinnych, które przechodzą na kolejne pokolenia. Autorka stworzyła historię, która z jednej strony wciąga od pierwszych stron, z drugiej – zmusza do refleksji nad problemami, o których często nie chcemy myśleć w codziennym życiu. To zdecydowanie lektura, po którą warto sięgnąć.

 


  • Autor: Abel Susanne
  • Tytuł: Z dala od Gretchen. Historia miłości, która nie miała prawa się wydarzyć
  • Tytuł oryginalny: Stay away from Gretchen - Eine unmögliche Liebe
  • Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
  • Wydawnictwo: Relacja
  • Liczba stron: 576
  • Premiera: 18 czerwiec 2025

7/22/2025

Poznaj "Serca żyjące nadzieją" Edyta Świętek

Poznaj "Serca żyjące nadzieją" Edyta Świętek



Po książki Edyty Świętek sięgam już od dawna w ciemno, a każda kolejna lektura to nie tylko gwarancja emocjonującej historii, ale i prawdziwa przyjemność zanurzenia się w świecie pełnym pasji i ludzkich dylematów. Kiedy kolejny tytuł to kontynuacja sagi, jak w tym przypadku, tym bardziej niecierpliwie czekam na rozwiązanie wydarzeń, które autorka zostawia zazwyczaj w newralgicznych momentach. Myślicie, że warto sięgnąć po ten tom?

Alina, po dramatycznym spotkaniu ze zbójcami, zaczyna dostrzegać w Eustachym nie tylko męża, ale i opokę, na której może polegać. Ich wspólne życie w Sandomierzu nabiera nowego wymiaru, gdy ich dom staje się schronieniem dla Marcjanny samotnie wychowującej synka. Jednak mroczne cienie przeszłości nie dają o sobie zapomnieć – odnalezienie szczątków Bożydara wstrząsa rodziną, a Eustachy staje przed odważną decyzją, która może odmienić ich przyszłość.

Z wielką radością powróciłam do świata stworzonego przez pisarkę, by sprawdzić, jak poradziła sobie Alina w trudnej sytuacji, czy Eustachemu udało się jej pomóc, jak potoczyły się losy Bożydara i czy naprawdę zapłacił za swoje postępowanie. Byłam także ciekawa, co stało się ze Stefanią i czy udało jej się wyjść z trudnych przeżyć. Odpowiedzi na te pytania znalazłam dość szybko, ale autorka, prowadząc fabułę do przodu, wprowadziła nowe wątki, na które wciąż nie mam odpowiedzi. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Każdy z bohaterów wywołuje w trakcie lektury szereg emocji. Postacie są wielowymiarowe, a autorka doskonale pokazuje, jak niektóre wydarzenia z przeszłości wciąż ranią, mimo że niektórzy z bohaterów zdają sobie sprawę ze swoich błędów i z ciężkim sercem patrzą w przyszłość. Interakcje między postaciami są różnorodne i przeplatają się w sposób barwny, tworząc wielowarstwowy obraz. Dzięki temu historia nie staje się ani na chwilę nudna.

Ten tom w największym stopniu koncentruje się na Alinie i Eustachym, ich wzajemnych relacjach, które stopniowo ewoluują. Choć bohaterowie długo nie potrafią nazwać swoich uczuć, ich więź przechodzi istotne zmiany. Autorka poświęca również sporo uwagi Michałowi, jego perypetiom w Krakowie oraz nowemu uczuciu, które znacząco wpłynie na jego życie. Nie można zapomnieć także o rodzinie Jasierków, której tragedia stała się początkiem równi pochyłej, prowadząc do rozpaczy, bankructwa i wywołując ogromne zmiany, które wpłyną także na innych bohaterów.

Autorka po raz kolejny zostawia czytelnika w zawieszeniu, jeśli chodzi o dalsze losy bohaterów, ale tym razem czas oczekiwania nie będzie długi, ponieważ kolejny tom zapowiedziano na wrzesień. Z pewnością sięgnę po niego, by dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej.

„Serca żyjące nadzieją” to kolejny tom sagi „Sandomierskie Wzgórza”, osadzony w Sandomierzu w XX-leciu międzywojennym. Bohaterowie rozwijają się, dojrzewają emocjonalnie i zmieniają życiowe priorytety, a wszystko to zostało napisane świetnym piórem autorki, co sprawia, że trudno oderwać się od tej lektury. Polecam ją każdemu, kto lubi sagi historyczne.

Sandomierskie wzgórza

Potomkowie złych ludzi | Zielarka z Doliny Pustelnika | Serca żyjące nadzieją



  • Autor: Świętek Edyta
  • Tytuł: Serca żyjące nadzieją
  • Seria: Sandomierskie wzgórza #03
  • Wydawnictwo: Mando
  • Liczba stron: 392
  • Premiera: 21 maj 2025

7/19/2025

Kim jest "Wyjarzmiona" Renata Bożek

Kim jest "Wyjarzmiona" Renata Bożek


Są takie książki, które trudno się czyta, jeszcze trudniej ocenia, ale które zdecydowanie warto poznać, choćby po to, by poszerzyć horyzonty i spojrzeć z innej perspektywy na tematy, które wydają się znane, ale nie do końca przeżyte. "Wyjarzmiona" to właśnie jedna z takich lektur: brutalna, pełna brudu codzienność bohaterki zostaje mocno odciśnięta w świadomości czytelnika, zmuszając do emocjonalnego zaangażowania i refleksji.

Bohaterką tej historii jest Rozalia Balawender, dziewczynka z ubogiej wsi na Lubelszczyźnie, która w 1831 roku poprzysięga zemstę dziedzicowi. Mijają lata, a ona przechodzi niezwykłą drogę: z bosego dziecka staje się elegancką panną młodą u progu ślubu z majętnym mężczyzną. Po drodze uczy się czytać, poznaje świat wielkiego miasta i bezwzględnych reguł społecznej gry. Każdy kolejny krok to dla niej walka o przetrwanie i o siebie, czasem za cenę lojalności, moralności, a nawet własnych korzeni.

To nie jest łatwa lektura i to na wielu poziomach. Już od pierwszych zdań czytelnik musi się mentalnie przestawić, wejść w świat chłopstwa, zrozumieć nie tylko trudy ich codziennego życia, ale też oswoić się z językiem, który może stanowić barierę. Gwara, jaką posługują się bohaterowie, mocno odróżnia chłopa od „Poloka”, podkreślając podziały społeczne i kulturowe. Dodatkowym wyzwaniem jest zwarta, gęsta narracja, dialogów jest niewiele, a chociaż historia opowiadana jest w trzeciej osobie, to silne zespolenie narracji z Rozalką sprawia wrażenie, jakby to ona sama snuła tę opowieść.

Perspektywa głównej bohaterki sprawia, że wiele życiowych kwestii wydaje się oczywistych i przez to łatwo mogą umknąć podczas lektury. To książka, która wymaga skupienia. Autorka pokazuje dziecko wychowane w przekonaniu, że najważniejsze jest przetrwanie, nawet kosztem innych. Rozalka od najmłodszych lat uczy się myśleć przede wszystkim o sobie, bo tylko to daje jej szansę na przeżycie w brutalnym świecie. Już na pierwszych stronach uderza obojętność wobec cierpienia i śmierci, może dlatego, że śmierć to codzienność, obecna tuż obok od zawsze, a może dlatego, że nie dotyczy bliskich, chłopów takich jak ona.

Książka podzielona jest na trzy części: wieś, dwór i miasto, każdy z tych etapów symbolicznie oddala Rozalkę od rodzinnej chaty. Choć każde nowe miejsce daje jej szansę na zmianę, to równie często przynosi cierpienie i trudne doświadczenia. Początkowe rozdziały przesiąknięte są lubelską gwarą, która naturalnie towarzyszy jej dzieciństwu. Z czasem, wraz z dorastaniem i nauką przy każdej nadarzającej się okazji, język Rozalki staje się coraz bardziej literacki, bardziej „polski”, choć w głębi duszy wciąż nosi to, czego nauczyła się w domu.

Podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chłopi ukazani są niemal na poziomie zwierząt albo prymitywniejszych form homo sapiens, żyją po to, by przeżyć, pracują, piją, nie myślą o niczym poza przetrwaniem. Kobiety zajmują jeszcze niższą pozycję, wychodzą spod władzy rodziców prosto pod but przyszłego męża, który bije i upija się na umór. Dzieci od najmłodszych lat uczą się życia jako nieustannej walki — walczą o jedzenie, uwagę, przetrwanie, nie mając w sobie przestrzeni na myślenie o drugim człowieku. Każda inność, fizyczna, psychiczna, społeczna, jest wyśmiewana, potępiana i często kończy się tragicznie.

Życie Rozalki zmienia się dzięki nauce, która w połączeniu z jej rozwiniętym cwaniactwem pozwala jej stopniowo wspinać się po drabinie społecznej. Jednocześnie autorka ukazuje, że na każdym etapie życia, szczególnie jako kobieta, bohaterka jest wykorzystywana — i to w sposób, który wydaje się całkowicie normalny dla wszystkich wokół. Dwór, choć wydaje się być lepszym miejscem, również przynosi brutalne doświadczenia, a miasto, które miało być jej wyzwoleniem, wcale nie zmienia jej losu na lepsze. Wręcz przeciwnie, przynosi nowe, tragiczne wydarzenia, które na zawsze rysują jej życie.

„Wyjarzmiona” to powieść, w której autorka wyraźnie ukazuje przepaść między chłopami a szlachtą. Perspektywa chłopki, która dorasta w trudnych warunkach, a potem staje się młodą kobietą z ambicjami, ukazuje drobne kroki ku lepszemu życiu. Dzięki determinacji Rozalka wychodzi z kurnej chaty, a jej historia kończy się w momencie oświadczyn bogatego mężczyzny. W trakcie lektury czytelnik napotyka wiele trudnych, brutalnych i niewyobrażalnych dla współczesnego odbiorcy sytuacji, ale ta książka ma także ogromną wartość edukacyjną, otwierając oczy na to, jak wyglądał świat zaledwie dwieście lat temu.





  • Autor: Bożek Renata
  • Tytuł: Wyjarzmiona
  • Wydawnictwo: Marginesy
  • Liczba stron: 352
  • Premiera: 23 kwiecień 2025

7/16/2025

Jak wygląda "Nasza wielka letnia ucieczka" Małgorzata Lis

Jak wygląda "Nasza wielka letnia ucieczka" Małgorzata Lis


Lato to idealny moment na lekką lekturę, która wywołuje śmiech, wzruszenie i pozwala oderwać się od codzienności. Taka właśnie jest najnowsza powieść Małgorzaty Lis – szybka do pochłonięcia, pełna emocji i wakacyjnego klimatu. Choć bohaterki planowały wyprawę do słonecznej Portugalii, los poprowadził je w zupełnie innym kierunku.

Pięć przyjaciółek postanawia wyjechać bez mężów, dzieci i codziennych obowiązków – ich wymarzonym celem miała być Portugalia, ale nieoczekiwany postój w Monachium zmienia wszystko. Zamiast Atlantyku trafiają nad urokliwe jezioro Chiemsee, otoczone alpejskimi szczytami, które staje się ich improwizowanym azylem od życia w biegu. Ta zmiana planów staje się początkiem serii komicznych i nieoczekiwanych wydarzeń – pojawiają się mężowie, nastolatek z własną ideą na wakacje, a przyjaciółki zaczynają przeżywać chwile, których nie zaplanowały.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Lis okazało się wyjątkowo udane, choć początkowo nie byłam pewna, czy ta historia mnie porwie. Jednak z każdą kolejną stroną, z każdym nieoczekiwanym zwrotem akcji i szalonym pomysłem bohaterów, uśmiech coraz częściej gościł na mojej twarzy. Nasza wielka letnia ucieczka nawiązuje do wcześniejszej powieści autorki "Naszej wielkiej zimowej ucieczki" której wcześniej nie czytałam. Mimo to nie czułam się zagubiona, a wzmianki o zimowym wyjeździe jedynie rozbudziły moją ciekawość i sprawiły, że z ochotą sięgnę po tamtą książkę.

Choć bohaterki tworzą zgraną paczkę, na co dzień ich drogi rzadko się przecinają. Każda z nich prowadzi inne życie, ma odmienne pasje, plany i temperament, co staje się źródłem zarówno zabawnych sytuacji, jak i drobnych sprzeczek – zupełnie jak w prawdziwej przyjaźni. Na drugim planie pojawiają się także ich partnerzy, którzy po wspólnej zimowej przygodzie również zacieśnili więzi i teraz spędzają czas na męskich spotkaniach przy grach. W tle przewija się też postać zbuntowanego nastolatka, który – korzystając z nieobecności matki – ma własną wizję na te kilka dni wakacyjnej wolności.

Autorka z dużą swobodą buduje zabawne sytuacje, które nie tylko bawią, ale też zbliżają bohaterów – każdy trafia do Niemiec z innego powodu, żeby ostatecznie spotkać się w niespodziewanym miejscu. Nieporozumienia, przypadkowe zdarzenia, nietrafione decyzje i komiczne zbiegi okoliczności tworzą barwną, dynamiczną mozaikę, osadzoną w pięknych okolicznościach niemieckich Alp. Całość napisana jest lekkim, przyjemnym językiem, co sprawia, że książka idealnie sprawdza się jako letnia lektura – odpręża, relaksuje i po prostu dobrze się ją czyta.

„Nasza wielka letnia ucieczka” to idealna książka na zaplanowany urlop – szczególnie dlatego, że historia bohaterek przypomina, jak szybko nawet najlepiej ułożone plany mogą się posypać. To lekka, pełna humoru opowieść, w której nie brakuje zbiegów okoliczności, zaskakujących wydarzeń i szczerych emocji. Bawi, poprawia humor i zostawia po sobie uśmiech – dokładnie taka powinna być wakacyjna lektura.
 



  • Autor: Lis Małgorzata
  • Tytuł: Nasza wielka letnia ucieczka
  • Wydawnictwo: Emocje Plus Minus
  • Liczba stron: 
  • Premiera: 14 maj 2025

7/13/2025

Jakie zapachy przynosi "Cukiernia w płatkach wiśni" Kuang Feng

Jakie zapachy przynosi "Cukiernia w płatkach wiśni" Kuang Feng

 


Literatura wschodnioazjatycka, choć tak odmienna od naszej rodzimej, ma w sobie coś przyciągającego — często trudno się od niej oderwać. Do tej pory sięgałam po książki autorów chińskich, japońskich i koreańskich, jednak po raz pierwszy w moje ręce trafia literatura tajwańska. Kuang Feng zaprasza czytelników w podróż pełną drobnych, słodkich przyjemności — opowiada o świecie tradycyjnych tajwańskich ciastek, a przy tym subtelnie wprowadza w bogactwo japońskiej kultury wagashi.

Młody Tajwańczyk An‑Chan zaczyna pracę w japońskiej cukierni, gdzie przygotowuje wagashi – tradycyjne słodycze, a przy okazji poznaje Emiko, dziewczynę rozdarte między tradycyjnymi zobowiązaniami a własnymi marzeniami. Po bolesnym rozstaniu wraca do Tajwanu i podejmuje pracę w rodzinnej piekarni prowadzonej przez swojego stryjecznego dziadka (wujka), gdzie odkrywa zarówno tajniki wypieków, jak i na nowo odnajduje sens życia.

Autorka zaprasza czytelnika do świata słodkości, ukazując dwa odrębne, lecz równie fascynujące światy – japoński i tajwański – w których tradycja odgrywa kluczową rolę. Główny bohater, poszukując swojej drogi, najpierw trafia do japońskiego sklepu z wagashi, a później – z inicjatywy matki – podejmuje pracę w cukierni prowadzonej przez swojego stryjecznego dziadka.

Wątek młodego chłopaka, który nie do końca wie, co zrobić ze swoim życiem, dobrze oddaje współczesne dylematy wielu młodych ludzi. Nie każdy od razu odnajduje swoją ścieżkę – czasem potrzeba prób, błędów i doświadczeń, które uczą, nawet jeśli bywają bolesne. Zakończenie tej historii również bardzo mi się podobało – jest nieoczywiste i pokazuje, że to, czego oczekują od nas inni, nie zawsze okazuje się najlepszym wyborem.

Pamiętaj, że w dziedziczeniu niekoniecznie chodzi o to, by coś utrzymać. Dziedzictwem jest to, co na zawsze pozostaje w sercu.

Równocześnie na drodze An-Chana pojawiają się osoby, które wpływają na jego wybory i przyszłe życie. Każde, nawet najkrótsze spotkanie, niesie ze sobą znaczenie. Ludzie z odmiennym bagażem doświadczeń i innymi priorytetami sprawiają, że bohater również się zmienia – powoli, często w sposób niedostrzegalny dla otoczenia. To właśnie te krótsze i dłuższe relacje mają największy wpływ na kształtowanie jego wewnętrznego „ja”.

Cała historia przesiąknięta jest zapachem ciastek, którym autorka poświęca wiele uwagi. Z jednej strony przybliża tradycyjne tajwańskie wypieki gao-bing, z drugiej – kompozycje wagashi, prawdziwe wizualne arcydzieła. Kuang Feng szczegółowo opisuje proces tworzenia tajwańskich słodkości: od doboru proporcji, przez formowanie kształtów, aż po technikę wypieku. Przez większość opowieści czuć radość płynącą z samego tworzenia – zarówno tę, którą daje praca z ciastem, jak i tę, którą przeżywa bohater, odkrywając nowe umiejętności.

Nie każda osoba, która nas przemienia, musi pozostać w naszym życiu na zawsze. Wiele z nich pojawia się tylko na chwilę. (...) Jeśli jednak pamiętasz kogoś na zawsze, to jest on kimś więcej niż tylko przechodniem. 
Cukiernia w płatkach wiśni to opowieść, która nie daje prostych odpowiedzi. Z jednej strony ukazuje poświęcenie dla tradycji, z drugiej – potrzebę poszukiwania własnej drogi. Bohaterowie znajdują się na różnych etapach życia, przeżywają rozterki, ale też doświadczają wielu chwil radości. Przypadkowe spotkania przynoszą zarówno uśmiech, jak i smutek. To historia pełna refleksji, a jednocześnie lekka i przyjemna w odbiorze.



  • Autor: Kuang Feng
  • Tytuł: Cukiernia w płatkach wiśni
  • Tytuł oryginalny: 揚子堂糕餅舖 (Yángzǐ táng miànbāo diàn)
  • Tłumaczenie: Ewa Ratajczyk (z angielskiego)
  • Wydawnictwo: Mando
  • Liczba stron: 352
  • Premiera: 07 maj 2025

7/05/2025

Poznaj "Coast Road. Powieść" Alan Murrin

Poznaj "Coast Road. Powieść" Alan Murrin


Jeszcze do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że w Europie, tak blisko nas, istniało państwo, w którym aż do lat 90. rozwód był nielegalny. Ludzie żyli więc w nieszczęśliwych małżeństwach – uwikłani w zdrady, przemoc, milczenie i poczucie bezsilności. Przede wszystkim jednak byli pozbawieni prawa wyboru: odejść albo zostać i zawalczyć. Alan Murrin w Coast Road zabiera nas do Irlandii tuż przed referendum dotyczącym zmiany prawa. Przedstawia losy kilku kobiet z małego nadmorskiego miasteczka, których codzienność i dylematy doskonale oddają napięcie tamtego czasu.

Historia przenosi czytelnika do 1994 roku w małe irlandzkie miasteczko na wybrzeżu, gdzie rozwód dalej jawi się jako odległe marzenie. W centrum opowieści znajduje się Colette Crowley – poetka, która po skandalu i romansie powraca do rodzinnego domu z nadzieją na odbudowę życia. Z pomocą Izzy, zagubionej w swoim własnym, pełnym napięć małżeństwie, próbuje odzyskać kontakt z dziećmi, ale szybko uświadamia sobie, że społeczna i religijna konsternacja może ją całkowicie odrzucić. Do tego wokół krążą cienie ponurych losów Dolores – w ciąży, uwięzionej w dominującym związku – oraz innych kobiet, których codzienność zapisuje się w ciszy i plotkach.

Trzy bohaterki Coast Road na pierwszy rzut oka wydają się zupełnie różne. Każda z nich stoi w innym punkcie życia, nosi w sobie inne pragnienia, podejmuje inne decyzje. A jednak im głębiej wchodzimy w tę historię, tym wyraźniej widać, że łączy je coś więcej niż tylko miejsce zamieszkania – wszystkie tkwią w mniej lub bardziej nieszczęśliwych związkach. Colette, która odważyła się postawić na wolność, zapłaciła za to najwyższą cenę: utratę kontaktu z dziećmi. Wraca do rodzinnego miasteczka z nadzieją na odbudowę więzi, ale szybko okazuje się, że nie tylko mąż zamknął przed nią drzwi – zrobiło to również całe lokalne społeczeństwo. Staje się obiektem plotek, niechęci i natarczywości, jakby jej samotność uprawniała innych do przekraczania granic. Choć wina nie leży wyłącznie po jednej stronie – Colette sama pozwala się zepchnąć na margines. W jej działaniach widać cień depresji, zagubienie, ucieczkę w alkohol i toksyczne relacje. To postać skomplikowana, niejednoznaczna, a przez to tak prawdziwa i poruszająca.

Izzy z pozoru wiedzie najbardziej uporządkowane życie – dom, dzieci, mąż z politycznymi aspiracjami. Ale to tylko fasada. Im bardziej poznajemy jej codzienność, tym mocniej odsłaniają się rysy w tym idealnym obrazie. Jako żona lokalnego polityka powinna dawać przykład – uśmiechać się, wspierać, milczeć. Tymczasem w jej domu nie brakuje awantur, napięcia, długich dni ciszy i poranków z bólem głowy po „znieczulającym” winie. Mąż Izzy okazuje się coraz bardziej zaborczy, a jego lęk przed społecznym osądem wydaje się większy niż faktyczna troska o relację. Mimo to Izzy nie porzuca rodziny – wybiera walkę. O codzienny spokój, o relacje, które być może da się jeszcze uratować, o siebie samą w świecie, który od kobiety oczekuje wyłącznie poświęcenia.

Najtrudniej patrzy się na los Dolores – kobiety, która od początku wydaje się stać na najbardziej przegranej pozycji. Matka kilkorga dzieci, z kolejnym w drodze, tkwi w małżeństwie z mężczyzną brutalnym i niewiernym, który coraz mniej wysila się na pozory. Jego zdrady są niemal ostentacyjne, a przemoc – fizyczna i psychiczna – stała się codziennością. Dolores zbyt długo wierzyła, że coś jeszcze da się uratować, że wystarczy przetrwać. Ale nawet najbardziej cierpliwa i zrezygnowana kobieta może dojść do granicy, której nie da się już zignorować. Jej decyzja, kiedy wreszcie nadejdzie, nie będzie spektakularna – ale będzie prawdziwa. To właśnie w tej cichej determinacji, w chwili, gdy zostaje obdarta z resztek złudzeń, odnajduje siłę, by dokonać wyboru, którego długo nie dopuszczała do siebie nawet w myślach.

Mężczyźni w tej historii wypadają na tle kobiet wyjątkowo słabo – często bierni, skupieni na własnych potrzebach i przywilejach, niechętni do refleksji czy zmiany. Zdradzają, milczą, ranią – czasem z wyrachowaniem, czasem z obojętności. Ich obecność w życiu bohaterek bywa destrukcyjna, a jednocześnie trudna do całkowitego odrzucenia. Jedynym mężczyzną, który budzi sympatię, jest wikary – postać pozornie drugoplanowa, ale znacząca. Wnosi powiew świeżości, otwartości i empatii, przecząc stereotypowej wizji duchownego w zamkniętej społeczności. Co ważne, Alan Murrin nie poprzestaje na prostym podziale na dobrych i złych – jego męscy bohaterowie są wielowymiarowi, często targani przez własne demony, uwarunkowania społeczne i lęki. Nie usprawiedliwia ich, ale próbuje zrozumieć.

Najbardziej poruszającymi postaciami tej historii okazują się jednak dzieci – ciche ofiary dorosłych decyzji i zaniechań. Najwyraźniej widać to w domach Izzy i Colette, gdzie chłopcy na swój sposób próbują poradzić sobie z emocjonalnym chaosem. Jedni reagują wycofaniem, inni złością, jeszcze inni – zamknięciem się w sobie. Murrin z dużą wrażliwością pokazuje, że to właśnie najmłodsi najdotkliwiej odczuwają skutki społecznych i rodzinnych ograniczeń – nawet jeśli nie zawsze potrafią o nich mówić.

Coast Road przenosi czytelnika do połowy lat 90., do małego irlandzkiego miasteczka, gdzie Alan Murrin z niezwykłą wrażliwością ukazuje codzienność kilkorga bohaterów, splątaną w trudnych relacjach rodzinnych. To opowieść o różnych spojrzeniach na małżeństwo, o wyborach, które mogą doprowadzić do życiowych tragedii, ale też o cichym pragnieniu zmiany – nawet jeśli świat wokół nie jest na nią gotowy. Autor maluje duszną atmosferę zamkniętej społeczności, pełnej osądów, uprzedzeń i lęku przed innością. A jednocześnie pozwala nam zajrzeć głęboko w umysły bohaterów – zrozumieć ich motywacje, słabości, samotność. To lektura wartościowa i poruszająca, pozostająca w myślach długo po przewróceniu ostatniej strony.





  • Autor: Murrin Alan
  • Tytuł: Coast Road. Powieść
  • Tytuł oryginalny: Coast Road
  • Tłumaczenie: Mikołaj Denderski
  • Wydawnictwo: Bo.wiem
  • Liczba stron: 256
  • Premiera: 05 maj 2025
Copyright © 2014 Książkowe Wyliczanki , Blogger